Czytając prawicowych publicystów (a nieco rzadziej również intelektualistów) można niemalże wysnuć tezę, że za wszystko, co złe w sferze idei III RP, odpowiada jeden człowiek – absolwent historii Adam Michnik.
Adam, Adamowi, O! Adamie
W jakiś sposób do osoby Michnika odnosili się wszyscy ludzie prawicy, zarówno intelektualiści, jak i publicyści. Aby nie szukać daleko: Adam Michnik to człowiek, który pierwszy podzielił Polskę i Polaków, zanim jeszcze powstała III RP, stwierdził Ryszard Legutko. Dalej Bronisław Wildstein: Michnik jest rzecznikiem oligarchii przebranej w ultrademokratyczny kostium. I dalej Robert Tekieli: AntyKościół Michnika jest ideowy. Ma on bowiem o wiele większe ambicje. Nie chce być jedynie polskim Murdochem. Chce, by głoszona przez niego nauka stała się powszechnym wyznaniem w Polsce. W Europie. Na świecie. Środowisko Michnika chce zająć miejsce Kościoła. Swą ideologią chce zastąpić religię. Już kiedyś próbowali zrobić to ich wujkowie i ciotki rewolucji. Urodzeni w latach 40. i 50. zamienili język marksizmu na język ideowego konsumpcjonizmu. Ale robią to samo. Adam Michnik czuje się papieżem. Tak jak Lenin czuł się Bogiem. I nie dostrzega, że ten papieski fotel już jest zajęty. I że on sam czeka w długiej kolejce podobnych mu współczesnych antypapieży, Ludwik Dorn: Już w początkach niepodległości wiedziałem, że jest w Polsce dwóch ludzi w wybitnym stopniu posiadających szczególną polityczną cnotę, „virtu”, czyli wg Machiavellego odwagę, dzielność i umiejętność wykorzystywania dla ambitnych celów politycznych Fortuny, nieuniknionej zmienności losu. Byli to Adam Michnik i Jarosław Kaczyński czy Zbigniew Herbert: Michnik jest manipulatorem. To jest człowiek złej woli, kłamca. Oszust intelektualny. Ideologia tych panów, to jest to, żeby w Polsce zapanował „socjalizm z ludzką twarzą”. To jest widmo dla mnie zupełnie nie do zniesienia. Jak jest potwór, to powinien mieć twarz potwora. Ja nie wytrzymuję takich hybryd, ja uciekam przez okno z krzykiem. Cytaty można mnożyć w nieskończoność, a te przytoczone stanowią jedynie wierzchołek góry lodowej. Do tego grona należy dopisać znaczne grono publicystów na czele z Rafałem Ziemkiewiczem, który jest z kolei autorem (skądinąd bardzo trafnego) terminu michnikowszczyzna określającego pewien sposób myślenia o świecie.
Adam Michnik staje się wręcz punktem odniesienia dla polskiej prawicy. Człowiekiem-symbolem, z którym można utożsamić całe zło III RP. Liberalizm – Michnik, brak lustracji – Michnik WSI – Michnik. Twórca i redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” przebija w tym Tuska, Komorowskiego i wszystkich pozostałych włodarzy ostatnich lat.
Najciekawszym jest, że Michnika w taki sposób traktuje jedynie prawica. W środowiskach liberalnych jest on co prawda nadal jasną gwiazda na firmamencie, ale nie znajduje się już w jego centralnym miejscu. „Wyborcza” już od dawna nie stanowi bezpośredniej platformy jego myśli. Ba, można powiedzieć, że Michnik, podobnie jak większość ludzi-symboli, jest chwalony, ale nie słuchany. Przykład? Proszę wymienić jego dwie ostatnie książki. Prawda jest taka, że od czasu Wściekłości i wstydu żadna z jego publikacji nie stała się naprawdę popularna, a dwie ostatnie przeszły bez większego echa. Mam tu na myśli zarówno o antologię Przeciw antysemityzmowi 1936-2009, jak i wydanego jedynie po rosyjsku Antyradzieckiego rusofila – znamienne jest, że ta pozycja nie została nawet przetłumaczona na polski.
Tymczasem prawica zdaje się tego nie zauważać i trwa w granicach podziałów, które królowały w Polsce w latach 90. ubiegłego stulecia. Wówczas Adam Michnik i „Gazeta Wyborcza” rzeczywiście nadawali ton debacie publicznej, lecz dziś ich znaczenie wyraźnie się zmniejszyło.
Nieśmiertelna Gazeta
Pogłoski o mojej śmierci były mocno przesadzone – tym zdaniem można skwitować pojawiające się co rusz doniesienia o upadku „Gazety Wyborczej”. Koniec redakcji na Czerskiej triumfalnie ogłaszają publicyści „wSieci”, „Gazety Polskiej” i „Do Rzeczy”. Nic z tego jednak nie wynika, bo „Wyborcza” jak na złość zwinąć się nie chce. Upada i upada, i upaść nie może. I pewnie mimo wszystko rychło nie upadnie, bo nawet jeśli stanie się zupełnie nierentowna, to Agora nie pozwoli sobie na stratę flagowej marki i będzie do niej dopłacać.
W wieszczeniu końca Czerskiej ujawnia się natomiast pewien paradoks. Z jednej strony Gazeta ledwie dycha, już ma skończyć się jej żałosny los, z drugiej strony ciągle jest potęgą, która panuje nad rządami umysłów i wychowuje całe legiony michnikowszcyzny. Więc jak to naprawdę jest?
Demon zwany Adamem
Medialny mainstream w postaci „DoRzeczy” i „Gazety Polskiej” to nic w porównaniu ze środowiskami „prawdziwej Polski i prawicy”. Tam Adam Michnik zdaje się być w najlepszym razie jednym z demonów (najpewniej zajmującym miejsce gdzieś obok Belzebuba i Azazela), demiurgiem, władcą już nie tylko umysłów, ale i dusz. Staje się w tych narracjach wręcz półbogiem, który włada Polską niczym podzielnym księstwem.
Splatają się tutaj rozliczne wątki – od okultyzmu, przez masonizm, po stary dobry judaizm. Michnik jest albo elementem wielkiej machiny wrogów Polski, którzy wyhodowali go w celu zniszczenia kraju, albo – w co bardziej ekstremalnych interpretacjach – twórcą tej machiny. Nikt tak nie podnosi rangi Adama Michnika jak polska prawica.
Oczywiście w tę narrację wpisuje się również wątek antysemicki, jakże popularny wśród „prawdziwych Polaków”. Fakt, że Michnik pełni tu rolę pierwszego z demonów, już nie dziwi, skoro i Kaczyński, i hierarchowie Kościoła mają być zdrajcami wywodzącymi się wprost z rodu Izraela. To naturalne, że w rejonach prawdziwe polskich, gdzie każdy, kto osiągną cokolwiek, jest z automatu Żydem, to Adam Michnik gra pierwszą rolę.
Michnik zredukowany
Sam zainteresowany jest zupełnie zobojętniały na kolejne publikacje demaskujące jego prawdziwe oblicze. Te zaczęły się pojawiać już w roku 1968 wraz z broszurką Kogo popieracie, w której pisano o nim: Adam Michnik – syn Ozjasza Szechtera. Naukę prowokacji i rozróbek politycznych pobierał u Kuronia i Modzelewskiego, głośny przywódca grupy. Stały i zasłużony informator Radia Freies Europa. Wydaje się, że 50 lat utarczek z władzami PRL-u i polską prawicą uczyniło Michnika całkowicie obojętnym na wszelkie formy ataków słownych. W debacie publicznej brakuje bowiem rzetelnej analizy tego, kim jest Michnik, co głosił i jakie przemiany zaszły w jego myśli.
Redaktor „Wyborczej”, czy się to podoba prawicy, czy nie, jest człowiekiem diablo inteligentnym – przyznają to przecież nawet jego zaciekli przeciwnicy. Potrafił on przekonać do siebie rzesze ludzi, a swoimi działaniami wielokrotnie wprowadzał niemały zamęt w szeregach kolejnych rządzących partii. Tu ujawnia się jednak problem dużej części polskiej prawicy. Nienawidzi ona Michnika, więc za wszelką cenę pragnie odmówić mu inteligencji, prowokując tym samym pytania o to, w jaki sposób człowiek tak głupi może tyle znaczyć. Zaczynają się paradoksy, które prowadzą ostatecznie do ataków idących po najprostszej linii – wypominania wypowiedzi w rodzaju „odpieprzenia się od generała” albo brata w SB. Zamiast nich powinno się pojawić krytyczne, ale dogłębne prześledzenia twórczości Michnika oraz wskazanie pojawiających się w niej nieoczywistości i niekiedy wręcz przedziwnych wniosków. Wystarczy zajrzeć do Z dziejów honoru w Polsce z początku lat 90. i sprawdzić, kogo Michnik wskazuje jako autorytet (i dlaczego jest to jedna z ultrakatolickich pisarek Hanna Malewska). A potem warto sięgnąć do którejś z późniejszych prac i spróbować zrozumieć zmianę w poglądach autora oraz ich wpływ na tworzoną przez niego gazetę. Należałoby skupić się raczej na słowach i intelektualnych powinowactwach Michnika, a nie jego relacjach rodzinnych. Może to rozjaśniłoby kilka kwestii.
Do tej pory powstała jedna biografia Michnika autorstwa francuskiego politologa Cyrila Bouyeure, która przeszła raczej bez echa. Prof. Andrzej Paczkowski napisał wprawdzie artykuł Adam Mchnik, czyli cudowne dziecko Kuronia i Kołakowskiego : szkic do portretu z czasów komunizmu, lecz skoro redaktor „Wyborczej” jest tak ważną postacią, czemu w Polsce nie powstała do tej pory poważna praca na temat jego życia? Nie chodzi mi o kolejną odsłonę „czerwonych dynastii”, bo istota Michnika nie zawiera się w działalności jego przyrodniego brata, czy książki autorstwa jego matki. Jeżeli już koniecznie trzeba przyznawać mu tak wielką rolę, to warto napisać przede wszystkim krytyczną biografię jego myśli.
Milczenie o Adamie
Myślenie polskiej prawicy o Michniku naznaczone jest paradoksami. Z jednej strony uchodzi on za architekta czy wręcz kreatora polskiego społeczeństwa, z drugiej – nikt nie kwapi się do dogłębnej analizy jego twórczości. Nie próbuje się zrozumieć go tak, jak na to zasługuje.
Równocześnie Michnik jest swoistego rodzaju busolą. Mówi się o nim ciągle i dużo, a bywały czasy, kiedy w ogóle nie schodził z łam prawicowej publicystyki, tak jakby bez Michnika polska prawica miała problem z określeniem swojego miejsca w świecie. Nie jest to potrzebne, a zdaje się być wręcz niedojrzałe, świadczyć może bowiem o słabości własnych poglądów. Dla prawicy znacznie lepiej będzie, kiedy zacznie wreszcie milczeć o Adamie Michniku.