Jarosław Jakubowski: „Gruba kreska” to karykatura miłosierdzia, ponieważ nie ma w niej prawdy

Jarosław Kaczyński całe swoje dorosłe życie poświęcił walce z komuną, a więc protestowanie 13 grudnia pod jego domem jest aktem niebywałej bezczelności. Ci, którzy to wymyślili doskonale wiedzą, co robią. Manipulują zbiorową pamięcią, zamazują prawdę historyczną, przysypując ją warstwą „interpretacji”. W „Komitecie Obrony Demokracji” nie brak obrońców stanu wojennego – mówi Jarosław Jakubowski, autor dramatu „Generał”.

Napisał pan dramat “Generał”, którego inscenizacja nie przeszła bez echa i była dość szeroko komentowana. Nie wstyd Panu brać na tapetę takiego niegroźnego i sympatycznego dziadka jak gen. Wojciech Jaruzelski?

– Ktoś musiał w końcu napisać “Generała”, ten temat po prostu wisiał w powietrzu. Dziwne, że nikt nie zrobił tego wcześniej, no ale lepiej późno niż wcale. Czy to sztuka o Jaruzelskim? I tak, i nie. Jaruzelski był punktem wyjścia, postacią w pewnej mierze symboliczną, na bazie której wymyśliłem całą historię. Równie dobrze może to być jednak dramat o każdym kraju postkomunistycznym, każdej postdyktaturze. Kusiło mnie, żeby napisać rodzaj “J’accuse” i w jakimś stopniu jest to tekst rozliczeniowy. Jednocześnie pokazuję w nim, że rozliczenie zbrodni jest niemożliwe, bo za dużo jest ich możnych obrońców, wybielaczy… To zresztą potwierdziło się w realu. Smutne, ale dramat “Generał” okazał się wieszczy. Życie dopisało nawet postscriptum: „Komitet Obrony Jaruzelskiego” przeistoczył się w „Komitet Obrony Demokracji”.

To mocne porównanie. Dlaczego pan tak uważa? Czy naprawdę to ten sam front? Dlaczego środowiskom postkomunistycznym jest aż tak blisko do „mainstreamu”?

– Porównanie jest mocne, ale ma też mocne podstawy. Na jednym z mityngów Komitetu Obrony Demokracji był widziany redaktor Barański, dziennikarz stanu wojennego. Czasem jeden obraz wystarczy za tysiąc słów. Zresztą nie tyle chodzi mi o konkretną organizację, co o grupę ludzi. Wielu z tych, którzy dziś głoszą tezę, że demokracja jest zagrożona, urabiało społeczeństwo w duchu zrozumienia dla stanu wojennego. Nie krzyczeli też o łamaniu demokracji, gdy w czerwcu 1992 roku obalony został rząd Jana Olszewskiego, który realnie zagroził układowi z Magdalenki. Postkomuniści wtedy zręcznie to wykorzystali i krótko potem doszli do władzy. Obecnie również pod płaszczykiem „obrońców demokracji” próbują zdestabilizować sytuację wewnętrzną w kraju. Im większe zagrożenie dla układu, tym większa histeria, medialne ryk-kwik. Interesy postkomunistów reprezentują dziś Platforma Obywatelska, Polskie Stronnictwo Ludowe i Nowoczesna. 

Czyli nie powinniśmy “odpieprzyć się od Generała” jak chce tego Adam Michnik?

– Sam się zastanawiałem, jaki miałem “interes” w tym, żeby zająć się tym tematem? Pewnie z handlowego punktu widzenia lepiej byłoby zająć się diagnozą czarnosecinnych pokładów w Polaku, co zaowocowałoby dramatami wystawianymi i omawianymi w pismach branżowych. Tylko ja tak nie umiem, poza tym napisano już tyle sztuk o gejach, Żydach i antysemitach, że wystarczy na długo. A może nie wystarczy, bo szybko wywietrzeją? W czasie, gdy koleżanki i koledzy tropili i demaskowali polską nietolerancję, ja wolałem pisać sztuki o zbrodniarzu stalinowskim (“Głową w dół”), o skutkach stanu wojennego (“Generał”, “Kamień”) czy o grubej kresce (“Luna”). Wyszedłem na tym jak Zabłocki na mydle, ale jakoś nie żałuję.

Pański „Generał” to sztuka niepoprawna politycznie. W końcu Bronisław Komorowski nobilitował Jaruzelskiego zapraszając go do Rady Bezpieczeństwa Narodowego.

– Może uznał, że Jaruzelski dużo wie o bezpieczeństwie? Z pewnością i Komorowski, i Jaruzelski doskonale potrafili zabezpieczyć własne środowiska, a obecność generała w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego mogła być elementem jakiejś większej całości, rodzajem gwarancji bezpieczeństwa układu.

Jacek Żakowski na łamach “Gazety Wyborczej” porównał decyzję prezydenta Andrzeja Dudy o zaprzysiężeniu sędziów wybranych przez PiS do wprowadzenia stanu wojennego. W jaki sposób można skomentować takie wypowiedzi? Czy to już jest ten moment, kiedy zostaje nam tylko śmiech?

– Panie Mateuszu! Dotychczasowi właściciele Polski wpadli w panikę widząc, że tym razem groźba utraty wpływów jest realna. Tylko tak można wytłumaczyć ten niesamowity zalew bredni. Mam nadzieję, że Polskę w końcu odzyskają Polacy i że nie pójdzie to w stronę osławionego „TKM”. Marzy mi się rozwalenie tego przeklętego wahadła. Zmiany muszą być na tyle gruntowne i trwałe, żeby nie można było ich „zresetować” po kolejnym politycznym przesileniu.

Był pan kiedyś pod domem Jaruzelskiego 13 grudnia?

– Nie.

A co pan myśli o demonstracji w tym dniu pod domem Jarosława Kaczyńskiego?

– To jest prymitywna próba zaklinania rzeczywistości. Jarosław Kaczyński całe swoje dorosłe życie poświęcił walce z komuną, a więc protestowanie 13 grudnia pod jego domem jest aktem niebywałej bezczelności. Rozumiem, że wśród zwolenników obalonego właśnie reżimu jest silny głód męczeństwa, ale samo oderwanie od bufetu z ośmiorniczkami nie tworzy jeszcze męczennika. Co więcej, w „Komitecie Obrony Demokracji” nie brak obrońców stanu wojennego, więc cała akcja wygląda na niezłe wariactwo. Inna sprawa, że wariaci bywają niebezpieczni. Mam nadzieję, że jeśli dojdzie do próby takiej demonstracji, to spotka się ona ze zdecydowaną odpowiedzią.

Może ta manifestacja jest po prostu wynikiem niewiedzy młodych Polaków. W szkołach rzadko, który nauczyciel „przerabia” ten temat z uczniami, bo po prostu nie wyrabia się czasowo.

– Historii uczy się „po łebkach”, to fakt, ale przecież ci, którzy wymyślili, żeby iść pod dom Kaczyńskiego 13 grudnia, to nie są gówniarze i doskonale wiedzą, co robią. Robią to od lat – manipulują zbiorową pamięcią, zamazują prawdę historyczną, przysypując ją warstwą „interpretacji”. Jeśli jest to dla nich wygodne, nazywają stan wojenny „mniejszym złem”, innym razem używają go jako pałki w walce politycznej. Przykre jest dla mnie, że dali się w tę akcję wmanewrować ludzie, których znam, a o których sądziłem, że mają więcej poczucia przyzwoitości.

Wróćmy do pańskiego dramatu. Czy można oddzielić generała-prywatnie od generała-polityka? W końcu w „Generale” mundur wisi na manekinie. To taka “przeklęta podwójność”. Czy rola, którą odgrywał w ówczesnym systemie może być jego usprawiedliwieniem?

– Wyobraziłem sobie generała, który rozmyśla, czy nie byłoby lepiej dla niego, gdyby – wzorem na przykład przywódców Powstania Węgierskiego – zerwał z komunistami i stanął razem z narodem. Z pewnością przypłaciłby to życiem, ale zyskałby wieczną chwałę i miejsce w narodowym panteonie. On jednak nie “przyjął chrztu przez zanurzenie we krwi”, do końca grał rolę, którą wyznaczyła mu historia, co symbolizować ma stałą obecność munduru. Stracił wielką, życiową szansę i pewnie był tej straty świadom. To jego największy dramat. Patrzę na niektórych współczesnych polityków i też obserwuję ten sam mechanizm – oddalania od siebie kielicha goryczy. Bardzo wstrząsnął mną widok Donalda Tuska padającego w objęcia Władimira Putina na zgliszczach “tupolewa” pod Smoleńskiem. To było symboliczne oddanie się. Być może prywatnie Tusk jest sympatycznym panem, jednak wyrządził Polsce, a przede wszystkim sobie, wielką krzywdę zachowując się w kwietniu 2010 roku tak, jak się zachował. Na wieki zastygł w objęciach cara.

Przecież tyle nasłuchaliśmy się o resecie i nawet Jarosław Kaczyński zwrócił się do „przyjaciół Rosjan”…

– Jarosław Kaczyński widząc reakcje zwykłych Rosjan na tragedię z 10 kwietnia 2010 roku wyraził nadzieję na polsko-rosyjskie pojednanie, oparte na rozliczeniu przeszłości. Nic takiego nie nastąpiło, bo za gestami czysto kurtuazyjnymi nie poszły konkrety. Wrak „tutki” wciąż gnije na wschodzie jako wyraźny sygnał od Putina: nie jesteście dla nas równoprawnym partnerem.

Wydaje się, że brak wyroku to dla Generała najstraszniejsza kara.

– Nie wiem. Nie jestem filozofem ani teologiem. A ponieważ nie wiem, zdaję się na najoczywistszą opcję, na wymiar sprawiedliwości. Skoro jednak ten nie zadziałał w przypadku Generała, to zaczyna się życzeniowe mitologizowanie. To pożywne dla dramaturga, ale wolałbym, żeby po prostu zwyciężyło prawo, żeby zapadł wyrok w imieniu Rzeczypospolitej. W tym przypadku jednak wyższe od prawa okazało się dobro junty wojskowej i komitetu jej obrony.

Jakie znaczenie ma osądzenie win? Nie lepiej oddzielić przeszłość „grubą kreską”?

– Osądzanie win jest naturalną ludzką potrzebą i powinnością. Wielu ludzi w Polsce, także bohaterów pierwszej “Solidarności”, żyje w poczuciu głębokiej niesprawiedliwości, osamotnienia, bezsilności. Oczywiście można mi zarzucić, że wypowiadam się nie we własnym imieniu, bo gdy wprowadzano stan wojenny miałem 7 lat, a w 1989 roku – 15 lat. No i co z tego? Czy to odbiera mi prawo do wypowiadania się na temat historii mojego kraju? Staram się dostrzec w ideologii „grubej kreski” szlachetne intencje, takie jak chrześcijańskie miłosierdzie dla sprawców niegodziwości. Wyszła z tego jednak karykatura miłosierdzia, ponieważ zabrakło jednego – prawdy.

A może powinniśmy zdać się tylko i wyłącznie na Sąd Ostateczny?

– Zdać się powinniśmy przede wszystkim na poczucie sprawiedliwości, na nim opierać prawo. Dążyć do tego, by oddać każdemu, co mu się należy. Sąd Ostateczny i tak nie ominie żadnego z nas.

Rozmawiał Mateusz K. Dziób.

Jarosław Jakubowski (ur. 1974) – poeta, prozaik, dramatopisarz, krytyk literacki, dziennikarz; współpracownik „Toposu”, członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, mieszka w podbydgoskim Koronowie; autor dramatu „Generał”.