Jerzy Kędzierski: Polacy wstydzą się terapii

Powiem od razu, recenzja jest pozytywna. Jak mogłaby nie być pozytywna recenzja ze spektaklu, w którym jeszcze kurtyna nie poszła w górę, jeszcze aktorzy są za kotarą, nie widzimy ich, a publiczność już bije brawa. Oklaski na początku, z wprawą delikatnie stymulowane przez terapeutę Bogdana (Adam Woronowicz), w trakcie przedstawienia są częste, niczym na jakimś przedsięwzięciu estradowym. Ale „Depresja komika” ̶ napisana i wyreżyserowana przez Michała Walczaka – nie jest przedsięwzięciem estradowym. „Depresja komika” ̶ według mnie, to bardzo dobry teatr. Teatr z dobrym tekstem, zagrany i zaśpiewany przez aktorów, których lubię i podziwiam: Rafał Rutkowski w roli komika w depresji i Adam Woronowicz w roli terapeuty. Rolami, oczywiście, jak w życiu, aktorzy zamieniają się. Wtedy publiczność nie klaszcze. Publiczność myśli.

Zatem oglądając „Depresję komika” dnia 4 stycznia 2016 roku w Teatrze Polonia przy ul. Marszałkowskiej 56 w Warszawie, razem z wypełnioną do ostatniego krzesła widownią, biłem brawo, płakałem ze śmiechu i myślałem. Szczegół kalendarzowo-topograficzny rozpoczynający ten akapit, jest ważny. Tekst jest silnie „o nas”, o Polakach, którzy dziś przyszli do teatru. (Spektakl grany jest od 30 grudnia 2013). Autor i reżyser sztuki Michał Walczak bynajmniej nie zatrzymuje się na doraźnym efekciarstwie, na przykład na liście wybitnych komików zamieszcza Antoniego Macierewicza. Terapeuta Bogdan zastanawia się czy kolejną osobą zgłaszającą się właśnie na terapię jest Ewka Kopacz. Wiadomo, to jest tanie, ale przyznaję ̶ bardzo śmieszne. Walczak ̶ zazdroszczę mu odwagi ̶ podjął się przedsięwzięcia mega ambitnego. Jako artysta przyjął do swego gabinetu na terapię nas wszystkich, nas Polaków.

„Polacy wstydzą się terapii” ̶ słowa rzucone publiczności ze sceny. Jaka jest reakcja publiczności? Na tym właśnie, według mnie, polega ambicja i wielkość scenicznego tekstu Michała Walczaka. Nie chodzi o terapię jakiegoś komika Gustawa z Białegostoku. Nie ma klasycznego zaduchu gabinetu i wygniecionej kozetki, nie, nie. Rutkowski i Woronowicz śpiewają, tańczą, stepują, wygłupiają się – taka terapia, której Polacy tyleż wstydzą się, co po prostu takiej terapii nie znają!

A to nie jest łatwa terapia. Terapia śmiechem nie jest łatwiejsza od jakiejkolwiek innej terapii. Czy jest to terapia skuteczna? To już są moje zastanawiania się i moja interpretacja. Terapeuta Bogdan leczy komika Gustawa swoimi autorskimi metodami. Na przykład smarowaniem sutków limonkami i wcieraniem chili w mosznę – skręcałem się w fotelu i płakałem przy tej scenie ze śmiechu. Spokojnie potencjalny widzu, nie rób sobie smaczku. Ta scena jest opowiedziana nie pokazana, ale i tak zwijałem się i płakałem ze śmiechu. Brawo aktor Rafał Rutkowski!

Owszem, w oglądaniu i przyjęciu przedstawienia, są pewne kwestie, delikatnie mówiąc, troszkę kłopotliwe. Na przykład głupiutki a może zwyczajnie durny beat o tym, że my Polacy nie potrafimy się śmiać dlatego, że Mieszko Pierwszy poślubił księżniczkę Dąbrówkę. Przyznają państwo, że nie trafione? Chyba, że nie uważałem i czegoś nie zrozumiałem, ale nie wydaje mi się. Publiczność, nie tylko ja ̶ podsłuchiwałem po spektaklu w kolejce do szatni ̶ miała też niejaki problem z „obśmianiem” niektórych katastrof, po których ogłoszona była żałoba narodowa. Ale przecież właśnie o to reżyserowi chodzi, chodzi o problem. Owszem, w jednym rzędzie kwiczano wtedy z zachwytu. I jeszcze jeden szczegół powtarzający się wielokrotnie a nawet zamieszczony na stronie Teatru Polonia w formie zdjęć. Wielokrotnie Rutkowski i Woronowicz układają palce w satanistyczny gest. Nie wiem czy jest to parodia? Czy nieświadomość? Czy wolno mówić o „nieświadomości” w odniesieniu do uznanych artystów? Dla mnie, przepraszam, jest to nie do przyjęcia, to znaczy ten układ palców małego i wskazującego wygrażającego niebu. Nie przekonuje mnie argument, że jest to niby ogólnie przyjęty wśród muzyków gest wyrażający, posługując się słownictwem bohaterów Walczaka, „zajebistości”. Nie zgadzam się. Nie można emocji wyrazić innym gestem, skoro ten jest mocno kontrowersyjny? W ogóle wulgarność, chociażby słowna, nie koniecznie jest tym czymś, dla którego chodzę do teatrów. Nie lubię brzydkich słów w teatrze. To ogólna uwaga. W tej akurat sztuce ̶ przyjmijmy ̶ terapeuta klnie terapeutycznie, a komik klnie komicznie. Niech będzie, jeśli nie może być inaczej.

Jest o czym rozmawiać. Żeby rozmawiać, trzeba zobaczyć. Szczerze zachęcam. Po „Depresji komika” Adama Woronowicza podziwiam i lubię jeszcze bardziej. Do Rafała Rutkowskiego nie mam stosunku emocjonalnego, składam wyrazu uznania dla kunsztu aktorskiego i obiecuję zainteresowanie. Czytać i oglądać dzieła pana Michała Walczaka uważam za swój obowiązek, póki co. Chciałbym wiedzieć czy to jest teatr? Czy estrada?