Ci, którzy Norwegię nadal kojarzą z łosiami, Wikingami czy Świętym Mikołajem mogą poczuć się rozczarowani. Ilona Wiśniewska pokazuje nam świat, o którym nie piszą gazety. Nie widać go także w telewizji. Kraj, który słynie z tolerancji i walki o prawa człowieka, ma problem z własną tożsamością. Nadal nie ma tu pełnej równości społecznej i poszanowanie różnic etnicznych pomiędzy północnymi a południowymi mieszkańcami norweskich ziem.
Według Skandynawów, cywilizacja kończy się zaraz za kręgiem polarnym. Norwegowie z południa utrzymują spory dystans do mieszkańców północy. Wierzą, że ci z północy żyją jak „jaskiniowcy”. A wszystko to spowodowane jest burzliwą historią i konfliktami pomiędzy ludnością napływową a tubylcami, które nie ustają od ponad dwustu lat.
Rdzenna ludność Norwegii – plemiona Saamów (lub inaczej Lapończyków, choć sami nie przepadają za takim nazewnictwem) i Kwenów przybyły do Laponii, Norwegii, Szwecji i Rosji z dalekiego południa, Azji i Hiszpanii. Tak naprawdę od zawsze odczuwali z tego powodu represje – problemy związane z brakiem akceptacji odrębnych grup etnicznych zaczęły się już w XIX wieku.
Aby wyrównać dysproporcje społeczne pomiędzy norweskimi dziećmi z południa, a potomkami Saamów, rozpoczęto proces silnej norwegizacji – krzewienia norweskiej kultury. Przymusowa chrystianizacja była odpowiedzią na saamskie pogańskie zwyczaje, których źródła wywodziły się z szamanizmu i animizmu.
Saamowie byli wyjątkowo przywiązani do zwierząt (renifery traktowano jak równych sobie kompanów podróży). Wierzono, że mają duszę i uczucia, dlatego należy podchodzić do nich z dużym szacunkiem. Dla szamanów ważnym rytuałem był trans, dzięki któremu mogli nawiązywać kontakty ze światem pozaziemskim, wierząc, że gdy opuszczą swoje ciało, będą mogli zmienić bieg przyszłych wydarzeń, uzdrawiać lub sprowadzać choroby. Podstawą szamańskich obrzędów był joik – stary śpiew pozbawiony konkretnych słów i gry na instrumentach (przez rdzenną ludność nazywany „śpiewem Szatana”).
Silny proces luteranizacji, poza wyparciem pogańskich zwyczajów, miał także drugi cel – ochronę kraju przed rosyjską ekspansją, która już w XIX wieku rozszerzyła się na sąsiadującą z Norwegią Finlandię. Z tego powodu obawiano się że Norwegie może spotkać podobny los. Temat braku akceptacji społecznej w Norwegii jest problemem, który w mediach raczej nie występuje – Norwegia nadal jest dla nas ostoją tolerancji, demokracji i walki o równość społeczną, która wyznacza Europie etyczne standardy najwyższej jakości. Paradoksalnie rzeczywistość znacznie odbiega od utopijnej wizji na temat krajów skandynawskich. Norwegowie mimo upływu czasu nadal nie do końca potrafią zaakceptować mniejszości etnicznych, które od lat zamieszkują rodzime ziemie. Już w latach 90-tych wcielono w życie Konwencję ramową dotyczącą ochrony mniejszości narodowych, powołano także Związek Kwenów Norweskich, dający Kwenom większe poczucie autonomii. W 1998 roku zostali oficjalnie uznani przez rząd norweski za mniejszość narodową, a siedem lat później ich język uzyskał status narodowego.
Mimo, że sytuacja powoli się stabilizuje, historyczny podział między północą a południem nadal odgrywa znaczącą rolę, która wpływa na kształt stosunków społecznych. Przed Norwegami jeszcze sporo pracy, aby zatrzeć różnice, ale co najważniejsze, by zakopać topór wojenny, który nadal jeszcze rzuca cień na współczesną sytuację narodowościową kraju.
Joanna Michalina Wal
„Hen. Na Północy Norwegii” Ilona Wiśniewska, Wydawnictwo Czarne.