Chodzenie po brzytwie

Grzegorz Proksa wygrał dwadzieścia dziewięć pojedynków, cztery przegrał. Były mistrz Europy. Pretendował do pasów mistrza świata federacji WBO i IBO . Przegrał z największym obecnie pięściarzem bez względu na kategorię, Kazachem Giennadijem Gołowkinem.

Proksa walczy nietypowo, z rękami położonymi na talii, w dodatku – z odwróconej pozycji. Bazuje na instynkcie, na milimetrowych odchyleniach. To najbardziej niebezpieczny styl, jaki można sobie wyobrazić, podobnie walczyli Muhammad Ali czy Naseem Hamed.

Zawiesił rękawice na kołku po ostatniej porażce. Mówi, że tymczasowo. Jest dyrektorem sportowym GKS Katowice. Pracuje również w zarządzie dużego banku. Między jednym a drugim zarządem zgodził się porozmawiać z „Frondą LU X”.

Marcin Darmas: W powszechnej wyobraźni boks jest czymś nieludzkim, czymś, co nazywam „odwróconą sytuacją św. Sebastiana”. Widzimy na obrazach zmaltretowane ciało świętego, przebite dziesiątkami strzał, jego twarz natomiast pozostaje nietknięta. W boksie jest odwrotnie – ciosy niszczą twarz, pozostawiając ciało nienaruszone. Nie bał się pan nigdy ciosów na głowę? I jak zaczęła się pana przygoda z boksem?

Grzegorz Proksa: Nigdy nie martwię się tym, jak może wyglądać moja twarz po walce. Oczywiście wychodziłem do ringu z pełną świadomością konsekwencji walki. Zakochałem się w boksie, oglądając pojedynki mistrzów wagi średniej i choć treningi rozpocząłem w wieku 15 lat, to już jako sześciolatek wiedziałem, że tego chciałbym kiedyś spróbować. A jak już spróbowałem, to nie chciałem skończyć, i tak jest chyba po dziś dzień.

Patrząc pokoleniowo, musiał pan cenić takich zawodników jak Bernard Hopkins czy Oscar de la Hoya… Mylę się? Mówi się, że w boksie – podobnie przy oglądaniu filmów – dziecko dokonuje autoprojekcji. Widzi siebie na ringu poprzez swojego idola. Jedni chcieliby mieć cios Foremana albo być technikami jak Hagler. Pan, moim zdaniem, szuka ciosów. Czego nauczył pana boks?

Bardzo słabo znałem zarówno Hopkinsa, jak i de la Hoyę. Bardziej podziwiam Nigela Bena oraz Chrisa Eubanka i Mike’a Tysona. Rzeczywiście jako dziecko imitowałem walki bokserskie i świętowanie triumfów – podobnie jak moje dzieci, które obserwuję teraz, kiedy dorastają. Myślę, że boks nauczył mnie przede wszystkim pokory oraz dystansu do swoich słabości. Umiejętności bycia odpornym na krytykę oraz tego, by nie obawiać się wymagania od siebie rzeczy, które w czasie planowania wydają się niemożliwe lub nieosiągalne.

U tych bokserów garda zawsze była dosyć szczelna, ręce przezornie trzymali przy szczęce… Będę się upierał – pan przeciwników destabilizuje opuszczonymi rękami. Tak po rycersku, jakby mówiąc: Uderz! i tak nie uda ci się mnie trafić, ja się nie boję!… Skąd to się wzięło?

Eubank rzadko trzymał gardę! Muszę przyznać, że te stare walki miały wpływ na ukształtowanie mojego stylu. Tak mi się wydaje. Trudno patrzeć na siebie trzeźwo, z boku. Czerpałem wiele przyjemności z treningu i nawet samych walk. Mój styl jest nastawiony na luki w obronie przeciwnika, bazowałem na błędach rywali. Oczywiście na początku bokserskiej drogi boksowałem zza gardy. Dopiero z biegiem lat i nabytych umiejętności ten styl przekształcał się do obecnego. Trzeba było uzyskać pewność, ale też umiejętności. To takie chodzenie po brzytwie. Chwila nieuwagi i pozamiatane.

W wywiadach mówi pan o zawieszeniu kariery. Zdaje się, że doznał pan w ostatniej potyczce kontuzji. Jaki wpływ na boksera ma kontuzja, a jaki nokaut? Czy potrafiłby pan nokaut opisać?

Trudno opisać nokaut. Do kontuzji łatwiej jest się odnieść, bo one towarzyszą sportowcowi przez całą karierę. W moim przypadku musiałbym odznaczyć walki, w których występowałem bez urazów. Rzeczywiście ostatnie pięć, może osiem pojedynków było bardzo ciężkich dla mnie z powodu kontuzji lewej ręki wielokrotnie operowanej, niestety bez efektów…

Boks jest sportem wymagającym ascezy. Jakie są największe wyrzeczenia, których pan dokonywał?

Rozstania z rodziną są największym poświęceniem. Lata stracone podczas dorastania dzieci nikt ani nic nie zwróci. Mam teraz małego syna, który ma 15 miesięcy, jestem z nim od narodzin i widzę, ile mi uciekło. Do tego dodałbym robienie wagi. Przez całą karierę zrzuciłem ponad tonę!

Grzegorz Proksa – bokser, były mistrz Europy.