Ludzkość od zarania dziejów fascynowały rzeczy ostateczne. Każdy z nas z pewnością zastanawia się, co stanie się po jego śmierci, co czeka jego samego czy jego bliskich. Inni spoglądają też szerzej i dalej, na perspektywę kresu naszej cywilizacji czy gatunku, a nawet planety czy kosmosu.
Jednocześnie niemożność uzyskania pewnych odpowiedzi jest często przyczyną niepokoju wobec tego, co nieznane, ale i dojmująco nieuniknione. Mimo tego, co charakterystyczne dla naszego gatunku, choć czasem boimy się myśleć o tych sprawach, zajmują nas one niesłychanie, ciekawią i inspirują – każdy chciałby przecież stać się tym, który dotrze do sedna ostatecznych tajemnic. Sumą tych dążeń, a jednocześnie wsparciem dla nas, którzy poszukujemy własnych odpowiedzi, są najróżniejsze eschatologiczne rozważania, przeprowadzane czy to względem religii, czy też świeckich idei, zawarte już w najwcześniejszych dziełach filozoficznych.
Sztuka, zwłaszcza literatura, również próbuje zmierzyć się z nurtującymi ludzkość pytaniami o kres. Pierwszym tekstem, który przychodzi w tym kontekście do głowy, jest najpewniej Apokalipsa Św. Jana, choćby ze względu na sam swój tytuł. Słowo ,,apokalipsa” wywodzące się z starożytnej greki niegdyś oznaczało jednak objawienie, a dopiero przez treść biblijnego proroctwa stało się synonimiczne z ,,końcem świata”, w pełnej krasie monumentalnego brzmienia tego zwrotu. Zmiana znaczenia nie jest tu wszak bezpodstawna –eschatologiczna księga faktycznie zawiera rozbudowane metaforyczne opisy ostatnich chwil świata i wszystkich jego mieszkańców. Nie jest to również pierwsza apokalipsa opisana na kartach Biblii, bowiem już w Księdze Rodzaju doświadczamy boskiego kataklizmu w postaci wielkiego potopu. Podobieństwa przebiegu staro- i nowotestamentowej zagłady można by mnożyć, jednak historia o potopie, choć tak jak Apokalipsa Św. Jana dokładnie opisuje destrukcję życia na Ziemi, jednocześnie wyraźnie skupia się na człowieku i jego zmaganiach z perspektywą końca świata.
Ale czy na pewno różnica jest tak wyraźna? Noe, nieprzypadkowo wybrany, ostatecznie wykonuje swoje zadanie, dzięki czemu świat może odrodzić się po potopie. Podobnie Apokalipsa św. Jana podkreśla, że koniec jest tylko pozorny, bowiem przekonani jesteśmy do tego, co nastąpi już po nim. Jeśli przyjrzymy się innym wytworom kultury naszego gatunku podejmującym temat apokalipsy, możemy wyraźnie dostrzec podobne tendencje. Niezależnie od tego, czy to starożytne legendy o wojnach bogów, czy współczesne popkulturowe wariacje wokół atomowej katastrofy, ludzkość wraz ze światem, nawet jeśli w zmienionej formie, odradza się i trwa dalej, nie ustępując i nie poddając się, niestrudzenie zmagając się dalej z życiem. Można by rzec, że w naszych marzeniach śmierć nie nadchodzi nigdy.
Istnieją wprawdzie nieliczne dzieła, które przełamują ten kulturowy status quo. Jedno z nich, z którego sam Stary Testament, wraz ze swoją historią o potopie, czerpie garściami, wychodzi tu na pierwszy plan, i to nie tylko ze względu na swoje pierwszeństwo w historii literatury. Mowa o Eposie o Gilgameszu.
Utwór ten nie należy wprawdzie do tekstów powszechnie czytanych, jednak wiele osób ma choćby popkulturową wiedzę o jego treści. I w tym przypadku, co nieczęsto się zdarza, nie jest to wcale błędna świadomość. Gilgamesz umarł, a wśród wielu nadzwyczaj obszernych i uniwersalnych tematów które podejmuje epos, myślą przewodnią jest właśnie ta o upadku, śmierci i ostatecznym końcu. Ale tak naprawdę nie chodzi tu o los jednostki, choćby najwybitniejszej – Gilgamesz, co łatwo można wychwycić z metaforycznych opisów jego dokonań, jest kimś więcej niż tylko wielkim władcą, więcej niż tylko człowiekiem. Stanowi uosobienie całej ludzkości, która wyrwała się z dzikich, prehistorycznych otchłani nieświadomości i postawiła po raz pierwszy stopę w świecie nowej cywilizacji.
Wystarczy spojrzeć, kiedy i gdzie powstał Epos o Gilgameszu. Choć współcześnie znana jest nam bliżej akadyjska wersja utworu, wiemy dobrze dzięki badaniom archeologicznym, że jego korzenie sięgają schyłkowego Sumeru. Żeby w pełni zrozumieć to dzieło, należy zatem wczuć się w sytuację przedstawicieli kultury, która je stworzyła. Sumerowie byli pierwszą cywilizacją, wyznaczającą początek wszelkich rozważań historycznych, a to dzięki ich największemu osiągnięciu – wynalezieniu pisma. Choćby z tego powodu mogli oni być świadomi własnej wyjątkowości i potęgi. Niespotykane wcześniej miasta i osady, powstałe dzięki ujarzmieniu natury na nieznaną dotąd skalę, przy pomocy systemów nawadniających czy rozwojowi upraw i hodowli, jedynie to potwierdzały. Jednocześnie Sumerowie byli boleśnie świadomi tego, że ich czas mija. Pierwsza i – jak można domniemywać – zdaniem jej własnych przedstawicieli ostatnia cywilizacja chyliła się ku nieuchronnemu upadkowi, wulgaryzując się, poddając obcym, barbarzyńskim wpływom, mieszając własną kulturę i własną ludność z dzikimi najeźdźcami. Pozostało jej jedynie skorzystać z dobrodziejstwa literatury i na wzór Gilgamesza spisać historię swojego życia.
Tak jak w poemacie Thomasa Stearnsa Elliota Wydrążeni ludzie świat kończy się nie hukiem, a skowytem – nagle, jednym zdaniem, gdy zmęczony długą wędrówką władca po ostatnich oględzinach królestwa spisuje swoje dzieje na tablicy. Kończy się tak, jak się zaczyna, gdy jeszcze nie wiemy, że historia Gilgamesza została opowiedziana przez niego samego. Poczucie dojmującego kresu, zarówno życia jednostki, jak i istnienia całego znanego świata, przebija przez to dzieło, zamykając je w ciasne kompozycyjne ramy. Epos daje nam możliwość doświadczenia emocji tych, którzy byli przekonani, że koniec ich cywilizacji już nastąpił.
A jednak, jak dobrze wiemy, Sumerowie się pomylili. Ludzkość nie tylko nie upadła, ale rozpoczęła na nowo okres wzrostu i rozwoju. Po pierwszej cywilizacji nastały kolejne, imperia na całym globie rozrastały się i zagarniały kolejne tereny, odradzając się po każdym upadku coraz większe i silniejsze, przynosząc światu coraz więcej odkryć, dzieł kultury i zdobyczy techniki. Można przypuszczać, że odkryty w połowie XIX wieku epos, przeznaczony początkowo jedynie dla badaczy, nieprzypadkowo zyskał na popularności po I wojnie światowej, a stał się znany szerszemu gronu odbiorców po II wojnie. Czas śmierci i zniszczenia przyciągnął ludzi do tego na wskroś apokaliptycznego dzieła. Epos o Gilgameszu intryguje po dziś dzień, zachęcając do poszukiwania ukrytych odpowiedzi naszych protoplastów na odwieczne pytania o rzeczy ostateczne.
Z tymi kwestiami musimy jednak zmierzyć się sami. Być może lektura tego wybitnego dzieła choć trochę nam w tym pomoże. Ω