W istocie historia Polski nie może zarzucać królom zbrodni. Ten szacunek dla króla był głęboko zakorzeniony w przekonaniach ludu. Król szafował wszelkimi łaskami; nie miał nawet potrzeby karać. Zygmunt Stary mawiał do posłów zagranicznych, zdziwionych na widok, jak chodził bez straży i mieszał się pomiędzy gromadki ludu, że w Rzeczypospolitej nie było ani jednego człowieka, na którego piersiach nie mógłby spokojnie zasnąć.
Może współczesnym rocznikom szkolnym, ukształtowanym przez reformy Handkego i Hall, wyda się to nieprawdopodobne, ale Adam Mickiewicz nie czytał „Władcy pierścieni”. Niewykluczone jednak, że Tolkien znał utwory polskiego wieszcza, tak jak znał je choćby Chesterton, który wsławił się powiedzeniem: „Moja instynktowna sympatia dla Polski zrodziła się pod wpływem ciągłych oskarżeń, miotanych przeciwko niej i – rzec mogę – wyrobiłem sobie sąd o Polsce na podstawie jej nieprzyjaciół. Doszedłem mianowicie do niezawodnego wniosku, że nieprzyjaciele Polski są prawie zawsze nieprzyjaciółmi wielkoduszności i męstwa. Ilekroć zdarzyło mi się spotkać osobnika o niewolniczej duszy, grzęznącego przy tym w bagnie zmaterializowanej polityki, tylekroć odkrywałem w tym osobniku, obok powyższych właściwości, namiętną nienawiść do Polski”.
Wiadomo, że Tolkien, który był lingwistą, interesował się polską kulturą, cenił jej etos rycerski i chrześcijańskiego ducha, a nawet uczył się języka polskiego. Niezależnie jednak od tego, czy znał on twórczość autora „Pana Tadeusza”, wspólne dla obu pisarzy było odczytywanie historii przez pryzmat walki duchowej oraz opowiadanie się zawsze po tej stronie, która broni prawdy i wolności. Mickiewiczowski opis Rzeczpospolitej, zawarty w wygłaszanych w College de France wykładach literatury słowiańskiej, z powodzeniem mógłby pasować do mitycznej krainy z baśni Tolkiena. Rzeczpospolita – czyli ojczyzna wolnych ludzi – jawi się w nim niczym Shire, a zamieszkujący ją Polacy są jakby Hobbitami Europy. Mickiewicz nie pisze jednak fantasy, on po prostu wykłada historię.
Niestety, Polacy jako sąsiadów mają orków, trolle i nazguli. Znajdujemy się w najgorszym możliwym położeniu: między Dwoma Wieżami. Władcy tych wież wielokrotnie próbowali zniszczyć kraj znajdujący się między nimi, gdyż nienawidzili polskiego ideału wolności. Pierwszy rozbiór Rzeczpospolitej planowali już Maksymilian Habsburg z Iwanem Groźnym w XVI wieku, ostatni zrealizowali Adolf Hitler z Józefem Stalinem w XX stuleciu. A jednak, skazani na zagładę Hobbici nie zginęli. Mają swój kraj, choć przez lata niewoli trucizna sączona przez agentów Mordoru zatruła ich dusze. Dziś muszą spojrzeć w lustro i odpowiedzieć sobie, czy są jeszcze dumnymi, wolnymi Hobbitami, czy zamienili się w mentalnych poddanych Saurona. Frodo Baggins i Sam Gamgee prowadzą ćwiczenia z wyobraźni. Proponują Państwu lekturę paryskiego wykładu Adama Mickiewicza z czerwca 1843 roku.
Polska ze swymi instytucjami tak rozmaitymi, które muszą się wydawać tak osobliwe, stanowi przeciwieństwo Rosji. Od czasów bajecznych, od owego króla-chłopka obranego w dzień świąteczny wśród okrzyków wolnych i wesołych współobywateli, nie widzimy w tym kraju ani jednego człowieka, który by rozstrzygał o losach państwa. Nie widzimy dynastii, której losy byłyby związane nieodmiennie z losami kraju. Próżno nawet szukamy tam ośrodka działalności. Nic tam się nie dzieje przez jednostki, wszystko przez zgromadzenia. Jądrem narodu polskiego jest zgromadzenie, zebranie wolnych ludzi, sejmik. Dzieje Polski to dzieje ciągu różnych zgromadzeń, zbierających się już to wspólnie, już to oddzielnie, często niezgodnych z sobą, niekiedy wrogich, działających, rzekłbyś, bez ustalonego celu. Jest przecież moralne ognisko, a mieści się ono w tak zwanym walnym zgromadzeniu albo zgromadzeniu wolnym: to sejm.
Rozważmy, jaki był zakres i jaki tryb postępowania tego zgromadzenia. Nie jest ono podobne do żadnego zgromadzenia politycznego, ma taki sam charakter jak sobory kościelne; nie stanowi nawet praw, nie wydaje rozporządzeń, nie ma żadnej mocy wykonawczej. Zbiera się dla rozstrzygnięcia jakiejś sprawy politycznej i zawyrokowania o jej wartości moralnej. W pierwszych wiekach posługiwało się taką formułą: Ci, co postąpią inaczej, niechaj będą wyklęci. Gdy chodzi o wydanie wojny, walny sejm roztrząsa, czy ma się prawo ją wydać. Sejm przykazuje polskim posłom zagranicznym przeprowadzać w tej mierze jak najbardziej drobiazgowe badanie. Tak więc kilkakrotnie odrzucono zgłoszenia miast i rzesz ludności, chcących się połączyć z Polską, bo nie znaleziono prawnego powodu odebrania ich ówczesnym władcom. Po rozstrzygnięciu tej kwestii moralnej czynność sejmu ustaje. Wtedy każdy jest powołany wedle swych sił i możności do wykonania wyroku poprzez wojnę.
Każdy człowiek wolny w Polsce miał prawo toczyć wojnę z państwem obcym, ale biorąc na swe sumienie ciężką odpowiedzialność, jak mówią dawni pisarze polityczni. Rzeczpospolita nie miała sposobu wzbronić obywatelom toczenia wojny. Jeśli państwo obce zanosiło skargę, pozwalała mu niekiedy ścigać napastników aż na ziemiach Rzeczypospolitej, ale nie wydawała nikogo. Skoro sejm postanowił, że wydanie wojny było słuszne, każdy miał za obowiązek sumienia ruszyć na wroga.
Sejm, kiedy był prawidłowo zebrany, był uważany za natchnionego Duchem Świętym. Jest to zasadniczy dogmat konstytucji polskiej. Każdy obywatel miał prawo postawić swoje veto, zatrzymać bieg sejmu; rzecz niezwykła, że w ciągu długich wieków nikt nie śmiał z tego prawa skorzystać. Króla obierano na sejmie z natchnienia Ducha Świętego. Każdy człowiek wolny – nie używam słowa szlachcic, bo ono daje cudzoziemcom fałszywe wyobrażenie; zawsze porównuje się szlachtę polską ze szlachtą francuską lub angielską, a przeciwnie, trzeba sobie wyobrazić spahisa tureckiego albo homme-franc z czasów Merowingów – każdy człowiek wolny mógł być obrany królem, ale kandydatowi nie wolno było zgłaszać swych zamiarów, jednać sobie stronników, uciekać się do tak zwanych perswazji, knowań lub intryg. Wszystko to uchodziło za grzech. Król obrany w ten sposób był otoczony czcią jako ogniwo łączące religię z polityką. Miał on znamię namaszczenia. Miał liczne atrybucje kapłaństwa. Wierzono, że przez niego spływało błogosławieństwo na naród, wymagano, by był świątobliwym i dobrym: świątobliwość była pierwszym warunkiem, gorliwość, męstwo, umiejętności – przymiotami drugorzędnymi. Król nie mógł wyrządzić krzywdy, nie mógł nikogo obrazić, i nawet w wojnach domowych jego wrogowie polityczni nie mówili o nim inaczej jak z szacunkiem, przyklękając na kolana, a przynajmniej uchylając czapki.
W istocie historia Polski nie może zarzucać królom zbrodni. Ten szacunek dla króla był głęboko zakorzeniony w przekonaniach ludu. Król szafował wszelkimi łaskami; nie miał nawet potrzeby karać. Zygmunt Stary mawiał do posłów zagranicznych, zdziwionych na widok, jak chodził bez straży i mieszał się pomiędzy gromadki ludu, że w Rzeczypospolitej nie było ani jednego człowieka, na którego piersiach nie mógłby spokojnie zasnąć.
Powróćmy do praw politycznych. Kiedy moralna słuszność wojny została przez sejm rozstrzygnięta, król, jeśli chciał dowodzić osobiście, wyruszał z nielicznym pocztem przydwornym, objeżdżał bogatych magnatów i szlachtę i oznajmiał im o postanowieniu sejmu. Wszyscy ludzie dobrej woli wyruszali na wojnę. Opowiada się o przygodzie króla Stefana, który ruszywszy na wojnę z Moskwą, przybył do jednego z panów. Spodziewał się od niego posiłków, ale pan nic nie obiecywał. Król niezadowolony gotował się do odjazdu, kiedy następnego dnia ujrzał na dziedzińcu chorągiew husarii na koniach i w uzbrojeniu, a obok niej podwodę ładowną pieniędzmi na wypłatę żołdu; przy bramie zastał inną chorągiew jazdy lekkiej, na drodze zaś spotkał pułk piechoty umundurowany i uzbrojony sumptem owego pana, a obok znowuż skrzynie skarbcowe pełne pieniędzy na cały ciąg wojny. Tym sposobem król zgromadził stopniowo sto tysięcy wojska, z którym prowadził wojnę z Moskwą. Jeśli król nie wyruszał, hetmani tymiż sposobami gromadzili wojska. I tutaj wszystko zależało od dobrej woli.
Co do skarbu, zarządzano nim w ten sam sposób. Owo pojęcie, że wszystek pieniądz krajowy winien przechodzić przez skarbiec, że normalnym stanem społeczeństwa jest stan, kiedy codziennie pobiera się od ludzi podatki, owo pojęcie było nieznane w Polsce: sejm uchwalał opłaty dobrowolne i na czas określony. Po ich uchwaleniu często ludzie bogaci z góry wpłacali naznaczoną sumę za całe ziemie lub powiaty, brali pokwitowanie i jechali do swych współziemian prosić o zwrot. Nie było dostojeństw opłacanych przez skarb, nie było płatnych urzędników, funkcjonariuszy. Kiedy Rzeczpospolita potrzebowała na przykład wyprawić posłów za granicę, zwracała się do ludzi bogatych i możnych, polecała im podjąć się tego poselstwa, oni zaś musieli nie tylko pokrywać wszystkie jego koszty, ale nawet dawać podarunki monarchom, a jednocześnie wszystkie podarunki otrzymane od nich oddawać Rzeczypospolitej. Bywały rodziny, co majątek traciły na poselstwa, jak rodzina książąt Zbaraskich. Ale uważano to za zasługę chwalebną względem Rzeczypospolitej, a nawet za mogącą przysłużyć się do zbawienia duszy tego, kto ją podejmował. Było też we zwyczaju zapisywać przed śmiercią sumy pieniężne i dobra Rzeczypospolitej i królowi.
Wymierzanie sprawiedliwości wychodziło z tej samej idei. Częściej sejmiki, niekiedy zaś sądy rozstrzygały o słuszności sprawy, a woźny, który miał godność herolda, zwracał się do wszystkich ludzi dobrej woli, aby przyłożyli się do wykonania wyroku sądowego. Wzywał samego obżałowanego do posłuszeństwa i w dziejach Polski znajdujemy przykłady ludzi bardzo możnych, co sami oddawali się w ręce sprawiedliwości. Co więcej, zbrodniarze przebywający za granicą wracali stawiać się przed sędzią, aby dać głowę pod miecz. Nie więziono ich na wieży, zostawiano ich w spokoju, dając im tylko czas do przygotowania się na śmierć, ponieważ szlachcic, który by uciekł przed wyrokiem sądowym, byłby uważany za infamisa i tchórza: opinia publiczna ścigałaby go tak, jak dzisiaj ściga uchylających się od pojedynku.
Bez owej sankcji religijnej historia Polski jest plątaniną niepodobną do rozwikłania. Człek bogaty, mający dziesięć, dwanaście tysięcy nadwornego żołnierza, skazany przez sąd powiatowy na zwrócenie tych czy owych dóbr, bywał niekiedy pozywany i sprowadzany przez woźnego, a potem zamykany w wieży. Gdyby odmówił posłuszeństwa, co mógł łacno uczynić, nie otrzymałby rozgrzeszenia kapłańskiego, kapłan dawał bowiem sankcję prawom Rzeczypospolitej. W sprawie dla wszystkich jasnej, gdzie krzywda wołała o pomstę, wszyscy siadali na koń i na winnego szybko spadała kara. Jeśli sprawa była zawiła, jeśli opinia publiczna nie mogła odróżnić prawdy od fałszu, trzeba było wznowić proces i uciec się do nowych środków, aby oświecić opinię.
Do czegoż zatem zmierzały te wszystkie instytucje? Jaka była wewnętrzna ich myśl? Oto rozwijać ducha ludzkiego, utrzymywać go ciągle w czujności, sprawiać, by czuł własną godność, by w każdej chwili rozumiał swoje obowiązki. Człowiek wolny w Polsce nie mógł przerzucać wszelkich trudności na sejm czy na sejmiki; skoro już ogłoszono postanowienie najwyższej instancji, musiał je na nowo zważyć, poznać jego wartość, słuszność, aby wedle swego przeświadczenia znaleźć zasadę postępowania. Z własnej woli zostawał sędzią, żołnierzem, poborcą, a obowiązki te trwały dopóty, dopóki trwała jego dobra wola. Nigdzie w świecie nie znasz przykładu równie wielkiej wolności pozostawionej jednostce. Nie znam instytucji sposobniejszych do tego, by wychować człowieka do wolności, by podnosić go stale ponad względy materialne. Pieniądze składane przezeń państwu były codzienną ofiarą; złożywszy je, doznawał rozkosznego uczucia, że przysłużył się ojczyźnie.
Wyprawy jego na wroga były poczytywane za usługi oddane państwu, a także za czyny zbożne: tak oceniano we Francji wyprawy krzyżowców. Nawet w formach rządu panowała wielka i piękna rozmaitość. Sejm wolny dopuszczał veto, ale można było, zależnie od okoliczności, zawiązać sejm pod konfederacją, który obradował wtedy tak jak parlament angielski i izby francuskie, wotując gałkami, a wówczas większość narzucała wolę mniejszości. Izby mogły bądź zgromadzić się oddzielnie, jak to jest przyjęte obecnie w Anglii i we Francji, bądź też w danych okolicznościach zbierać się razem i tworzyć jedną tylko izbę; tak że ta forma rządu mogła wedle potrzeby stawać się parlamentem angielskim albo izbą francuską; czymś w rodzaju soboru kościelnego albo izby politycznej, a niekiedy nawet dyktaturą. Bywały okresy, kiedy wszystkie instytucje ulegały zatamowaniu. W czasie bezkrólewia Polska miała rządy dyktatorskie; wtedy Rzeczpospolita przywdziewała żałobę i nie było już wolności, ponieważ podług ogólnych wierzeń król właśnie był rękojmią istnienia wolności. Wtedy przywoływano sądy tymczasowe (kapturowe), z nadzwyczajnym zakresem działania, które osądzały wszystkie sprawy doraźne i miały zupełne prawo nad życiem i majątkiem wszystkich obywateli; od ich wyroków nie było odwołania. Podobnież nadawano dyktatorskie prawo hetmanom: hetman koronny lub litewski, który dowodził wojskiem, był uważany za przedstawiciela całej Rzeczypospolitej; miał on prawo życia i śmierci, mógł nadawać szlachectwo, w pewnych wypadkach mógł nawet sądzić sprawy cywilne i karne.
Skreśliłem ideał państwa polskiego; ale Polska daleka była od zupełnego jego urzeczywistnienia. Miała w tej mierze wielkie trudności do pokonania; cała Europa zmierzała ku odmiennym pojęciom; Europa stawała się materialistyczną, scholastyczną, formalistyczną, metafizyczną; nie mogła zrozumieć tego życia tak różnorodnego, tak rozmaitego; nazywała je bezwładem! Oddziałała ona na Polskę.
Ażeby dopełnić obrazu tego ideału, powiem, czym miał być podług pojęć polskich król. Według sławnego powiedzenia cara Pawła: „W Rosji człowiekiem możnym jest tylko ten, do kogo cesarz mówi, i jego moc trwa tak długo jak słowa, które słyszy; z chwilą gdy cesarz się odwraca, człowiek możny staje się niczym”. U Polaków król był tym, przez którego przemawiał duch boży, a jego królowanie trwało póty, póki duch dawał mu natchnienie. Polska nie urzeczywistniła tego ideału; zdołała stworzyć tron dożywotni i wszystkie urzędy dożywotnie; zmierzała do stworzenia urzędów czasowych, ale przeszkodziła jej w tym przemoc. Konstytucja jej niosła w sobie samej niezmierną trudność: wymagała od obywateli nieustannych wysileń moralnych, wysileń niesłychanych; nie przypuszczała ludzi innych jak zawsze wspaniałomyślnych albo pragnących być wspaniałomyślnymi, zawsze mądrych albo starających się być mądrymi, zawsze poświęcających się albo gotowych do poświęceń. Konstytucja ta, jak powiedziałem, była dla Polaków zbyt trudna, nie mogła być trwała.
Nie ma się czemu dziwić: wszystko, co proste i mało rozwinięte, ma dłuższą trwałość. Budownictwo cyklopów i Egipcjan przeżyło przewroty państw i opiera się nawet przewrotom żywiołowym: jest ono ciężkie i proste, nie przejawia się w nim duch. Budownictwo Greków, już bardziej oderwane od ziemi, o kształtach smuklejszych, będzie miało większą trwałość niż budownictwo wieków średnich, co zdaje się wzlatywać w przestworza; wiadomo zaś, że po stworzeniu takiego budownictwa duch musi ustawicznie i bez przerwy czuwać nad jego zachowaniem. Podobnie rzecz ma się z ciałami ograniczonymi: zwierzę niższego rzędu dotyka ziemi szeroką podstawą, ale człowiekowi na to jedynie, aby ustać na nogach, trzeba wysiłku fizycznego, a nawet duchowego, bo z chwilą gdy straci świadomość, pada, staje się stworzeniem niższego rzędu.
A zatem, jak okazują dzieje Polski, lud ten dążył zawsze do zaprowadzenia rządu, do stworzenia społeczeństwa kierującego się wewnętrznym popędem i dobrą wolą. Niepodobna powziąć wyobrażenia o tym państwie z czytania historyków, którzy widzą wszystko poprzez uprzedzenia cudzoziemskie; mało nawet znajdzie się wyjaśnień w prawodawstwie pisanym, ono bowiem jest najeżone formułkami zapożyczonym z zagranicy; wyobrażenie to znajdziesz całe w powieściach gminnych, w poezji gminnej, w anegdotach, w żywotach znakomitych mężów. Dodam jeszcze, że najlepiej urobić sobie można wyobrażenie o stanie władz w tym kraju, czytając niektóre karty dzieła Swedenborga, gdzie mówi o krainie duchów: „Jest to królestwo, w którym nie masz praw pisanych – powiada – to królestwo, gdzie duchy są zawsze w pogotowiu wymieniać wzajemne usługi, korzystać w każdej chwili z nowych, nieustannie się zmieniających związków i odnosić z nich pożytek”. I nie bez przyczyny filozof polityczny Królikowski powiedział śmiało, że w przeznaczeniu przyszłej Polski jest nie mieć praw pisanych. Gdyby tylko te słowa wyrzekł, już by miał zaszczytne miejsce wśród polskich pisarzy politycznych.
Adam Mickiewicz
Tekst pochodzi z kwartalnika „Fronda”, nr 62.