INSTRUKCJA
OBSŁUGI NR 96
Ostatnie półrocze obfitowało w wiele ekscytujących wydarzeń. Tak jak pierwszą połowę 2020 Polacy spędzili na klęczkach z gromnicą w rękach i modlitwą o zdrowie i życie swoje i swoich rodzin, tak w październiku rodacy postanowili pokazać, że Boga już się nie boją i gromnice zamienili na czerwone pioruny. Polska prawica dokonała ataku prewencyjnego na rozgrzewające do czerwoności młode umysły sprawy ideologiczne. Nasza rzeczywistość jest już tak zdominowana przez kajdany poprawności politycznej, że każdy niepopularny truizm wydaje się zamachem na przyrodzoną godność osoby ludzkiej. Współczesnym zostaje tylko komentarz na gorąco – a rzeczywiście jest gorąco. Sprawa mniejszości seksualnych weszła już na dobre na wokandę polskiego życia publicznego i powoli wchodzi do naszej kultury, chociaż i tak jesteśmy w tyle za państwami tak zwanego Zachodu.
Marta Lempart, Klementyna Suchanow, Michał Szutowicz i pranksterzy ze „Stop Bzdurom” postanowili zaserwować Polakom nową jakość debaty publicznej, której do tej pory nie znali. Dotychczas polska lewica wymachiwała swoimi postulatami z wysokości parlamentarnej mównicy. Ten sposób uprawiania demokracji zapewniał możliwość swobodnego wyrażenia swoich poglądów, wrzucenia ich do maszyny losującej zwanej opinią publiczną i poddanie ich społecznemu werdyktowi, bez wzbudzania poczucia zbędnego dyskomfortu. Ot, każdy trąbi w swoją stronę. Niezależnie od tego, czy ktoś wymachiwał sztucznymi penisami, czy bił kogoś krzyżem – wszystko miało miejsce w parlamencie, dzięki czemu odległość między polem bitwy a społeczeństwem była na tyle duża, że umożliwiała obserwującemu walkę widzowi w miarę rzetelną ocenę sporu politycznego. W tym roku lewica postanowiła „wyjść frontem do klienta” – celem „tęczowej beki” stał się Kościół Świętego Krzyża w Warszawie i inne miejsca narodowej tożsamości i pamięci. Z okazji tegorocznego Halloween przez polskie miasta przetoczyła się fala fanów Peruna, których marsze w istocie były jak błyskawica – narobiły dużo huku i zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Bez wątpienia ta fala agresji niespotykanej wcześniej w polskim życiu publicznym powinna zamienić się w cenną lekcję, tego – co robić, jak i po co? Polska prawica ma dla kogo robić – ale otwartym pozostaje pytanie: czy jest jeszcze z kim robić?
Szymon Doliwa
INSTRUKCJA
OBSŁUGI NR 97
Ekumenizm, jako zjawisko w Kościele powszechnym stosunkowo nowe, wgryzł się zadziwiająco szybko w samo centrum współczesnego katolicyzmu. Robi niemal dogmatyczne wrażenie, dziś wydaje się odwieczny. No i bardzo dobrze. Cieszyć się trzeba, bo przecież fajnie, że chrześcijanie chcą pokoju między wyznaniami i wzajemnego zrozumienia, a wspólna modlitwa oraz dialog to solidne fundamenty. A jednak wśród tej wierzącej części wspólnoty katolickiej czasami przemawia brak entuzjazmu wobec ekumenizmu, zresztą nie od dziś – od zawsze. Moderniści chcą widzieć w tym przekonanie katolików o ich wyższości nad heretykami, które wyklucza dialog, a co dopiero zrozumienie. Są jednak oni napędzani fałszywym przekonaniem o konieczności postępu i równowartości wszystkiego na tym świecie, bagatelizują to, co najważniejsze, czyli prawdę.
Katolicy mają nie lada trudność, obserwując działalność Franciszka, synod amazoński, czytając kolejne rewelacje z zakresu teologii wyzwolenia, spoglądając na poczynania niemieckich biskupów i teologów, albo gorsząc się informacjami o tym, że papież wspiera finansowo… transseksualne prostytutki, których branżę boleśnie dotknął kryzys covidowy (jakby nie było komu rzeczywiście wypłacać pieniędzy – przykładowo w formie odszkodowań). Właściwie „trudność” to chyba zbyt łagodne określenie, nie sposób być wierzącym katolikiem i nie oszaleć z trwogi. Teraz dodatkowo w czasie, gdy na dwóch kontynentach trwają łowy na chrześcijan, przeczytać możemy tekst encykliki o braterstwie oraz przyjaźni według, którego katolicy mają się dogadywać z innowiercami i walczyć ze swoimi słabościami, takimi jak… ksenofobia.
A przecież nie trzeba wielkiego umysłu, by dostrzec, że bezwarunkowy ekumenizm osłabia Kościół i fałszuje historię. Zwłaszcza w kontaktach z protestantami. Bo tu sprawa jest prosta – protestanci to heretycy, mają przeprosić i wrócić na łono wspólnoty. Nie mówi się już o tym, że w państwach protestanckich, do rangi prawa stanowionego podniesione były różne nieprzyjemności dla katolików, z dekapitacją włącznie. Po wieku XX pozostało przekonanie, że jedyną religią prześladowaną pozostał judaizm. Obecnie leczy się nas z islamofobii, ale żaden mainstreamowy głos nie powie Wam, że ludzie giną dziś masowo za to, że są chrześcijanami.
Czy braterstwo jest ważniejsze niż dialog? Na końcu tego dialogu i tak musi stać oczywista konstatacja – możemy się lubić i dogadywać, ale poza Kościołem nie ma zbawienia.
Jerzy Kopański