Trzech muszkieterów, czyli groteskowy urząd prezydenta

Dopiero, gdy trzech byłych zwierzchników sił zbrojnych (i strażników żyrandola) zebrało się w jednym miejscu, by napisać do spóły list, okazało się w pełnej krasie, jacy zabawni byli to ludzie i jak smutno ta zabawność wygląda.

Trzech muszkieterów. Jeden: stoczniowy trybun ludowy, obdarzony wiecową i tylko wiecową charyzmą. W swoim mniemaniu autor niepodzielny „zwycięskiego boju z komuną”, z niewyjaśnioną od ćwierćwiecza z okładem sytuacją lustracyjną, która nie pozwala jednoznacznie tego boju ani ocenić, ani zrozumieć. Pałowany i głaskany naprzemiennie przez establishment, konsekwentny wyłącznie w sprawach agendy agenturalnej i „miłości” do Kaczyńskich. Niewiele chyba z polityki rozumiejący oprócz tych dwóch pasji. Cwany robociarz, którego ambicja i historia pchnęła do sprawowania urzędu, do którego nie dorósł.

Drugi. Komunistyczny aparatczyk, niby wykształcony, niby przystojny, choć z nadwagą, ale i z ładną żoną. Tylko nawalony troszkę nie wtedy, kiedy trzeba i ponad zdrowy rozsądek. Międzynarodówkowy sowiet od braci Rosjan przefarbowany pod Amerykanów, współtworzący na truchle PZPR „nową” lewicę-socjal-jak najbardziej. Po półwieczu błędów i wypaczeń tworzył nawet lewicę demokratyczną, której język i kultura polityczna pokazywała niezbicie, że to nowa lewica.
(Od starej różniła się nazwą i koniecznością większych starań podczas kampanii, niż przed dobrą zmianą z 1989 r).

Ostatni wreszcie muszkieter, wyzbyty z wąsów nawet, lider racjonalnej, uładzonej i kulturalnej Polski, którego wyobraźnia galopowała między kaszalotami, brudnymi nogami i szogunatem. Facet, który nawet Kwaśniewskiemu dorównywał, tyle że na trzeźwo. Wreszcie, gdy polski ciemnogród podziękował mu za współpracę, na allegro zaczęły pojawiać się przedmioty z pałacu, który do tej pory zamieszkiwał.

A to przecież krótka lista z możliwych dziesiątek na temat tych trzech muszkieterów. Przed nimi był tylko Jaruzelski, zbrodniarz komunistyczny i współautor przemian, które odczuwamy po dziś dzień.

Między muszkieterami był Lech Kaczyński- w porównaniu do kwartetu (uwzględniając towarzysza generała)- człowiek z zupełnie innej bajki, którego niestety wykrzywia hagiografia z jednej strony i nienawiść z drugiej.

Marek Migalski napisał naznaczony przesadą tekst o Dudzie-prezydencie, ale zwraca uwagę na rzeczy, które mogą boleć. Do osiągnięć poprzedników długa droga, ale i czasu przed Dudą jeszcze dużo. Nadal może się udać nadgonić konkurencję.

Płaszczyzna powagi urzędu prezydenta też wymaga dobrej zmiany. W państwie dziwnych prezydentów, niezależnie od sympatii i antypatii życzmy Dudzie więcej powagi od sygnatariuszy listu.

Smutne, że poza muszkieterami, list ws. przywrócenia demokracji podpisał człowiek tak przytomny, jak Ryszard Bugaj.

Jerzy Kopański- redaktor naczelny Frondy LUX