Drżą we mnie nerki i płonę gorliwością – jak Matatiasz w Pierwszej Księdze Machabejskiej – kiedy słyszę, że teologia to anachroniczna dziedzina wiedzy, niewrażliwa na aktualne problemy, w której generalnie niewiele się dzieje. Tym bardziej napełnia mnie słuszny gniew, niczym wspomnianego inicjatora powstania machabejskiego, gdy niektórzy postoświeceniowi myśliciele wskazują na jej rzekomą jałowość i na siłę narzucają wszystkim naukom, podobno jedynie słuszny, kartezjański paradygmat naukowości. Pełen determinacji jestem w stanie rzucić im rękawicę
Kiedy sześć lat temu rozpoczynałem swoje teologiczne studia, w „Tygodniku Powszechnym” ukazał się artykuł Józefa Majewskiego zatytułowany Pasja wiary. Ten niedługi tekst, opisujący dynamiczność współczesnej teologii, w ciekawy sposób ukazuje jej aktualną, pełną wigoru kondycję i zadaje kłam twierdzeniom o jej intelektualnym wypaleniu. Zgodzę się jednak z tezą, że na polskim gruncie ta sytuacja wygląda niestety nieco inaczej. Podczas lektury wspomnianego artykułu, moją szczególną uwagę przykuł ten oto fragment: Współczesny świat podlegający zdumiewająco szybkim zmianom stawia nas przed nieznanymi wcześniej sytuacjami i pytaniami, a te domagają się równie „wielkich i szybkich”, co odważnych odpowiedzi. Jeśli teologia chce być wierna swojemu powołaniu, to debaty i spory są nieuniknione. Niemniej jednak są one szansą dla Kościoła – szansą, że nie zostanie w tyle za pędzącym do przodu światem1. Majewski słusznie wskazuje, że teologia powinna – w zgodzie z własnym powołaniem i z właściwą sobie uwagą – pochylać się nad wszystkimi zagadnieniami nurtującymi człowieka w jego konkretnym tu i teraz. Trudno mi zrozumieć tych teologów, dla których konfrontacja z wyzwaniami współczesności miałaby być niepożądana i niebezpieczna dla ortodoksji. Chciałbym im przypomnieć, że choćby cała dogmatyka katolickiej teologii rozwijała się, w dużej mierze, dzięki licznym konfrontacjom danych z Objawienia z panującymi w danym okresie dziejowym koncepcjami i nurtami. Innymi słowy: herezja poprzedzała ortodoksję.
Ekologiczne inspiracje
Jeszcze nie tak dawno papież Franciszek słusznie nawoływał, aby robić raban. Można odnieść wrażenie, że sam go zrobił, gdy przedstawił swoją encyklikę Laudato si’, w której – między innymi – poruszył problematykę społecznej niesprawiedliwości, technokracji oraz nadmiernego antropocentryzmu. Nie ulega wątpliwości, że niezaprzeczalnym novum tego dokumentu jest kompleksowe ujęcie kwestii ekologicznych, co w takim wymiarze ma miejsce po raz pierwszy w historii papieskiego nauczania. Encyklika jest przywoływana i przeważnie pozytywnie oceniana przez różne środowiska, zarówno prawicowe, jak i te z lewej strony. Podtytuł wspomnianej encykliki brzmi W trosce o wspólny dom, zaś szczególnie drugi rozdział został poświęcony kwestii stworzenia i wnikliwie rozpatrzony z perspektywy teologii systematycznej. Laudato si’ jest zatem teologiczną refleksją nad stworzeniem oraz nad odpowiedzialnością człowieka za powierzone mu Boskie dzieło. Poruszenie przez Franciszka zagadnień z zakresu ekologii jest więc wyrazistym przykładem szczególnego zainteresowania współczesnej teologii katolickiej problemami dzisiejszej ekologii. Ten fakt, jak sądzę, wystarczająco obnaża bezzasadność biadania tej części naukowców, wedle których teologia jest w śpiączce. Uważam, że Laudato si’ stanie się w nieodległej przyszłości jeszcze większym impulsem dla teologów, motywującym ich do prowadzenia coraz wnikliwszych badań w tym zakresie, oczywiście na podstawie danych z Objawienia.
Czy jednak dla współczesnej teologii ta problematyka jest faktycznie nowatorska? Nie do końca. Owszem, zaproponowane w ostatniej encyklice Franciszka panoramiczne spojrzenie na kwestię ekologii jest wysoce oryginalne. W tym miejscu trzeba jednak przypomnieć, że w 1994 roku ukazała się książka pt. Animal Theology, której autorem jest anglikański teolog Andrew Linzey (polskie tłumaczenie tej publikacji zaprezentowano pięć lat temu2). Linzey jest wykładowcą teologii na Uniwersytecie Nottingham i kierownikiem Katedry Teologii Zwierząt. Jego książka wpisuje się w rozważania z zakresu teologii natury, protologii – dogmatycznego traktatu teologicznego o stworzeniu – aczkolwiek jej głównym zagadnieniem jest kwestia zwierząt w perspektywie Boskiego aktu stwórczego, a także stosunku człowieka do tej części stworzenia. Opracowanie Linzeya w swoim zakresie badawczym jest więc węższe niż ujęcie encykliki Laudato si’, ale równie oryginalne ze względu na poświęcenie rozważań jedynie problematyce zwierząt. Teologia zwierząt zawiera też praktyczne wskazania natury etycznej. Zastanawiałbym się nawet, czy książka Linzeya nie jest bardziej rozprawą etyczną niż teologiczną. Ocenę pozostawiam jednak czytelnikom. Ponadto po uważnej lekturze jego publikacji muszę stwierdzić, że gdy jednym razem proponowane wnioski prowadzą czytelnika na pewne drogi, wymagające głębokiej i słusznej uwagi oraz uznania, to innym razem – niestety – na wątpliwe bezdroża. Mimo wszystko najpierw chciałbym pochylić się nad teologicznymi racjami dla uprawiania refleksji nad stworzeniem. Potrzebna czy nie? Zasadna czy bezpodstawna? Takie pytania praktycznie od razu pojawiły się w mojej głowie, gdy zapoznałem się z Laudato si’ Franciszka oraz z Teologią zwierząt proponowaną przez Linzeya.
Teologiczne know-how
Teologia, jako systematyczna dziedzina wiedzy, w oparciu o właściwe sobie metody badawcze, analizuje dane zawarte w Bożym Objawieniu. W katolickim sposobie rozumienia źródłem tego Objawienia jest Bóg, który manifestuje się człowiekowi na kartach Pisma Świętego i przemawia w nurcie Tradycji Konstytutywnej. Istnieją dwa podmioty relacji w Objawieniu: Boga, który objawia się człowiekowi, i człowieka, który dzięki właściwym mu zdolnościom autotranscendencji jest w stanie dostrzec i odczytać Objawienie. Jednak co jest zasadniczą treścią Objawienia i dlaczego jest ono skierowane przede wszystkim do człowieka? Odpowiedź odnajdujemy w Czwartej Ewangelii, gdzie czytamy, że: Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne (J 3, 16). Co z tego wynika? Poprzez swoją Paschę Syn Boży udostępnił ludzkości, uwikłanej w grzech, perspektywę zbawienia i tym samym przywrócił człowiekowi życie wieczne. Niezbędny jest jednak wolny i rozumny akt wiary osoby ludzkiej. Uważny czytelnik powinien zwrócić uwagę na użycie w powyższym cytacie słowa „świat” (gr. ton kosmon), rozumianego jako całościowy przedmiot miłości Boga. Zatem nie tylko człowiek jest przedmiotem Bożej troski, ale całość stworzenia. Użycie rzeczownika „świat” nie jest wcale przypadkowe i dlatego trzeba powrócić do pytania o zasadność teologii natury. Na tak postawione pytanie powinniśmy odpowiedzieć pozytywnie. Jeżeli świat jest przedmiotem miłości Boga, jak czytamy w Biblii, i jeżeli to w nim Bóg manifestuje się człowiekowi, to uprawianie teologicznej refleksji nad naturą nie powinno dziwić. W teologii nie przez przypadek twierdzi się, że świat ma charakter symbolu, który odsyła do rzeczywistości Innego. Innymi słowy, zdumienie nad światem prowokuje pytanie o jego przyczynę. Jeżeli całość stworzenia jest przedmiotem miłości Boga i jeżeli Objawienie zachodzi również przez stworzenia i w stworzeniach, to lepiej mówić o teologii natury niż tylko zwierząt. Stawiam jednak pewien warunek, ale o tym później. Teraz trochę o zwierzętach w Objawieniu.
Ile zwierząt w Objawieniu?
W Katechizmie Kościoła Katolickiego możemy przeczytać, że: Zwierzęta są stworzeniami Bożymi. Bóg otacza je swoją opatrznościową troską. Przez samo swoje istnienie błogosławią Go i oddają Mu chwałę. Także ludzie są zobowiązani do życzliwości wobec nich (…)3. Zwierzęta – podobnie jak ludzie – są dziełem Stwórcy i także w nich manifestuje się obecność Boga. Na podstawie pierwszego rozdziału Księgi Rodzaju, zredagowanego w tradycji kapłańskiej, możemy stwierdzić, że szóstego dnia Bóg stworzył zarówno zwierzęta, jak i ludzi. W tym samym rozdziale czytamy również, że to właśnie człowiekowi Bóg powierzył panowanie nad resztą stworzenia. Z pewnością od razu rodzi się pytanie o charakter tego panowania. Ten sam problem stawia w Teologii zwierząt Linzey i słusznie zauważa, że nie należy go postrzegać jako zachęty do despotycznego rodzaju władania. Niektóre przekłady Biblii słowo „panowanie” tłumaczą jako „sprawowanie pieczy” lub nawet „troskliwe nadzorowanie”, aby lepiej zbliżyć się do hebrajskiego oryginału, który posiada dosyć szerokie znaczenie. W ten sposób dają czytelnikowi do zrozumienia, że stworzenie nie powinno być przez człowieka zagarniane w nieograniczony sposób, bo jest ono darem od Stwórcy, powierzonym człowiekowi pod opiekę i w dzierżawę. Człowiek, jak przypomina Linzey, jest współpracownikiem Boga w uprawianiu Edenu. Dobrze oddaje to drugi opis stworzenia świata, według tradycji jahwistycznej, który wprost wspomina, że Pan Bóg wziął (…) człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden, aby uprawiał go i doglądał (Rdz 2, 15). Użycie słów „uprawa” oraz „doglądanie” właściwie oddaje charakter zadania człowieka względem reszty stworzenia. Wyraża bowiem potrzebę postawy wrażliwości i troski w stosunku do świata roślin i zwierząt. Życzliwość ludzi wobec reszty stworzenia, wspomniana w Katechizmie, znajduje zatem swoje uzasadnienie w Objawieniu zawartym w Biblii.
Teologia katolicka niewiele mówi o eschatologicznej przyszłości zwierząt. W Księdze Izajasza znajduje się wprawdzie metaforyczna wizja przyszłego życia w niebie, w którym (…) Wilk i baranek paść się będą razem; lew też będzie jadał słomę jak wół; a wąż będzie miał proch ziemi jako pokarm. Zła czynić nie będą ani zgubnie działać na całej świętej mej górze – mówi Pan (Iz 45, 25). Wiemy również, że całość stworzenia stała się stroną Przymierza z Bogiem. Słusznie przypomina o tym, być może często zapominanym fakcie, Andrew Linzey. Stary Testament ukazuje zwierzęta głównie w kontekście składania ofiar, jednak Księga Psalmów wyraża troskę Boga zarówno o ludzi, jak i o zwierzęta (zob. Ps 36, 7). W Nowym Testamencie Chrystus przypomina, że ludzie są o wiele cenniejsi od wróbli (zob. Łk 12, 7). Ziemia i wszystko, co stworzone, jest własnością Stwórcy. Owa prawda pojawia się zarówno na kartach Biblii Hebrajskiej (zob. Ps 24), jak i Biblii Greckiej (zob. Kol 1, 16-17). Ponadto podstawowe wydarzenie chrześcijaństwa – Wcielenie Syna Bożego i Odkupienie – ogarniają całość Boskiego dzieła, ponieważ ciało Jezusa Chrystusa stanowi element materii wszechświata. Ludzka natura Jezusa została jednak wewnętrznie i osobowo zjednoczona z Bogiem, aby umożliwić na nowo życie wieczne i pojednać świat – zraniony przez grzech – z Bogiem. Wyraża się w tym jedna z podstawowych prawd chrystologicznych, że w Jezusie Chrystusie urzeczywistnia się unia hipostatyczna dwóch natur w jednej osobie. Poprzez wydarzenie Jezusa Chrystusa zaczęło się zatem uświęcanie całego świata (gr. ton kosmon). Podstawą dla uświęcania całego świata jest obecność w nim Ducha Świętego, który jest przez Niego przenikany. Miłość, którą Bóg ma do świata, wyraża się w Jego szacunku względem swojego stworzenia. Dlatego cały świat uczestniczy na swój sposób w Boskiej dobroci. Wyraża się to przede wszystkim w zawarciu Przymierza z każdą istotą żywą (zob. Rdz 9, 8–17). Wydarzenie Wcielenia, jako pełnia Objawienia, jest potwierdzeniem tego Przymierza, zaś Jego zmartwychwstanie jest odkupieniem i uświęceniem każdej istoty żywej, z którą to przymierze zostało zawarte. Tych kilka teologicznych argumentów o godności dzieła Stwórcy i jego miejsca w Bożym planie odkupienia ujmuje całość natury w perspektywie aksjologicznej. Zatem zwierzęta jako takie nie są w żaden szczególny sposób uprzywilejowane względem reszty stworzenia, bowiem każda istota żywa jest stroną przymierza z Bogiem. W świetle tego uprawianie teologii natury wydaje się bardziej pożądane niż jedynie teologii zwierząt. Skąd jednak współczesne zainteresowanie kwestią zwierząt w teologii?
2 Zob. A. Linzey, Teologia zwierząt, tłum. W. Kostrzewski, Kraków 2010.
3 Katechizm Kościoła Katolickiego, 2416.
Dalszy ciąg tekstu we „Frondzie Lux”, nr 76.