Jerzy Kędzierski: Świąteczny adres

Tramwaje napakowane. Miasto oszczędza i puszcza kursy co dwanaście minut. W Japonii, podobno, co dziesięć minut odjeżdżają pociągi do miejscowości oddalonych od siebie o trzysta kilometrów.

Miejsce wypadło mi naprzeciw chłopaka o rzadkiej urodzie i inteligentnych oczach. Skórzana kurta z tyłu rzucona na oparcie. W samym t-shircie, z wilkiem na klacie, jedzie tramwajem na przeciw mnie w grudniowy dzień. Obok niego siedzi dziewczyna. Pocałował ją w nosek. Pocałował w nosek chwilkę po tym, jak dała mu mleczną kanapkę z Biedronki. Uczynił to wdzięcznie. Wdzięczny nosek ma dziewczyna. Przyjemna scena z tego wyszła, miło jest w tramwaju przed świętami. Kanapkę schował do plecaczka. Uśmiechnął się i uśmiechnęła się dziewczyna. Powstrzymali się od pocałunku. Niewątpliwie świadczy to o ich dobrym wychowaniu. Przystojny chłopak ̶ lat powiedzmy osiemnaście ̶ lekko anarcho-stylizowany, nie obwiesił się próżnymi akcesoriami. Poprzestał na skórzanej opasce na nadgarstku. Chwalebny bunt przeciw rzeczywistości i światu wyraża tym, że w grudniu, w tramwaju zdjął kurtkę i jedzie w t-shircie z wilkiem. Problem polega na tym, że siedzimy naprzeciw siebie. Świat z pewnością podziwia jego urodę. Wszyscy, wszędzie się na niego patrzą, tak myślę. On, biedak ̶ musi to cierpliwie znosić. Pewnie ma tego dość. Chociaż mogę się mylić. Postanowiłem: oszczędzę go i nie będę na niego patrzył, jak wszyscy. Nie będę też patrzył na dziewczynę. W ogóle nie będę na nich patrzył. Niech sobie jadą spokojnie.

Zwiesiłem wzrok. Mimo to, widzę że chłopak patrzy na moją rękę. Oczy wlepił w mój nadgarstek? Przechyla głowę, żeby lepiej moją rękę odczytać? Odgadnąć z ręki kim jestem, jaką mam profesje? Patrzy na mój zegarek? Przecież nie noszę zegarka. Patrzy na mankiet mojej kurtki? Nie wytrzymałem, spojrzałem w miejsce, któremu przygląda się chłopak. Zapomniałem, że na zewnętrznej stronie dłoni zapisałem długopisem adres, który podała mi przez telefon Beata. Beata przed Świętami Bożego Narodzenia przypomniała sobie o mnie i prosi, żebym przyjechał. Sprezentuje mi książki, które przez rok kupiła i przeczytała.

Wilk całą drogę ogląda mnie. Patrzy, obserwuje. Pięćdziesięcioletni mężczyzna w okularach, z napisanym na zewnętrznej stronie ręki adresem i umówioną godziną spotkania, zdaje się być w jego oczach ciekawy, skoro z sympatią, jak mniemam, patrzy. Wilk wilkowi człowiekiem, pomyślałem. Przyjemnie jest przed świętami. Opowiem Beacie, w końcu to jej adres.

Jeśli zdążę. Jeśli Beata w porę zorientuje się, zastrzeli chłopaka i wydobędzie mnie z jego brzucha.