FRONDA LUX 84/85: INSTRUKCJE OBSŁUGI

 

FRONDA 84 – Fashyzm XD

cover-f85-big

Instrukcja obsługi nr 84 Szaleństwo okołopolityczne w Polsce bije od jakiegoś czasu wyśrubowane przez ostatnie lata rekordy. Emocje, umiejętnie podsycane przez koleżanki i kolegów z innych redakcji, zrobiły swoje – ludzie głupieją, na czym traci poważna rozmowa o polityce, a w konsekwencji także i o Polsce. Jeśli nie można spokojnie dyskutować o przyszłości, to trudno, by rysowała się ona inaczej niż marnie, a z tym trudno się pogodzić. Kłóćmy się, spierajmy, bardzo dobrze, o to właśnie chodzi. W ogólnym rozgorączkowaniu straciliśmy jednak podstawowe narzędzie dialogu – język. Pojęcia redukowane do epitetów tracą pierwotne znaczenie (nie zyskując w zamian nowych), a doprawdy trudno się dogadać, używając tych samych słów, jeśli oznaczają one co innego. Czym dziś jest w istocie prawica, czym lewica, kim są konserwatyści, kim socjaliści – trudno jednoznacznie (a tak naprawdę trudno jakkolwiek) ustalić. Nie ma wielu bardziej upokarzających cywilizacyjnie zjawisk niż zanik znaczeń. Jeśli brakuje sensów, to trudno się dziwić, że w świadomości ogłupiałych tubylców funkcjonują dwa obozy. Mamy zatem płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm oraz frakcję zdrady i zaprzaństwa, jak to ujął jeden z publicystów. Świat jest naprawdę o wiele bogatszy, a i etykiety wspomnianych obozów są takie sobie. Najbardziej destruktywnym słowem w debacie politycznej jest jednak „faszyzm”. Ta lewicowa pałka do okładania politycznych przeciwników ma piękne tradycje. Sam Józef Stalin zalecał, by konkurencję nazywać faszystami, nazistami lub antysemitami, są to bowiem zarzuty na tyle poważne, by całkowicie zdezawuować przeciwnika (oczywiście chodzi o oskarżenia bezpodstawne). Gdy pozostałe dwa terminy nabrały zbyt dużego kalibru, żeby ciskać nimi na oślep, faszyzm pozostał ulubionym i głównym narzędziem do mieszania z błotem wszystkich, którzy są nie dość lewicowi. Termin ten roztacza smród wokół nieprzyjaciół, jednak nie na tyle poważny, by oszczerców mogły spotkać jakiekolwiek konsekwencje. Wyzywanie od liberałów to niewinna igraszka, jak chcesz dowalić – sięgasz po faszyzm.

Faszyzm stał się uosobieniem prawicy (z czasem każdej prawicy, nie tylko skrajnej), uprzedzeń i gotowości do krzywdzenia innych ze względu na ich odmienność. Zabawne jest to, że faszyzm jako taki nie miał charakteru ani nacjonalistycznego, ani rasistowskiego, w ogóle pojęcie narodowości traktował w sposób cywilizowany. Gospodarka faszystowska dążyła do korporacjonizmu, pod wieloma względami istotowo będąc podobna dzisiejszemu zachodniemu kapitalizmowi. Najważniejszym pojęciem dla faszysty nie jest ani naród, ani czystość (nieważne czego), lecz państwo. To pociągnęło za sobą zamordyzm, Mussolini zdelegalizował prasę i organizacje niefaszystowskie, na główne urzędy mianował ludzi osobiście, część opozycji zamykał w Rab. Mówiąc krótko, faszyzm jest totalitaryzmem, ale w relacji z innymi totalniackimi systemami XX wieku stosunkowo łagodnym. Przykładać to zjawisko do współczesnej Polski to nie świństwo, lecz głupota. Spośród kryteriów faszystowskich PiS – bo przecież partię rządzącą co i rusz tak ładnie się tytułuje – nie spełnia żadnego. Trudno nawet jednoznacznie mówić o prawicowości PiS-u, skoro z jednej strony mamy centrowe, chadeckie podejście do spraw obyczajowych, a z drugiej – lewicowy w duchu solidaryzm gospodarczy. Dla zrozumienia absurdu terminów, które zaśmieciły polskie media i umysły, zaprezentujemy Wam rezolutne przykłady myśli i praktyki prawicowej. Wszyscy będą niezadowoleni. Nie ma w Polsce ani faszyzmu, ani prawicy, a lewica pogubiła jakiś czas temu ząbki. Spór o idee zastąpił spór o tożsamość. Nie ma się czym podniecać, można sobie porządkować. Można powiedzieć, że oddajemy Wam do rąk faszystowską Frondę. W imię porządku.

 

FRONDA 84 – Kryzys kobiecości!

cover-f85-big — kopia

KRYZYS MĘSKOŚCI! Ziew. KRYZYS OJCOSTWA! Ziew. Ja to bym nawet i chciała patriarchatu, ale chłopy to takie ci..py są! Cymesik, ale też ziew. Uwolnić od tego badziewia może nas tylko FEMINIZM. Ziew. Od dawna już pobrzmiewają takie mądrości, przewalając się w mediach w najróżniejszych kontekstach. A co w mediach, to i w głowach. Z jednej strony przyjmujemy tę liturgię słowa, z drugiej słuchamy o szesnastej fali feminizmu, emancypacji w dobie postemancypacyjnej, dziewczynach na politechnikach (ciekawe, co z chłopakami na pedagogikach?), karierach i wszechobecnym ucisku. To wszystko dzieje się u nas, gdzie podmiotowość kobiet utrzymała istotę narodowej odrębności; gdzie respekt, czyli szacunek, płeć piękna wywalczyła sobie nie biegając po ulicach z dziwnymi transparentami, tylko codzienną orką i zaradnością. No i oczywiście w państwie, w którym liczba kobiet na stanowiskach kierowniczych jest rekordowa, dwukrotnie bijąca średnią europejską. Takie rzeczy tylko w Polsce, tej brudnej prowincji cywilizowanego świata, jak mawia się w porządnym towarzystwie. Nie kwestionujemy tak zwanego kryzysu męskości, nie kwestionujemy kobiecej potrzeby bicia się o swoje tam, gdzie trzeba. Jednak w tym biadoleniu o kryzysach, potrzebach i dziejowych koniecznościach dostrzegamy błąd. Patrzymy bowiem na te problemy w izolacji, podczas gdy korzeniem problemu zasadniczego jest końcówka lat 60. poprzedniego stulecia. Chodzi oczywiście o rewolucję seksualną, zagospodarowaną wrażo przez lewicowych ideologów. Jej istotą stało się rozbicie pojęcia rodziny – ojciec od tamtej pory przestał być ojcem, matka matką, a małżeństwo okaza­ło się patriarchalnym konstruktem służącym systemowemu ciemiężeniu kobiet i dzieci. W zamian otrzymali­śmy, jak to zwykle przy rewolucjach, pełną wolność. Po półwieczu obowiązywania tego dogmatu mężczyzna powinien być pozbawionym sprawczo­ści wysokofunkcjonalnym sługusem i nieudacznikiem głoszącym absurdalne mądrości (okazał się jednak być czymś innym, ale o tym za chwilę). Kobieta powinna za to realizować się jako robokop od zarabiania pieniędzy który przede wszystkim ma myśleć o sobie, głodzić się i na każdym rogu wyglądać dyskryminacji i terroru, by z nim ochoczo walczyć (okazała się być jednak czymś nieco innym, ale i o tym za chwilę). Dzieci, jeśli nie udało się ich zawczasu wyskrobać, trudno, niech sobie będą, państwowa szkoła się nimi zajmie. Całość, czyli rodzina, została zredukowana do roli plastycznej tkanki, w której należy grzebać, ile wlezie i wedle uznania, a jej jedynym uzasadnieniem jest perspektywa łatwiejszego otrzymania kredytu. Ten obraz jest koszmarny, ale daje sporo perspektyw, które okażą się pozorne dopiero po czasie. Największym beneficjentem owej rewolucji wydają się być kobiety, zdjęto im przecież gorset kur domowych i wyemancypowano je z profesji żon uzależnionych od mężów. Dziś są samotnymi staruszkami bez rodziny, pieniędzy (kasę trzeba przecież wydawać; człowiek stał się przy okazji konsumentem, który ma przebimbać każde zarobione pieniądze, ale o tym przy innej okazji), bez mężczyzn, któ­rzy stali się równie dziecinni jak same dzieci. Samotne matki z dzieciakami pozbawionymi ojców, a przez konieczność zarabiania także i ich – to obraz tak powszechny, że nikogo już nawet nie dziwi. Normalka. Nie wyszło, popsuło się, niech sobie radzą nieboraki. Kobiety zostają z całym bagażem zebranym przez życie, panowie w tym czasie wchodzą w fazę powtórnego dzieciństwa – żadnych obowiązków, święty spokój, byle tylko koło siebie ogarnąć na tyle, na ile to konieczne. Życie odzyskane, życie stoi otworem, trzeba korzystać z życia. Kobiety są wystawione na żer takich palantów. No i kto więcej na tej całej rewolucji ugrał? Na pewno nie oszukana kobieta i nie dziecko z rozbitej rodziny. Jej prawdziwym beneficjentem są korporacje, wysysające całą energię kobiet, a po robocie, patrzcie, widzicie go? Czeka na nie Piotruś Pan, chłopiec, który nigdy nie dorośnie, pierwszy produkt rewolucji seksualnej, źródło KRYZYSU MĘSKOŚCI, przezwyciężymy go uzbrojone w parasolki w siedemnastej fali FEMINIZMU. Takie to są skutki rewolucji. Dopiero pół wieku minęło, na pewno to się wszystko uleży, na pewno będzie jeszcze bardzo ciekawie. Przypominamy tylko o prostej recepcie na tę przypadłość. Jest to małżeństwo zawarte nie przed urzędnikiem państwowym, lecz oficerem rzymskiej armii, która prowadzi nas w bój ze złem aż do ostatecznego zwycięstwa – zbawienia. Wydawane bez recepty. Nie zagraża zdrowiu i życiu.

JERZY KOPAŃSKI. Redaktor naczelny.