Adrian Sinkowski: Między klasyką a awangardą

Tradycja pozostaje tłem, koniecznym i niezbędnym, które może dodać utworom blasku, lecz może z ogromną siłą, która stoi za tradycją, pociągnąć je w dół, jeśli dość mocno nie postawi się granicy między utworem a kontekstem, w którym utwór się pojawia – pisze Adrian Sinkowski.

Gdy zabieram się do pisania, nie mogę pozbyć się myśli, że to, co piszę, nie jest w żadnym razie unikalne, nowe ani nieznane. Nie mieści mi się w głowie, że tych paru zdań, które składają się na wiersz, ktoś nie napisał przede mną. Nawet nie tyle napisał: kultura, zwłaszcza literatura, mająca za sobą tyle wieków rozwoju i uwagi, którą poświęcała jej rzesza czytelników, musiała, po prostu musiała znać tych parę zdań – wypowiedzianych przez kogoś mimochodem, zapisanych bez celu, choćby pomyślanych. Do których ja na nowo wracam, wyciągając je z „worka” zdań, krążących gdzieś w powietrzu.

Nawet jeśli moja obawa jest bezpodstawna, wydaje się, że odpowiada duchowi współczesności i daje się od niej odbić w dwu kierunkach. Jednym z nich, wpisanym w naturę recyclingu, jest kierunek postmodernistyczny: skoro dotykamy końca historii, ten sam koniec musiał dotknąć literatury. Należy się z nim pogodzić, a pisarze nieustający w staraniach, aby pisać, muszą pogodzić się z tym, że piszą „od nowa” coś, co istniało przed nimi. Jak niedaleko temu myśleniu – a jest to kierunek drugi – do postawy konserwatysty, który wychodzi z założenia, że pisząc, prowadzi dialog z tym, co minione, gdyż pisanie jawi się mu jako sieć tradycji, której i on jest częścią.

Różnica między jednym a drugim dotyczy celu, w jakim tradycja jest wykorzystywana. Tu, mówiąc ogólnie, tradycję należy pociąć na kawałki, a potem zlepić z niej coś, czym wcześniej nie była. Tam z kolei tradycja pozostaje tłem, koniecznym i niezbędnym, które – owszem – może dodać utworom blasku, lecz może z ogromną siłą, która stoi za tradycją, pociągnąć je w dół, jeśli dość mocno nie postawi się granicy między utworem a kontekstem, w którym utwór się pojawia. Ot, nie jest to najlepiej udokumentowana teoria, jednak wiele, mam wrażenie, porządkuje na użytek tego wywodu.

Czy tomik „Raptularz”, powstający w ciągu jedenastu lat, czerpie zatem z jednego lub drugiego podejścia do literatury? Naturalnie, za co jestem bardzo wdzięczny, uwagę na to zwrócił Maciej Urbanowski, twierdząc, że widzi we mnie klasyka. Lecz chwilę potem, w tym samym blurbie, dodał, że fascynacja rzeczami i codziennością czyni ze mnie awangardzistę. Oznacza to, że konserwatywne podejście do tradycji, którego do pewnego stopnia jestem entuzjastą, nie musi realizować się wyłącznie na poziomie treści – a jest to chyba najbardziej popularna i zarazem znana próba wcielania tego projektu na poziomie literatury. Być może o wiele ciekawsza jest próba odwrotna. Treść w „Raptularzu” pozostała otwarta na współczesność, lecz starałem się ją zaprząc, zresztą nie bez wpadek, w klasyczną formę, dzięki czemu dochodzi do napięcia, którego w tej chwili nie jestem w stanie mądrze nazwać.

****************

raptularzPremiera tomiku „Raptularz” Adriana Sinkowskiego odbędzie się 25 lutego (czwartek) w Tarabuku / Cafe Niespodzianka (Warszawa, ul. Marszałkowska 7) o godz. 18.00.

W spotkaniu wezmą udział:
Justyna Sobolewska (Polityka)
Dariusz Karłowicz (Teologia Polityczna)
Jerzy Sosnowski (Polskie Radio)
Adrian Sinkowski (autor)
Prowadzenie: Tomasz Rowiński (Christianitas)

Tomik „Raptularz” ukaże się w lutym i będzie dodawany do dwumiesięcznika „Topos” (2016 nr 1).