Joanna Wal: Poeta przestrzeni dekonstruuje kosmos. O „Architekturze nowoczesnej” Franka Lloyda Wrighta

Frank Lloyd Wright już za życia stał się chodzącą legendą. Po jego śmierci świat architektury jedynie utwierdził się w przekonaniu, jak wielkiego geniusza XX-wiecznego modernizmu Ameryka wydała na świat. Wright już w latach 30. ubiegłego stulecia przewidział nastroje i trendy, które zaczęły dominować wiele dekad później i aktualne są aż po dzień dzisiejszy. Nie każdy zgadzał się z jego rewolucyjnymi wizjami – jednak historia pokazuje, jak ogromny wpływ te idee miały na późniejsze postrzeganie przestrzeni. ­­

Wright reprezentował szkołę chicagowską. Pierwsze kroki stawiał pod okiem samego Louisa Sullivana. Na studiach Frank został wyrzucony z uczelni za „prowadzenie konspiracyjnej działalności architektonicznej”. To był dopiero początek narodzin rewolucji.

Wight tworzył nie tylko budynki, ale i legendy na własny temat. Stał się symbolem swojej epoki, zbudował amerykańską tożsamość. W projektowaniu szukał świeżych rozwiązań, tworzył nowe znaczenia, uczył niekonwencjonalnego sposobu myślenia o architekturze: „Przez całe życie rozwijał teorię architektury organicznej – wtopionej w naturalny kontekst, zorientowanej na użycie lokalnych materiałów oraz na otwarty plan budynku. Uwzględniał dużą rolę psychologicznych potrzeb użytkowników przestrzeni. Ich poczucie bezpieczeństwa, sposób spędzania czasu, otaczające ich światło to elementy, które tworzyły projekt nie mniej niż metaarchitektoniczne konteksty”.

Źródeł inspiracji Wrighta należy szukać w Japonii i tamtejszej kulturze. Dlatego też w zasadach architektury organicznej znaleźć można wiele ze wschodniego budownictwa – m.in. horyzontalny sposób kształtowania brył, redukcjonizm formalny, otwartą i płynną przestrzeń, wpisanie budynku w naturę, harmonię. To właśnie dzięki rewolucji Wrighta dzisiaj tak często przy aranżacji wnętrz łączy się kuchnie z jadalnią, czy łazienkę z toaletą.

To zassanie zasad estetyki japońskiej sprawiło, że jego architektura stała się swoistym fenomenem – Wright nie tworzy jedynie formalnej interpretacji architektury Kraju Wschodzącego Słońca. Japońskość składa się na jego architektoniczny genotyp – stając się naturalnym zasobem (…). Wright lubił grać wysokościami ścian, rzeźbiąc w ten sposób przestrzeń. Lubił pozostawiać pustkę między ich krawędzią a sufitem. (…). Zawsze odsłaniał strukturę materiału. Cegła musiała być cegłą, a kamień kamieniem. Gdy projektował Fallingwater, materiałem była woda naturalnie tworząca wodospad. Ta surowość, ale też autentyczność materiałów w połączeniu z płaskimi liniowymi i abstrakcyjnymi płaszczyznami, którymi często operował, budowały bezpretensjonalną dramaturgię jego architektury”.

Wright otworzył się na światło, lekkość i przestrzeń. Wierzył w ducha wolności, indywidualizmu i amerykańskiej demokracji – zrywał z „kolektywną estetyką maszynową” na rzecz oświeconego humanizmu. Pragnął stworzyć nowy świat oparty na decentralizacji życia i ucieczce przed miejskim zgiełkiem – Broadacre City. Właściwie dlatego idea architektury organicznej jest na wskroś humanistyczna – w jej centrum stawia się człowieka , który „czyni sobie ziemię poddaną”. W tej teorii „ucieleśniają się romantyczne zasady indywidualizmu (…) podważające idee klasycznej prostoty stylu wyznawane przez jego młodszych kolegów po fachu”.

Wright kategorycznie sprzeciwiał się kulcie maszyn jako zasadniczemu elementowi tworzenia nowej architektury. Przykładem takiego miasta było dla niego Chicago – wielka kosmopolityczna maszyna, „królestwo automatu”. Do jego nowych realizacji tak bardzo różniących się od dorobku poprzedniej epoki można zaliczyć: Midway Gardens w Chicago, Imperial Hotel w Tokio, Hollyhock House w Los Angeles i najważniejsze, Muzeum Guggenheima – dwudziestowieczną ikonę architektury nowoczesnej.

W Europie inaczej postrzegano idee modernizmu aniżeli w Ameryce. Z Wrightem najbardziej konkurował Le Corbusier, ikona europejskiej architektury, dla której punktem wyjścia stało się tworzenie zgodnie z duchem „powierzchni i masy”. O ile w Europie dominowała koncepcja „tworzenia przez maszyny”, o tyle Wright zbudował nowe fundamenty modernizmu oparte na „Charakterze Materiałów”, „Trzecim Wymiarze” i „Integralnej Ornamentyce”.

Rewolucyjnym pomysłem Wrighta było także przeniesienie wieżowców z miast na wieś. Architekt wierzył, że dzięki temu rozwój środków transportu spowoduje zmniejszenie zagęszczenia centrów miast: „W ten sposób zakończy się <tyrania wieżowca>, natomiast pobudowane na wsi wysokie gmachy, które przestaną odgrywać role korkujących miasto fabryk <przestrzeni na wynajem>, staną się nowym symbolem wolności”. Wright zapowiadał koniec ery miast: „miasto w obecnej formie zginie”.

Choć od tej koncepcji minęło blisko sto lat, miasta nadal nie zniknęły z powierzchni ziemi i póki co nic nie zapowiada, aby miało to nastąpić. Pomimo tego nie do końca trafionego założenia, Wrightowi nie można odmówić talentu, nieprzeciętnego umysłu, osobowości i wizji, dzięki którym skierował dwudziestowieczny styl projektowania na nowe tory. Jego pomysły do dzisiaj pozostają inspiracją dla kolejnych młodych twórców i niezbitym dowodem na to, jak rodzący się w Stanach dwudziestowieczny duch kapitalizmu wpłynął na rozwój architektury.