Jak przekładać klasykę?

W czytaniu książek nie chodzi tylko o to, aby dowiedzieć się jak skończyła się dana historia. Równie ważne, a być może ważniejsze, jest to, jak została ona opowiedziana. Czy warto tłumaczyć ponownie książkę, która została już przetłumaczona? M.in. na to pytanie odpowiemy w najnowszym odcinku „Literatury na trzeźwo”. O nowych przykładach klasyków literatury porozmawiamy z Grzegorzem Przebindą – twórcą najnowszego tłumaczenia „Mistrza i Małgorzaty” oraz z Maciej Świerkockim, który właśnie pracuje nad nowym przekładem legendarnego „Ulissesa”.

Piotr Gociek: To ja zadam w takim razie bezczelne pytanie, z myślą o tych wszystkich, który słyszeli o tym, że jest taki symbol statusu tzn. takiej przynależności do klasy intelektualnej, która obcuje z pewnymi dziełami. O czym jest Ulisses Jamesa Joycea?

Maciej Świerkocki: To dobre pytanie, bo dość trudno jest na nie odpowiedzieć. Dlaczego? Jest to książka pozbawiona tego, co nazywamy klasyczną fabułą. W najbardziej swojej podstawowej wersji. Jest to próba przyswojenia współczesnemu światu niepozornego bohatera, który zastąpiłby greckich herosów homeryckich. Jest to próba opisania bohaterstwa, heroizmu z nieco innej perspektywy. Jest to próba przeniesienia dawnego mitu w czasy, okoliczności i kontekst wydawałby się zupełnie nieheroiczny. Z drugiej strony jest to też książka o literaturze, książka metafikcyjna. Jest poniekąd o tym w jaki sposób tworzy się literaturę. Jest to książka o twórczej mocy słowa, pokazująca możliwości słowa, możliwości literatury i wykraczania poza konwencjonalnie wytyczone granice gatunku.

Piotr Gociek: Ile właściwie jest wersji „Mistrza i Małgorzaty” i która jest tą kanoniczna. Która była podstawą przekładu, którego Pan dokonał?

Grzegorz Przebinda: Nie ma takiego maszynopisu „Mistrza i Małgorzaty”, który mógłby uchodzić za ostateczny, za kanoniczny. Za życia Bułhakowa był przygotowany jego autorski maszynopis, nie jego ręką, ale przez niego dyktowany w 1938 roku. Potem przez dwa lata, aż do śmierci nanosił na tym maszynopisie z pomocą trzeciej żony Jeleny Sergiejewnej Bułhakowowej bardzo gęste poprawki. Gdyby ktoś zobaczył jak wygląda ta podstawa, która uchodzi za kanon, to tam są cztery warstwy poprawek w różnych kolorach. Stąd biorą się różne wersje „Mistrza i Małgorzaty”. Wydaje mi się, że ktoś, kto tak jak ja obcuje z Bułhakowem od 30 lat ma pewną intuicję, co z tych różnych wersji powinno wejść do kanonu i ja taką też decyzję podjąłem. Podjąłem decyzję obserwując również edycję „Mistrza i Małgorzaty” w Rosji. Korzystając z wielkiego, dwutomowego, fundamentalnego dzieła z 2014 roku przygotowanego przez Jelenę Kolyszewą, w którym próbuje ona ustalić kanon tekstu. Jednak też nie byłem z nią całkowicie zgodny.