Jerzy Kopański, Maciej Woźniak: Celuloidowa grypsera – o Symetrii Konrada Niewolskiego

W polskiej kinematografii pojawił się tylko jeden tytuł, który w sposób dogłębny i estetycznie doskonały podejmował temat przeżycia więziennego, co sprawiło, że po 12 latach od premiery wciąż ma status obrazu kultowego.

Do celi na Białołęce wkraczają Jerzy Kopański i Maciej Woźniak.

M.W.: Są filmy kultowe. Są filmy niedocenione. Są filmy obsypane nagrodami. Są filmy niezrozumiane. Są filmy o Polsce. Są filmy uniwersalne. Symetria Konrada Niewolskiego w paradoksalny i wyjątkowy sposób spełnia wszystkie powyższe kryteria. Tak symetrycznie. A spojrzenie po latach na debiutancki film najbardziej zmarnowanego rodzimego reżyserskiego talentu pozwala jeszcze wyraźniej dostrzec wszystkie znaczenia ukryte w zakamarkach filmowej celi. A może to tylko fałsz? Może to nadinterpretacja więziennych tekstów o krańcowaniu bajery?

J.K.: Spokojnie z tymi wszystkimi kryteriami. Symetria dziś jest tą samą Symetrią co przed 12 laty, perspektywa czasu więcej powie o zmianie kina niż o zmianie rzeczywistości. A o niej jest film Niewolskiego, stanowi próbę ukazania pierwiastka pewnej prawdy o człowieku, który znalazł się w obcym i nieprzyjaznym świecie krat. Jest to świat, który zawsze nas zastanawia, ale nigdy na serio – chyba że zmuszeni jesteśmy zainteresować się nim bezpośrednio. Więzienie to w naszej świadomości świat złej baśni, nierzeczywisty, odrealniony, pełen mitów i fikcji. Poznajemy ten świat dzięki Świeżakowi, który, podobnie jak my, nie jest jego naturalnym składnikiem ani postacią do niego aspirującą. Jest naszymi oczami w innym świecie. Co do uwagi o krańcowaniu bajery – jak w Psach, Dniu świra i stu innych filmach – język to budulec mający oddawać realia. Bohaterowie Symetrii są zanurzeni w języku, który jest pełnoprawnym bohaterem filmu, ale jeśli jest dla kogoś wartością nadrzędną, to znaczy, że interesowała go jedynie wyższość pucy nad solonezem.

M.W.: Wspomniane spojrzenie z perspektywy czasu na Symetrię sprawia, że oglądając ją po latach, musimy sobie mimowolnie zadać pytanie: o czym właściwie jest to film? Do wyboru mamy dwie główne drogi – powierzchowną i dogłębną. I nie, określenie „powierzchowny” nie ma tu pejoratywnego zabarwienia. Film Niewolskiego można po prostu odczytać na dwóch poziomach, z których jeden bardziej przemawiał do świadomości odbiorców w okresie premiery tytułu, a drugi stał się wyraźniejszy po latach, a jego obecność stanowi o ponadczasowości filmu. Na powierzchni jest to realistyczny kameralny dramat, w którym wiernie zostały oddane realia polskiego więzienia. Jest to opowieść o garowaniu, obrazowo ukazująca wszelkie jego aspekty. Ta drobiazgowość i brudny realizm pozbawiony upiększeń czy to w inscenizacji, czy języku, pozwoliły przeszło 12 lat temu wkroczyć ludziom do owego świata złej odrealnionej baśni, odczuć chłód więziennych murów warszawskiej Białołęki, gdzie kręcono obraz, wejść w klaustrofobiczny klimat celi, gdzie rozgrywa się większość akcji, poczuć lęk bohatera w niej zamkniętego. Ale właśnie, czy na pewno poczuć? Wielu zatrzymało się na powierzchni, traktując Symetrię jako wiwisekcję więziennictwa, podchodząc do niej niemal jak do filmu przyrodniczego z National Geographic, tracąc z oczu istotę opowieści obecną w jej głębi. Nie w ścianach więzienia, ale w głowie bohatera granego przez Arkadiusza Detmera. I na tym poziomie mamy do czynienia już nie z realistycznym dramatem, ale pełnoprawnym kinem psychologicznym.

J.K.: Odwrotnie porządkowałbym poziomy – to jednak naturalizm jak z dziewiętnastowiecznej powieści eksperymentalnej jest ciekawszy. Świeżak jako ciało obce w układzie scalonym pokazuje odbiorcy hermetyczny świat więzienia, procesy, jakie w nim się odbywają, mechanizmy, które nim rządzą. Dopiero poznając ten świat, dostrzegamy „dusze rozbite”, bo jest ich przecież kilka, nie tylko odtwarzana przez Detmera. Większość osadzonych pozostaje masą więzienną, wprawdzie o konkretnych rysach twarzy, ale wciąż bezosobową. Poza Świeżakiem mamy wgląd w psyche Romana, a przede wszystkim Dawida, który w przeciwieństwie do poprzednich dwóch jegomości znalazł się w więzieniu nie przez przypadek. To on każe stawiać pytania o żal za grzechy, on próbuje na nie odpowiadać, to on jest gotowy popełnić w imię wartości kolejne morderstwo, to on łamie kark pedofilowi, jednocześnie operując myślą Heideggera. Przy nim poczucie niesprawiedliwości Świeżaka czy rozpadająca się rodzina Romana to niezbyt poważne perypetie. Dawid wprowadza ciężki kaliber aksjologiczny, wartości, których broni w zbrodniczy sposób, wykraczają poza paradygmat więziennej etyki i etykiety.

M.W.: Idąc za powyższym, hierarchia poziomów stylistycznych, ideowych i interpretacyjnych nie powinna być rozumiana jako układ lepszy–gorszy. Powierzchnia nie oznacza tu w żadnym wypadku płycizny. Naturalizm prezentowany przez Niewolskiego nie ma znamion suchej i efekciarskiej prezentacji, od niego po prostu wszystko się zaczyna, jest pierwszą warstwą położoną pod fundament prezentacji problemów wyższego rzędu. Scenariusz Symetrii rozwija się tym samym w naturalny sposób, rozkładając równomiernie (żeby nie powiedzieć – symetrycznie) kolejne akcenty, tematy i etapy opowiadania. Od prezentacji świata poprzez prezentację bohaterów (rzecz jasna mowa tu o rezydentach celi Świeżaka, pozostała więzienna gawiedź istotnie pełni funkcję bezimiennego, choć wyrazistego tła), aż po pytania wyższego rzędu w naturalny sposób wynikające z poprzednich. Pojęcie sprawiedliwości, krytyka współczesnego systemu prawnego, analiza psychiki człowieka, który znalazł się w sytuacji bez wyjścia, odwieczny temat zbrodni i kary – te wszystkie górnolotnie brzmiące toposy znane kinu i literaturze od wieków nie nabierają u Niewolskiego cech patetycznego moralitetu, wszystkie wypływają z akcji, co stanowi o tym, że Symetria jest wyjątkowym w naszym kinie przykładem filmu spójnego od pierwszej do ostatniej minuty. Obserwując recepcję tego obrazu zarówno kiedyś, jak i dziś, trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że odbiorcy podzielili się na dwie grupy – tych, którzy zatrzymali się na warstwie naturalistycznej, traktując ów tytuł jako wierną i ciekawą, ale jedynie więzienną opowiastkę (co dotyczy niestety również części recenzentów i krytyków), oraz tych, którzy dostrzegli pozostałe poziomy, a wspomniana myśl Heideggera i inne im nie umknęły. Symetria była sukcesem kasowym, a dziś ma status filmu kultowego, ale czy przez tę nierównowagę recepcji nie jest jednocześnie, nieco paradoksalnie, filmem niezrozumianym i niedocenionym?

J.K.: Zależy, co bierzemy pod uwagę. Nagrodami film obsypany nie został, ale to chyba z korzyścią dla Symetrii. Ze względu na treść nie jest pokazywany w telewizji w godzinach godnych białego człowieka, więc nie jest to film, który zna każdy. Ta niecenzuralność paradoksalnie sprawia (podobnie jak w kilku innych przypadkach filmowych i muzycznych), że Symetria jest kultowa. Zrozumiana chyba jednak była, nie doczekaliśmy się tym razem interpretacji kosmicznych. Prosta, klarowna fabuła, ograniczona liczba wątków raczej nie sprzyjały i nie sprzyjają robieniu z symetrii asymetrii. A film doceniony zostaje w moździerzu historii, 12 lat od powstania wciąż powraca jako realistyczne zapełnienie więziennej luki w polskiej kulturze. Bo przecież poza Symetrią brakuje innych studiów tego typu – poza wstrząsającą książką Andrzeja Stasiuka Mury Hebronu...

M.W.: Ta nisza w polskiej literaturze i filmie, to niewykorzystanie tematu więziennego stało się kolejnym powodem, dla którego film Niewolskiego okazał się takim hitem. Od dnia premiery aż po dziś dzień ma on rysy oryginalne, jest inny niż wszystkie produkcje, jakie znamy z rodzimych ekranów. W polskiej kinematografii ze świecą można szukać drugiego filmu tak realistycznie ukazującego więzienie, a zarazem dotykającego kwestii etycznych i filozoficznych. Pokusiłbym się wręcz o stwierdzenie, że mieszanka naturalizmu z psychologizmem i humanistyczną refleksją zaprezentowana przez Niewolskiego jest przykładem wyjątkowym na tle światowego kina z gatunku więziennego. Zazwyczaj reżyserzy traktują więzienie jedynie jako ciekawą przestrzeń, która staje się polem do rozegrania filmu gatunkowego albo zobrazowania tematu pozornie z więzieniem powiązanego, ale jednak kompletny obraz przeżycia odbywania kary więziennej to rzadkość w światowym kinie. Kino amerykańskie brnie albo w opowieści sensacyjne, w których centrum historii stanowi ucieczka z zakładu (Zbieg z Alcatraz z Eastwoodem, Wielka ucieczka z McQueenem czy pierwszy sezon serialu Prison Break), albo idzie w stronę dramatów obyczajowych i problemowych zamkniętych w murach więzienia (Skazani na Shawshank czy Pocałunek kobiety pająka). Drugi przypadek dotyczy też kina europejskiego i światowego, gdzie Głód z Michaelem Fassbenderem jest bardziej filmem o proteście niż o więzieniu, a hiszpańska Cela 211 i francuski Prorok Jacques’a Audiarda – słynne więzienne filmy sprzed paru lat – wchodzą w gatunek thrillera i kryminału i nie dokonują dostatecznie wiernej wiwisekcji prezentowanego świata. Pod tym względem Symetria jest wyjątkowa, dokonując jego szczegółowej mikroobserwacji, a tematy wyższe podając jako jej naturalne przedłużenie. Dziw bierze, że film nie wyszedł poza granice naszego kraju.

J.K.: Więzienie jest miejscem specyficznym, więc i folkloru jest tam dużo. Myślę, że Heidegger i Jaspers w anturażu afrykańskich piszczałek byliby dla nas nieczytelni (Amerykanie i tak by zasnęli znudzeni po 15 minutach) – stąd Symetria nie wyfrunęła na międzynarodową wolność. Może po trosze ze względu na wymowę filmu, znaczenia, które implikuje widzowi – istnieją zasady i normy, których nie wolno łamać, istnieje hierarchia, która może płynnie ewoluować, ale pozostaje hierarchią. Relatywizm moralny nie ma racji bytu – Dawid dowodzi tego słowem i dwukrotnie czynem. A kosmos? Jaka jest wizja świata Symetrii? Wydaje mi się, że manichejska – nikt nie wychodzi stamtąd lepszy, przeciwnie – Świeżak uczestniczy w zabójstwie, Dawid staje się rutyniarzem, ludzie, którzy ciążyli ku temu miejscu pozostają sobą. Nie ma mowy o resocjalizacji, więzienie nie jest czyśćcem, jakby sobie tego niektórzy mędrcy życzyli. Jest to zły świat, gdzie źli ludzie pod nierychliwą i humorzastą kuratelą służby więziennej mają dostać od sobie podobnych po łbie za to, co zrobili. Więzienie jest wymierzaniem sprawiedliwości, a nie sprawiedliwością. To też bije w lewicowe uproszczenia – więzienie to kara, a nie odtwarzanie człowieczeństwa. Zbyt wiele prostej prawdy jest w Symetrii, by ludzie o niej zapomnieli, a za dużo, by świat piał z zachwytu.

M.W.: Tym samym najlepsze dzieło Niewolskiego (a zarazem jedno z niewielu) jawi się po przeszło dekadzie jako film z jednej strony rdzennie polski, ale jednocześnie uniwersalny. Polski, bo przez swoją specyfikę wybrzmiał jedynie w rodzimym rejonie, uniwersalny, bo tezy dotyczące sprawiedliwości, społeczeństwa i ludzkiego losu, jakie stawia, mają wymiar ponadczasowy. W jakimś sensie brud i szarość więziennych ścian białołęckiego zakładu karnego łączą się z naszą polską rzeczywistością w sposób wręcz symbiotyczny. Jednak nie w kwestii estetyki (choć i to może mieć miejsce), ale właśnie pod względem pesymistycznego, a może realistycznego bilansu dotyczącego losu jednostki, do jakiego dochodzi Niewolski. „Człowiek zły” i „człowiek dobry” to często określenia nieprzystające do systemu, w jakim przyszło nam żyć. Pojęcia sprawiedliwości i hierarchii niezmiennych zasad podobnie nieraz nie korespondują z otaczającym nas światem, w którym rzeczona humorzasta kuratela dzień po dniu ukręca bat na niczego nieświadomych więźniów. A wystarczyłoby zachować ten bilet po wyjściu z kina. A może by nie wystarczyło?

J.K.: Fenomen Symetrii jest fenomenem prozy Marka Nowakowskiego. To opowieść dla swoich, która poprzez redukcję świata przedstawionego, suchość i klarowność obrazu, prostotę formy i bezpretensjonalność sprawiać może wrażenie filmu bez wielkich aspiracji. Erudycja nie jest eksponowana, ktoś sobie filozofuje, obok ktoś wyciąga wagon szlugów, ktoś idzie do kibla, jeszcze ktoś inny cierpi – jak to w życiu. W Symetrii i u Nowakowskiego chodzi dokładnie o to samo – o pokazanie prawdy i podkreślenie roli prostych wartości. Bez patosu, taniego moralizatorstwa, tak zwyczajnie i po prostu. Film Niewolskiego oddaje parafrazę słów Zbawiciela, którą czas jakiś temu w świat puścił Marcin Darmas: prawda was wyzwoli, kurde!

Tekst pochodzi z kwartalnika “Fronda Lux”, nr 75.