Jerzy Giedroyc, kiedy w 1947 r. wraz z Gustawem Herlingiem Grudzińskim zakładał w Rzymie periodyk, postawił sobie za cel dotarcia do czytelnika polskiego nie tylko na emigracji, ale i w kraju, i udowodnienia mu, że mimo porozumień jałtańskich i żelaznej kurtyny jest on w dalszym ciągu w „kręgu kulturalnym”, który „nie jest kręgiem wymarłym”. Jerzy Giedroyc poprzez nowopowstałe pismo chciał doszukać się we wschodniej cywilizacji tych wartości bliskich Polakom, które jeszcze przetrwały i pokazać je na łamach swojej „Kultury”. W pierwszych latach wydawania periodyku drukowane w nim analizy czy ekspertyzy nie były koncepcjami samego redaktora i jego zespołu. Giedroyc chciał jak najszerzej pokazać zachodnie projekty wyzwolenia Europy Środkowo-Wschodniej, stąd przedruk w „Kulturze” artykułów doradców rządowych, uczonych czy znanych publicystów, jak Paul Valéry, Benedetto Croce, Alfred Fabre Luce, Raymound Aron, czy Jan Ulatowski.
Cywilizacja Zachodu według autorów „Kultury” upadła, ale wywodzący się z niej samej Polacy byli w stanie wykorzystać jej cały dorobek do budowania lepszego świata. Polacy, szczególnie ci przebywający na emigracji, mogli poprzez współpracę z innymi narodami wskrzesić od nowa cywilizację europejską. Giedroyc miał nadzieję, że jest w stanie reprezentować Polaków i przekazać swój wkład w budowę nowej Europy. Jak ta Europa ma wyglądać? Za kim należy się opowiedzieć? Czy za Ameryką, co wydawało się, jeżeli spojrzymy na położenie Polski w tym momencie, dość nierealne, czy za Rosją sowiecką, w bloku której już przecież kraj tkwił. Problem ten dotyczył kwestii całej Europy, w której Polska miała odnaleźć swoje miejsce. Za kim ma opowiedzieć się Europa, a w tym Polska? Za Ameryką, która czerpała przecież wzorce kulturalne z Europy, czy za Rosją, która jednak dla wielu pisarzy zachodnich jawiła się jako egzotyczna i barbarzyńska. Jaką cenę przyjdzie za to zapłacić? Te właśnie pytanie będą się przewijać przez karty „Kultury”, która starała na bieżąco śledzić zmiany polityczne i tworzyć własne wizje geopolityczne.
Opcja rosyjska czy amerykańska?
Jednym ze znanych jeszcze przed wojną publicystów był Aleksander Janta-Połczyński, który w „Kulturze” zamieścił swój reportaż z trzymiesięcznej wędrówki po Polsce. Sposób przedstawienia odbudowy kraju i doboru konkretnych sytuacji, jak kościoły pełne ludzi, które w dodatku mają nowoczesne nagłośnienie, możliwość obchodów uroczystości Powstania Warszawskiego, czy liczny udział ludności w odbudowie zniszczonych miast, pokazywał socjalizm z dobrej strony, jako system niekoniecznie, czy też nie w pełni narzucony siłą.
„Nikt nie ukrywa tu faktu, że dziejące się tu w Polsce wypadki, więc przebudowa ustroju i związane z nią próby przebudowy psychiki społeczeństwa, są rezultatem zjawiska, które bardzo wstrzemięźliwi obserwatorzy mogą zakwalifikować terminem innym niż rewolucja” – pisał Janta, jednocześnie nie robiąc tragedii ze zniewolenia Polski: „Jest w takim rozumieniu ze strony polskich techników tego procesu także miejsce na interes samej Polski, pod warunkiem przystosowania jej polityki i jej gospodarki do ogólnych interesów Rosji”.
Wydaje się też, że pisarz starał się usprawiedliwić polskich komunistów, których pokazywał jako skrzywdzonych ideologów, dla których Polska także była ojczyzną, o którą dbali, odbudowując ją i unowocześniając.
Janta stał na stanowisku opowiedzenia się po stronie Rosji sowieckiej, w razie gdyby zaistniał nowy konflikt. Uwarunkowywał to jedynie tym, aby okazała ona „szerszy gest i więcej inteligencji, niż tego można spodziewać się z dotychczasowego jej stosunku do Polski”. Z kolei we wcześniejszym artykule pt. „Czy imperializm?” Janta krytykował postawę Stanów Zjednoczonych, które zaraz po wojnie demobilizowały się, wycofywały wojska i kapitał z Europy, i nie były w stanie zrealizować koncepcji „jednego świata”. Autor wytykał jej słabość, brak zdecydowania i konsekwencji. Według Janty Amerykanie nie mogli stać się imperium i zagrozić jakiemukolwiek państwu. Stąd wysnuć można wniosek, że Stany Zjednoczone, bez aspiracji imperialnych, nie były zagrożeniem dla Rosji sowieckiej, a co za tym idzie, nie było warto stawiać na takiego partnera.
Drukując artykuł Janty, pt. „Wracam z Polski”, Giedroyc naraził się na liczne ataki, które odpierał tłumacząc, że sytuacja w kraju szybko się zmienia i trzeba te zmiany zauważać, „walcząc o pełne wyzwolenie Polski”. Oskarżył też prasę emigracyjną o brak zasad demokratycznych i przypomniał zasadę wolności słowa, jaka panuje w Europie Zachodniej, w przeciwieństwie do kraju.
Czy drukowanie reportażu Janty przez Giedroycia było, jak chce Janusz Korek, „przyjęciem przez «Kulturę» opcji na te środowiska katolików świeckich, które prowadząc politykę prorosyjską i antyzachodnią mogły działać wtedy w kraju dość swobodnie”? Czy była to opcja prorosyjska w dość oryginalnej wersji, której następnym krokiem miało być poparcie dane Gomułce, czy też Giedroyc pod tym artykułem nie podpisał się, ale wydrukował go jako jeden z wielu głosów dotyczących pytania: z kim? Zdaje się jednak, że opublikowanie Janty było celowe. Raz, że Giedroyc w ten sposób mógł pobudzić ludzi do myślenia i dyskusji, a dwa, że chciał, aby jego pismo uchodziło za forum dyskusyjne wolnej myśli.
Podobne poparcie opcji na Związek Sowiecki proponował bohater opowiadania Andrzeja Bobkowskiego, pt. „Pożegnanie”, który odrzucał kulturę, wolność jednostki i szeroko pojmowany Zachód, widząc w tym tylko frazesy służące do obrony „pewnych klas i ich przywilejów”. Widział za to w tym „innym świecie”, do którego wracał, a którego nie umiał jednak nazwać Polską, „system społeczny jasny, prosty, określony i dostępny dla każdego”. Bobkowski w powieści odrzucał Zachód, ale jednocześnie stanowczo nie zgadzał się także na system sowiecki, krytykując go za cenzurę i zakłamanie. „Akceptując twój świat, musiałbym popełnić najgorszy gatunekzabójstwa, jaki istnieje: palnąć w łeb własnej duszy” – pisał Bobkowski.
Także Jan Emil Skiwski, chociaż krytyczny wobec Rosji, jednak skłaniał się ku niej, wychodząc z założenia, że „Ameryka w razie wojny nawali zaraz w pierwszej rundzie”, jak pisał w liście do Giedroycia. O tyle Związek Sowiecki wydawał mu się trafniejszym wyborem, o ile on sam zmagał się z zagrożeniem ze Wschodu: „Najważniejszy wydaje mi się fakt, że Sowiety szybko puchną od Wschodu. Za jakie pięćdziesiąt lat, może wcześniej, prezydentem unii sowieckiej może być skośnooki Chińczyk, Koreańczyk czy inny żółtolicy pan. Azjatyzacja Rosji jest zjawiskiem naczelnym i postęp tego procesu jest szybki”. Podobne przypuszczenia wysuwał zresztą Jerzy Niezbrzycki, były oficer przedwojennego wywiadu, który był jednak przeciwnikiem Rosji, a stawiał na Amerykę.
Dla Giedroycia to jednak Rosja sowiecka była zagrożeniem, natomiast liczył on, że będzie mógł, tak jak w przypadku Polski, wpływać na społeczeństwo rosyjskie. Bo o ile odrzucał system komunistyczny, to do Rosji czuł sympatię. Stąd wzornictwo Giedroycia na rosyjskim periodyku emigracyjnym „Kołokoł”, stworzonym i redagowanym przez Aleksandra Hercena oraz pomysł na wydawanie pisarzy rosyjskich i tzw. numerów rosyjskich „Kultury”. W 1950 r. redaktor tak pisał do swojego porte parole, Juliusza Mieroszewskiego: „Wydaje mi się, że nie ulega wątpliwości, że dzisiaj za wszelką cenę powinniśmy brać – jako emigracja – najczynniejszy udział w walce z Sowietami, nie uzależniając tego od rzeczy tak nierealnych politycznie, jak uprzednie gwarancje granic zachodnich i wschodnich, uznanie rządu londyńskiego etc.”
W 1967 r. Mieroszewski pisał: „Całkowite rozbicie Niemiec wyraziło się całkowitym uzależnieniem Polski od Rosji. Jestem przeciwnikiem rozbicia Związku Sowieckiego z tych samych przyczyn. Całkowite rozbicie Rosji wyraziłoby się uzależnieniem Polski od Niemiec. Przebudowa i modernizacja, a nie rozbicie, muszą być naszym celem w stosunkach do Rosji”.
To myślenie zaczerpnął publicysta od swojego redaktora, który chciał aby system polityczny w Rosji Sowieckiej ewoluował i demokratyzował się. Giedroyc pragnął rozbić Blok Wschodni i zdemokratyzować jego kraje. Pragnął oderwać od Rosji jedynie Białoruś, Ukrainę i Litwę. Nie chciał jednak rozbijać jej samej, ale pragnął nawiązać z nią pokojowe stosunki. Co więcej uważał, że kluczem do Rosji jest Polska. Był przekonany, że w końcu dostrzeże to Zachód.