ANARCHOKONSERWA

Kiedy podczas rewolty studenckiej proszono Alexadra Kojeve’a, by ten przyłączył się do walki, profesor odpowiedział, że lepiej by było, gdyby protestujący w tym czasie pouczyli się greki. To lekcja, która lewica odrobiła. Dziś znaczna część spuścizny zachodniej jest interpretowana przez lewicę.

Lewica już wyrosła z taniego kontestowania kultury, zrozumiała, że o wiele więcej może zdziałać, jeśli będzie ją przemieniać od środka. Dlatego, mimo buntowniczego sztafarzu, ludzie lewicy coraz częściej przedstawiają się jako kustosze dziedzictwa. W tym samym czasie znaczna część konserwatystów odrzuciła prace intelektualną, zaniedbała kulturę i obrosła tłuszczem. Coraz częściej konserwatysta dopatruje się cnoty w tym, że do teatru nie chodzi, książek nie czyta (poza historycznymi) i gardzi pracą rozumu. Wydaje mu się, ze jest przez to bliżej rzeczywistości, że staje po stronie prostych prawd i oczywistych myśli. Nie wie nawet, że odrzuca tym samym znaczną część własnego dziedzictwa. Zwykłe: „nie rozumiem, bo głupie” kryje zaś w sobie lenistwo.

Kultura europejska była i jest oparta na hierarchii, na rozumie i na guście. Jeśli ktoś jest zbyt leniwy, by zabrać się za lekturę Platona, Arystotelesa i ich dzisiejszych pogrobowców, jeśli nie zagląda do galerii oraz teatru, jeśli wreszcie szczyci się tym, że jest chamem i prostakiem w odróżnieniu od wypudrowanego lewactwa, to musiał gdzieś popełnić poważny błąd – jeden z tych, które są trudne do naprawienia, bo to, co w kulturze najcenniejsze, wymaga długiej pracy, wychowania i zdrowego dystansu do ludowych rozrywek (tymi oczywiście gardzić nie wolno, ale trzeba znaleźć dla nich stosowne miejsce).

Jeżeli więc konserwatyści dopuścili do tego, że porządnie wykształcony człowiek zastanawia się, czy koledzy z prawa potrafią posłużyć się widelcem i nożem, to kara boska powinna ich ugodzić nie raz, ale wiele razy. Kara boska powinna trwać tak długo, aż konserwa zrozumie, że człowiek różni się od zwierzęcia, podejmując pracę nad sobą i że do tej pracy niektórzy są bardziej predysponowani, a inni mniej. Że wreszcie człowiek poddany procesowi wychowania będzie się różnił od tego, który żadnego wysiłku nie podjął – jego sądy będą inne, a skłonności do rozrywek znacznie bardziej wyrafinowane.

Człowiek konserwy, jeśli chce mieć jeszcze prawo do chodzenia po mieście i rozpowiadania, że stoi na straży dziedzictwa europejskiego, musi podjąć pracę nad sobą. Może być lepszy od kolegów z lewicy, jeśli odnajdzie w tym wolność, jeśli jego myśli staną się śmielsze i bardziej samodzielne. Będzie lepszy także, jeśli odrzuci jeden z lewicowych dogmatów, który każe podporządkować nowożytnie rozumianej polityce każdą sferę życia. Jeśli od partyjnej polityki uwolni religię i politykę. Jeśli powróci do najważniejszych dla siebie kategorii: dobre i złe, piękne i brzydkie, pożyteczne i szkodliwe.

Zacznie on wtedy podejrzewać, że budzi się w nim duch anarchisty, bo szczere przywiązanie do najważniejszych kategorii i praca, którą każdy musi wykonać nad sobą samym i nad nikim innym, doprowadzi go do jednej myśli. Jestem inny.

***

Pierwszej Frondzie towarzyszyła myśl, że konserwa zaniedbała popkulturę. To wciąż wymaga pracy. Ale w ciągu ostatnich dwudziestu lat konserwa zaniedbała nie tylko pop, ale także kulturę po prostu. Fronda LUX próbuje to zrozumieć. Na tym polega różnica między Frondą starą i nową. Różnica jest też we wpisaniu naszej nazwy w anarchistyczny znaczek. LUX chce być inny, chce iść tam, gdzie innym nie chce się wybierać.

Jeśli komuś LUX kojarzy się z ukłonem w stronę naszych czasów, jest w błędzie. LUX to dla nas przede wszystkim światło. Uczyliśmy się Łaciny.