Z Jackiem Poniedziałkiem, aktorem Nowego Teatru w Warszawie, rozmawia Przemysław Skrzydelski
Poniedziałek: Zanim zaczniemy naszą rozmowę, chciałbym cię zapytać jako konserwatystę, bo ten temat mnie nurtuje: na czym polega wasz lęk, że Europa odwraca się od Kościoła? Przeraża was, że dziedzictwo chrześcijaństwa przepadnie?
FRONDA LUX 98/99 – AMERYKA WEDŁUG JOE / TOTALITARYZM – DO KUPIENIA TUTAJ
Skrzydelski: Dokładnie tak. Ale skąd to twoje dziwne pytanie – jakbyś nie obserwował świata i nie widział zdjęć z wnętrz zamykanych kościołów w Belgii czy we Francji, w których w miejscu ołtarza znajduje się biblioteka albo nawet barek z napojami wyskokowymi. Rozumiem, że dla ciebie to normalne? To zacznijmy zamykać teatry i podmieniajmy je na sale zabaw dla dzieci – na pewno więcej osób skorzysta.
Poniedziałek: Kościoły same się zamykają, nie zamyka ich żadna świecka administracja – bo ludzie nie chcą już do nich chodzić.
Skrzydelski: I to jest dowód? A może ludzie nie chcą chodzić, bo im się wszędzie wmawia, że prawdziwe życie jest gdzie indziej, a wiara w Boga – jakkolwiek go pojmować – to zabobon ze średniowiecza?
Poniedziałek: Nikt poważny nie mówi o średniowiecznej czy zabobonnej wierze, tylko o średniowiecznych poglądach kleru na temat społeczeństwa, seksualności czy praw reprodukcyjnych. I o tym, jak stanowczo te poglądy poprzez szantaż moralny narzucane są całemu społeczeństwu.
Skrzydelski: Taka dyskusja między nami byłaby ciekawa. Musimy kiedyś do tego wrócić. Jednak dziś chciałbym porozmawiać z tobą o aktorstwie. W pewnym sensie w konwencji podsumowania, czym dla ciebie jest aktorstwo i jak je rozumiesz, biorąc pod uwagę wszystkie twoje lata na scenie. Minęło ich wiele. Myślę też, że premiera „Odysei. Historii dla Hollywoodu”, nowego spektaklu Krzysztofa Warlikowskiego, również jest pewnego rodzaju podsumowaniem teatralnej drogi. Podsumowaniem dla wszystkich w zespole aktorskim Warlikowskiego. Nakłada się także na to wszystko śmierć Zygmunta Malanowicza, który miał zagrać Odysa.
Poniedziałek: To była wyboista droga, bo próby do „Odysei” ruszyły już w lutym 2020 r. i nagle zostały przerwane. Ale najtrudniejszy chyba był sam powrót do pracy, komplikacje z terminami, rozważania Warlikowskiego, czy może przy tych problemach kolejny raz przełożyć premierę na przyszły sezon. W końcu jednak i to okazało się tylko epizodem, bo śmierć Zygmunta Malanowicza, dla którego rola Odysa miała być ostatnią pracą w teatrze, przygniotła nas wszystkich i ukazała całe nasze doświadczenie w zupełnie innym świetle. Zawsze byliśmy teatralną rodziną, odważę się nawet użyć określenia, że łączy nas silna nić braterstwa, i nagle stało się jasne, że zatoczyliśmy koło, że ta „Odyseja” to zarówno konkluzja, zamknięcie pewnego etapu, jak i nowe otwarcie.
Ale wracając do pytania, mam po tych trzydziestu latach pracy coraz większy wstręt do scenicznego kłamstwa, sztywnego gorsetu formy, konwencji i tych wszystkich reguł, jakich uczy się w szkołach teatralnych i praktykuje potem tak długo, aż umrze się z nudów. Rutyna jest najpotworniejszą trucizną, zwłaszcza gdy się jej nie zauważa. Dlatego mam poczucie odpowiedzialności za swoje sceniczne czy filmowe istnienie. Wcześniej go nie miałem. Dopiero od kilku lat mogę w pełni odpowiadać za swoje role. Wcześniej to były tylko wprawki.
FRONDA LUX 98/99 – AMERYKA WEDŁUG JOE / TOTALITARYZM – DO KUPIENIA TUTAJ