CZARNY ZAKON SS

BRULION

„…czwarte i ostatnie zadanie, jakie będzie nas czekało w czasach pokoju, to upowszechnienie kultu przodków. Musimy skończyć w sposób jeszcze bardziej zdecydowany z chrześcijaństwem, z tą dżumą, najcięższą chorobą, jaka dotknęła nas w całej naszej historii i która uczyniła nas najsłabszymi we wszystkich konfliktach. Jeśli nie zdoła tego uczynić nasze pokolenie, będzie się to ciągnęło jeszcze bardzo długo. Musimy skończyć z tą zarazą od wewnątrz. Dzisiaj, w dniu pogrzebu Heydricha [Reinharda – przyp. red.] potwierdzam w sposób całkowicie świadomy moją głęboką wiarę w Boga, wiarę w przeznaczenie, starożytną Waraladę [germańska bogini – przyp. red.]. Musimy stworzyć nową hierarchię wartości dla wszystkich rzeczy, hierarchię dla makrokosmosu i dla mikrokosmosu, dla gwiazd nad naszymi głowami i dla świata w nas, dla tego świata, który widzimy w soczewce mikroskopu. Postawa tych megalomanów chrześcijan, którzy mówią o zdominowaniu Ziemi przez człowieka, musi się pewnego dnia zmienić. Ich pycha musi zostać sprowadzona do właściwych proporcji. Człowiek nie jest absolutnie niczym wyjątkowym. Jest zaledwie punktem tej ziemi. Jeśli zdarzy się wystarczająco gwałtowna burza, on jest już bezsilny. Nie może jej zupełnie przewidzieć. Nie ma żadnego pojęcia o porządku, jaki reprezentuje sobą najmniejsza mucha – bo jakkolwiek brzydka by była, uosabia ona cud. Żadnego pojęcia o porządku, jaki reprezentuje sobą kwiat rozkwitający na gałęzi drzewa. Trzeba, by ów dzisiejszy chrześcijanin zaczął znów odnosić się do świata z należytym respektem. Wówczas odnajdzie on właściwą miarę, która pozwoli mu ocenić to, co jest nad nami i dostrzec ruch planet, w który jesteśmy wprzęgnięci”.

Heinrich Himmler – Kult Przodków do generałów i szefów służb SS i policji, Berlin, 1942 rok

***

Wie pan, ufundowałem własny zakon” – oświadczył Adolf Hitler w czasie jednej z rozmów z Hermannem Rauschningiem. Organizacją, która odgrywała tę rolę w strukturach Trzeciej Rzeszy, były uformowane w 1923 roku Oddziały Ochrony. Początkowo Schutzstaffeln dublowały funkcję SA, stanowiąc jeszcze jedną milicję partyjną,jednak szybko zastąpiłyswoją poprzedniczkę, posuwając się aż do fizycznej likwidacji jej szefa Ernsta Röhma w czasie „nocy długich noży”. O ile SA bardzo długo pozostawała w łonie ruchu narodowo-socjalistycznego nosicielem idei rewolucji społecznej (Röhm lubił nazywać się jedynym prawdziwym socjalistą w partii), to funkcją SS było raczej przeprowadzenie rewolucji kulturalnej.Człowiekiem, który uczynił z SS czarny zakon – ideologiczny kręgosłup systemu – był Heinrich Himmler (Reichsführer SS od 6 stycznia 1929 roku). To on okazał się rzeczywistym wykonawcą zamierzeń przedstawionych w ezoterycznym traktacie barona Sebottendorffa. Również Himmler dostarczył Trzeciej Rzeszy jej zakon rycerski, który szybko stał się organizacją wielonarodowościową. Pod koniec drugiej wojny światowej w jednostkach bojowych SS, podobnie jak w oddziałach janczarów,służyło więcej przedstawicieli obcych nacji (między innymi Francuzów, Ukraińców, Bałtów czyRamandów) niż Niemców.

Inne teksty z miesięcznika Lux 3/4 Okultystyczne Totalitaryzmy

Himmler był z wykształcenia agronomem, a w czasie studiów specjalizował się w hodowli drobiu. Z młodzieńczych zainteresowań pozostały mu zamiłowania wychowawcze oraz najzupełniej poważne przekonanie, że w swoim poprzednim wcieleniu był niemieckim monarchą, Henrykiem zwanym Ptasznikiem. Jak pisał o nim Juliusz Evola w książce Faszyzm widziany z prawa: „Hitler nazywał Himmlera swoim Ignacym Loyolą, a jeśli chodzi o stopień depersonalizacji, ten jegomość w drucianych okularach bił na głowę wszystkie inne postacie nazistowskiego areopagu”. Himmler, który dorastał pod wielkim wpływem wuja jezuity, okazał się kolejnym z twórców antykatolickich sprzysiężeń niemieckich, którzy inspirowali się własną, fałszywą wizją zakonu. Johann Valentin Andreae (1586-1654), niemiecki erudyta, autor łacińskich komedii, mistyfikator i prawdziwy, jak się zdaje, twórca Biblii różokrzyżowców, zaprojektowane przez siebie stowarzyszenie widział jako „protestancki odpowiednik demonicznego i spiskującego zakonu jezuickiego”. Podobnie rzecz się miała z Adamem Weishauptem,wychowankiem jezuickiego kolegium w Ingolstadt w Bawarii, który w 1776 roku powołał do życia stowarzyszenie Iluminowanych Bawarskich, będące w jego zamyśle parodią zarówno zakonu jezuickiego, jak i lóż masońskich (do których należeli rodzice większości “iluminowanych”). Owa niebezpieczna wzajemna fascynacja pomiędzy niemieckimi ruchami masonicznymi a zakonem jezuitów została zauważona przez Tomasza Manna, który w Czarodziejskiej górze dwoma wychowawcami młodego Niemca Hansa Castorpa uczynił konkurujących ze sobą jezuitę Naphtę i masona Settembriniego.

***

SS było organizacją liczną i silnie zhierarchizowaną. Tylko najbardziej wewnętrzny krąg wtajemniczonych przechodził właściwą mistyczno-ideologiczną inicjację, po której można było otrzymać nominację na wyższe stanowiska. Przyszli rycerze-zakonnicy byli wybierani spośród najzdolniejszych członków nazistowskich organizacji młodzieżowych. Informacje o przebiegu rytuałów „inicjacyjnych” oparte są wprawdzie jedynie na plotkach, nie zachowały się bowiem żadne opisy, a większość „inicjowanych” zginęła lub została stracona pod koniec II wojny światowej. Zgodnie z przekazami cztery stopnie wtajemniczenia osiągało się w kolejnych etapach – z których dwa pierwsze trwały po dwanaście, a dwa kolejne po osiemnaście miesięcy – mających miejsce w różnych zamkach SS. Pierwszy etap nauki obejmował wstęp do teorii ras i podstawy ideologii, w czasie drugiego koncentrowano się na podnoszeniu sprawności fizycznej, do trzeciego należałanauka sztuk walki i podstaw polityki. Ostatni etap, polegający na przyswojeniu mistyki “rasy i przestrzeni życiowej”, odbywał się w Marienburgu (Malborku), dawnej stolicy zakonu krzyżackiego.

Od pierwszych dni nauki trwały próby fizycznej i moralnej wytrzymałości inicjowanych. Do ćwiczeń fizycznych należała na przykład walka z psami bojowymi. Kandydat do przyszłych godności miał przez 12 minut gołymi rękami bronić się przed atakującymi go psami i, jeśli wierzyć pogłoskom, zdarzało się, że to psy odstępowały przerażone dzikością człowieka. Próba czołgów polegała z kolei na tym, że rząd pojazdów na gąsienicach zbliżał się do uczniów ze ściśle odmierzoną prędkością. Każdy z nich miał saperkę i 80 sekund na to, by wykopać płaski okop, w którym mógł się ukryć. Próba kończyła się śmiercią dla l% uczestników, a uciekinierów rozstrzeliwano na miejscu. Próba granatu, o której wspomina wielu historyków, odbywała się w bunkrze, za betonową przegrodą chroniącą “komisję egzaminacyjną”. Jeden z członków komisji wręczał wyposażonemu w żelazny hełmuczniowigranat, który ten po odbezpieczeniu umieszczał na czubku głowy. Jeśli granat eksplodował na hełmie, zdający wychodził z próby ogłuszony, ale zwycięski. Jeśli spadał i wybuchał pod nogami ucznia, kandydat zostawał kaleką, a SS było zobowiązane wypłacać mu dożywotnią pensję. Odrzucenie lub kopnięcie spadającego granatu równało się usunięciu z szeregów SS. Zupełnie innego rodzaju odporność sprawdzała próba kota, w czasie której kandydat za pomocą trzymanego w prawej dłoni lancetu musiał wyjąć gałki oczne trzymanego lewą dłonią żywego kota. Miało się to odbyć bez uśmiercania zwierzęcia i bez uszkodzenia jego oczu. To sadystyczne ćwiczenie stanowiło odpowiednik prób, jakie przechodzili członkowie ludobójczych sekt afrykańskich, Ludzi-Panter. Dewiza wychowawcza zanotowana w annałach SS została zaś zaczerpnięta, zapewne nie bez inspiracji Sebottendorffa i jego uczniów z Thule, od sekty Bekaszti: „Bądź między rękami swego wodza jak trup w rękach tego, który go obmywa”. Należy dodać, że śmiertelność inicjowanych uczniów SS, wliczając w to samobójstwa, wynosiła w ciągu pierwszego roku 37%.

Młodzi SS-mani mieli także swoją pornografię w postaci numerów periodyku „Ostara” wydawanego przez pseudocystersaLanza von Liebenfelsa. Zamieszczane w piśmie odważne ryciny przedstawiały Aryjki uwodzone bądź gwałcone przez grupy podludzi, najczęściej o semickich rysach.

Himmler uważał się za kontynuatora antykatolickiej tradycji katarów i rycerzy ŚwiętegoGraala. W zamku Werwelsburg koło Paderborm w Westfalii co roku odbywał się „tydzień ćwiczeń duchowych” pod kierownictwem samego Reischführera SS. W sali głównej zamku stał okrągły stół podzielony na dwanaście części odpowiadających dwunastu znakom zodiaku, przy którym siadało dwunastu generałów SS uważających się za prawowitych następców rycerzy króla Artura. Seanse medytacyjne odbywały się przy wtórze głośnej muzyki z Wagnerowskich oper. Problemem zajmującym Himmlera do ostatnich dni wojny był brak na okrągłym stole gralicznego pucharu, którego poszukiwaniem zajmowały się od roku 1930 wyspecjalizowane służby SS. Z tą dziedziną aktywności organizacji łączy się osoba Otto Rahna, nazistowskiego specjalisty od historii kataryzmu, który przeszedł również przez krąg zewnętrzny loży Thule, był członkiem teozoficznych towarzystw niemieckich i jednego z zakonów niemieckich różokrzyżowców. Wędrówkę po rozmaitych środowiskach ezoterycznych zakończył jako członek NSDAP i SS oraz współpracownik Ahnenerbe – instytutu badawczego pracującego pod patronatem Himmlera. Pod koniec lat dwudziestych Otto Rahn udał się na południe Francji, gdzie prowadził kilkuletnie badania archeologiczne i studia nad historią kataryzmu, których owocem stały się dwie książki: Krucjata przeciw Graalowii Dwór Lucyfera. Rahn był żarliwym obrońcą kultury katarskiej i w swoich pracach atakował Kościół rzymskokatolicki za likwidację tego ogniska żywej wiary. Co równie istotne, to właśnie Otto Rahn powiązał kataryzm z tradycją graliczną, a zamek Monsalvat z legendy o Świętym Graalu, gdzie miało znajdować się źródło pierwotnej wiedzy orazsam szmaragdowy puchar, utożsamiał z zamkiem Montségure– duchową stolicą katarów. Rahn zainspirował Himmlera do zakrojonych na szeroką skalę badań weryfikujących dwie legendy, według których ów mityczny klejnot średniowiecznego rycerstwa miał znajdować się w okolicach Montségure lub też zostać wyniesiony w czasie oblężenia zamku i ukryty w Pirenejach albo w jednym z klasztorów w Hiszpanii. W 1940 roku, już po oficjalnej egzekucji Otto Rahna, Himmler w towarzystwie kapitanaAlquena (dawnego członka loży Thule) i generała SS Karla Wolfa(którego adiutantem był kiedyś Rahn) złożył nieoficjalną wizytę na południu Hiszpanii. Niemiecka delegacja odwiedziła między innymi klasztor benedyktynów na górze Montserrat, wymieniany przez Otto Rahna jako jedno z możliwych miejsc przechowywania gralicznego pucharu. Himmler spędził długie godziny w bibliotece klasztoru, szukając jakichkolwiek wzmianek o obecności katarów na tamtym obszarze. Minister bezpieczeństwa Rzeszy wypytywał również benedyktynów o znane im przekazy ustne wiążące legendę graliczną z terenami, na których ufundowany został w średniowieczu ich klasztor.

Jeśli chodzi o samego Ottona Rahna, istnieją co najmniej dwie wersje jego losów po roku 1939. Jedna z nich głosi, że pod koniec tego roku Rahn został stracony przez ścięcie z rozkazu swoich przełożonych – byłych uczniów. Istotnie, w jego teczce personalnej znajduje się list z 28 lutego 1939 zaadresowany do Himmlera i zawierający prośbę o wykreślenie z rejestru członków SS; prośbę, której przyczyny „mogą zostać wyjaśnione wyłącznie osobiście samemu Reischführerowi”. Teczka personalna Rahna nie zawiera ważnego dokumentu dołączanego obowiązkowo do teczek personalnych “inicjowanych” członków SS – certyfikatu czystości rasowej. Nie zawiera go z oczywistego powodu. Otto Rahn był jednym z nielicznych członków SS pochodzenia żydowskiego. Jego matka nazywała się Klara Hamburger i była córką pary niemieckich Żydów – Szymona Hamburgera i Lei Kukier. Ów fakt, mogący istotnie spowodować egzekucję Rahna, był jednak znany jego przełożonym już od kilku lat. Stąd podejrzenie, że pogłoska o nagłej niełasce i zgładzeniu Otto Rahna była mistyfikacją, dzięki której nowe wcielenie badacza mogło bez odium dygnitarza SS kontynuować swoje poszukiwania i infiltrować środowiska ezoteryczne często wrogie Trzeciej Rzeszy. Ową hipotezę potwierdza fakt, że w rok po domniemanej egzekucji Otto Rahna pojawiła się w archiwach SS postać niejakiego Rudolfa Rahna, wykonującego bezpośrednie polecenia zastępcy Himmlera, generała SS Wolffa. W 1941 roku Rudolf pojawił się w Syrii w momencie, kiedy wywiad SS próbował przygotować wraz z miejscowymi ugrupowaniami islamskimi rewoltę przeciwko Anglikom w Iraku. Rudolf Rahn, wyjątkowo dobrze orientujący się w zagadnieniach islamu, nawiązał wówczas ścisłe kontakty z bractwami muzułmańskimi, między innymi z pozostałościami sufickiego bractwa Bekaszti. To epoka, w której związani z bractwami muzułmańskimi imamowie włączali do swoich modlitw inwokację „Niech będzie pochwalony Allach w niebie i Hitler, Jego sługa na ziemi”, utożsamiając Hitlera z postacią długo oczekiwanego mesjasza Mahdiego, który przecież także miał dać się rozpoznać poprzez swoją nienawiść do narodu żydowskiego. Rudolf Rahn w czasie pobytu w Syrii kontaktował się też z członkami francuskich towarzystw ezoterycznych i paramasonicznych. W rozmowach ze swymi przyjaciółmi z tego okresu wspominał, że miał brata o imieniu Otto, który zmarł w wieku trzech lat. Nazwisko Otto Rahna pojawia się jeszcze raz w odnalezionych przez aliantów zapiskach skarbnika SS, który w roku 1944 odnotował wypłacenie „niejakiemu Otto Rahnowi”, nieżyjącemu jakoby od 5 lat, niebagatelnej jak na owe czasy sumy 5 481 marek.

***

Heinrich Himmler nie był intelektualistą. Wskazują na to fragmenty jego ezoterycznych przemówień, będących próbką New Age’owego stylu, która mogłaby wyjść spod pióra kontestatora gardzącego „nauczaniem oficjalnych instytucji zachodniejcywilizacji” i zgłębiającego tajniki magii Kahunów. Neopoganizm Himmlera był bełkotem. Można jednak przypuszczać, że ktoś, kto dostarczał materiału do owego bełkotu i eksperymentował, bawiąc się w tworzenie nowego Kościoła, był człowiekiem o dużo głębszej wiedzy. Ślady owego inspiratora prowadzą do instytucji, którą można nazwać mózgiem SS, gdzie tworzono ideologię organizacji i pracowano nad specyficzną, duchową Wunderwaffe. DeutschesAhnenerbe (Niemieckie Dziedzictwo), czyli Towarzystwo Studiów nad Historią Ducha, pojawia się w podręcznikowych chronologiach w 1935 roku, kiedy to Himmler uczynił z niego oficjalny instytut badawczy finansowany z funduszy SS i afiliowany w jego szeregi. Naprawdę jednak Ahnenerbe została założona w 1933 roku jako instytucja niezależna od ruchu nazistowskiego. Jej twórcą był Friedrich Hielscher, którego należy podejrzewać o rzeczywiste inspirowanie zabawy w czarny zakon nawiązujący do ezoterycznej tradycji. Hielscher, mający w latach 20. okazję otrzeć się o lożę Thule, kierował pracami Ahnenerbe w okresie prenazistowskim, by po 1935 roku zadowolić się skromnym stanowiskiem szefa jej sekcji ezoterycznej, zajmującej się „doktrynami ezoterycznymi i badaniem wpływów magii na zachowania ludzkie”. W latach 1933-35 Hielschernawiązał szereg kontaktów z filozofami i religioznawcami, których nie można posądzać o jakiekolwiek sympatie wobec nazizmu – jak choćby żydowskiego filozofa Martina Bubera będącego w tym okresie współpracownikiem Ahnenerbe w zakresie badań judaistycznych. W 1935 z inspiracji holenderskiego profesora Hermana Wirtha, pangermanisty i członka NSDAP od 1925 roku, Himmler uczyniłAhnenerbe oficjalną instytucją Rzeszy. Sam Hitler wiązał z jej badaniami nadzieje daleko większe niż z jakimkolwiek programem zbrojeniowym. Trzecia Rzesza wydała na działalność Towarzystwa więcej pieniędzy niż USA na wyprodukowanie bomby atomowej. Oficjalny wykaz przedmiotów zainteresowania tej organizacji może sprawiać paranoidalne wrażenie. Wybierając losowo cztery tematy sprawozdań z jej obficie finansowanych badań, znajdziemy pośród nich między innymi:

Teczka nr 6 – Obecność i wpływy różokrzyżowców, Teczka nr 7 – Symbolika ukrycia legendarnej harfy z Ulsteru, Teczka nr 8 – Symbolika gotyckich katedr, Teczka nr 9 – Tajemne znaczenie wysokich kapeluszy z Eton.

Wybór tematów może sprawiać wrażenie szaleństwa, ale niekoniecznie musi nim być. Przegląd pełnej listy dowodzi, że zainteresowanie Ahnenerbe koncentrowało się wokół praktycznego zastosowania magii w polityce, w kierowaniu jednostkami i społeczeństwami. Pamiętajmy również, że znajdujemy się w kręgu zabawy polegającej na kreowaniu alternatywnego świata poprzez tworzenie alternatywnej wiedzy. Być może jedynym jej świadomym uczestnikiem był Hielscher. Zabawa ta kosztowała życie milionów ofiar, ale czyż nie stawała się przez to bardziej fascynująca? Hielscher zachowywał się jak alchemik na dworze renesansowego monarchy, obiecujący mu złoto i władzę, by zdobyć fundusze na prowadzenie prac nad duchową przemianą w nadczłowieka. W styczniu 1939 roku szefowie Ahnenerbe, profesor Wüst (wykładający sanskryt na uniwersytecie monachijskim) i Bruno Galke (osobisty adiutant Himmlera),zostali włączeni do wąskiego sztabu SS. Od tej pory wpływy instytutu i jego możliwości badawcze stały się nieograniczone. Sesje medytacyjne przed posiedzeniami sztabu SS prowadziliurzędnicy będący jednocześnie kapłanamiAhnenerbe. Byli oni także odpowiedzialni za budowę pomników ku chwale narodu niemieckiego i jego historii. Urzędnicy Ahnenerbe zestawili listę obiektów historycznych „istotnych dla duchowej ciągłości narodu niemieckiego”, które znalazły się pod wyłączną kontrolą tej instytucji. Kuriozalny jest fakt, że na liście owych monumentów Hielscher umieścił… synagogę żydowską w Pradze, pochodzącą z XIII wieku i związaną z legendą sztucznego człowieka ożywionego technikami gematrii– Golema. Oficjalnym szefem Ahnenerbe w ostatnich latach II wojny światowej, a właściwie łącznikiem między Hielscherem a Himmlerem, był pułkownik SS Wolfram Sievers, najbliższy przyjaciel i ulubiony uczeń Hielschera. To pod nadzorem Sieversa Ahnenerbe kierowało “medycznymi” doświadczeniami w Dachau, i to Sievers osobiście kontrolował wymordowanie 750 tysięcy Cyganów, realizując jeden z pomysłów opracowanych z inspiracji, jak twierdzono, sekt hinduistycznych, które w zamian za współpracę z ezoterykami z SS miały zażądać ostatecznego zniszczenia ludu, który niegdyś sprzeniewierzyć zaleceniom religijnych przywódców Ariów.

Hielscher był przyjacielem innego członka loży Thule, Karla Haushofera, a także znanego niemieckiego pisarza Ernsta Jüngera. To z dziennika tego ostatniego, pisanego w zajętym przez Niemców Paryżu, pochodzi najbardziej chyba interesująca wzmianka dotycząca Rudolfa Hielschera:

„14 X 43 – Wieczorem wizyta Bogo [pseudonim Hielschera w dzienniku; Jünger z obawy przed dawnymi przyjaciółmi zastępował pseudonimami nazwiska wszystkich postaci z elity nazistowskiej – przyp. aut.].W epoce tak ubogiej w postacie i siły oryginalne objawia mi się on jako jeden z moich znajomych, nad którym rozmyślałem najwięcej, nie dochodząc do żadnych wyraźnych sądów. Wierzyłem dawniej, że wszedł on w historię naszej epoki jako jedna z osobistości mało znanych, ale cechujących się nadzwyczajną subtelnością umysłu. Dzisiaj myślę, że odegrał dużo większą rolę. Wielu, jeśli nie większość młodych intelektualistów z pokolenia, które dojrzało po ostatniej wojnie, znajduje się pod jego wpływem i często przeszło przez jego szkołę… Potwierdził mi podejrzenie, jakie żywiłem od dość dawna, mianowicie to, że założył kościół. Powiedział mi, że teraz znajduje się poza dogmatyką i posunął się bardzo daleko w liturgii. Zademonstrował mi serię pieśni i cykl świąt roku pogańskiego, który zawiera całą konstelację bogów, kolorów, zwierząt, potraw, kamieni i roślin. Dowiedziałem się, że poświęcenie światła celebruje się drugiego lutego… Mogłem skonstatować u Bogo fundamentalną zmianę charakterystyczną dla całej naszej elity. Angażuje się on w domenę metafizyki z całym bagażem myśli ukształtowanej przez racjonalizm. To uderzyło mnie już u Spenglera… Można by rzec z grubsza, że XIX wiek był wiekiem racjonalizmu, a XX jest wiekiem kultów. Kniebolo [Hitler – przyp. aut.] także tym żyje, stąd totalna niezdolność umysłów liberalnych do dostrzeżenia choćby samego miejsca, w którym on się znajduje”.

Hielscher pojawił się raz jeszcze jako postać historyczna w czasie procesu norymberskiego, na który zgłosił się jako świadek obrony w sprawie Sieversa. Odmówił jednak odpowiedzi na wszelkie pytania dotyczące sekty ezoterycznej Ahnenerbe. Sievers został skazany w Norymberdze na śmierć przez powieszenie, a jego ostatnim życzeniem było odprawienie modłów według rytu Ahnenerbe. Odprawił je z nim na osobności właśnie Hielscher, który towarzyszył mu także w momencie wykonania wyroku śmierci, by potem zniknąć, nie nękany nigdy przez sądy tropiące dawnych dygnitarzy Trzeciej Rzeszy.

***

Jednym z najbardziej tajemniczych elementówdziałalnościAhnenerbe były organizowane przez nią podróże badawcze na Daleki Wschód. Stosunkowo najlepiej znana jest wyprawa do Tybetu, która rozpoczęła się tuż przed wybuchem II wojny światowej. Ekspedycja SS wyruszyła na Wschód śladami siedemdziesięciu dwóch najwyższych inicjowanych tradycji różokrzyżowej, którzy mieli opuścić Niemcy w epoce wojen religijnych i udać się do Tybetu, skąd podobno po dziś dzień kierują losami świata. Znów jednak, poza najbardziej nieprawdopodobnymi opowieściami głoszącymi, że SS-mani nawiązali kontakt z mitycznym, żyjącym w ukrytej tybetańskiej krainie Agharcie”królem świata” (określanym przez chrześcijan dużo bardziej przyziemną nazwą “księcia tego świata”), informacje potwierdzone jakimikolwiek dokumentami są nadzwyczaj skąpe. Wiadomo, że ekspedycja była kierowana przez Standartenführera SS Schaefera, jednego z szefów Ahnenerbe, a w jej skład wchodziła grupa specjalistów od buddyzmu tantrycznego oraz kilku oficerów SS. Zmikrofilmowane wzmianki o wyprawie, jakie znaleziono po wojnie pośród ocalałych dokumentów SS, znajdują się w waszyngtońskim archiwum narodowym. Mówi się w nich o odnalezieniu w Tybecie kamienia sprzed tysięcy lat z wyrytą swastyką oraz otrzymaniu podpisanego podobno przez Dalaj Lamę traktatu o przyjaźni z Trzecią Rzeszą, uznającego Hitlera za duchowego przywódcę rasy aryjskiej. O ile faktem jest spotkanie delegacji Ahnenerbe z Dalaj Lamą, to nie potwierdzono nigdzie istnienia owego dokumentu i można przypuszczać, że list ten miał charakter wyłącznie grzecznościowy. Najbardziej interesująca jest jednak wzmianka o tym, jakoby właściwym celem ekspedycji miało być dostarczenie do Niemiec informacji o tantrycznym rytuale inicjacyjnym Kalaczakry. Faktem jest, że wiadomości o istnieniu owego rytu pojawiają się na Zachodzie dopiero po wyprawie Schaefera. Tantra Kalaczakry jest rytuałem inicjacyjnym dosyć wyjątkowym w tradycji buddyzmu tybetańskiego. Pozwala on wojownikowi uczestniczącemu w ostatecznym, apokaliptycznym boju z siłami zła, zmartwychwstać w mitycznej krainie Shamballi. Zastanawiające jest, że owa najwyższa inicjacja jest zarazem jedyną inicjacją tantryczną, której obiektem może być nie tylko buddysta, ale też wyznawca jakiejkolwiek innej religii. Pełni ona taką samą funkcję jak rytuały aplikowane umierającym YaniSzeri przez ich duchowych instruktorów z sekty Bekaszti, wydaje się zatem naturalnym – po tradycji gralicznej i islamskiej – obiektem zainteresowania mistrzów neopogańskiego czarnego zakonu rycerskiego, pragnących skompletować i ujednolicić tradycje spirytualne wojowników-mistyków wszystkich kultur. Zebrane rytuały były wykorzystywane przez Himmlera w pracach nad dogmatyką i liturgią nowego zakonu rycerskiego. Trudno powiedzieć, na ile poważnie traktował owe poszukiwania sam ich inspirator, Hielscher, choć to ich owoce pozwoliły mu stworzyć rytuał przeznaczony dla umierających zakonników SS. Rytuał, który odprawił (nigdy nie dowiemy się, z jakimstopniem powagi) wobec oczekującego na egzekucję Sieversa…


Tekst pochodzi z Brulionu 17/18/1991

Tekst pochodzi z miesięcznika Lux nr 3/4. Dostępny tutaj.