KRZYSZTOF KARNKOWSKI: DAJ NA TACĘ

Ile trzeba dawać na tacę? Co to w ogóle za pytanie? 20 zł. Ok, ale dlaczego akurat 20?

Kilka lat temu w badaniach wyszło, że dajemy na tacę całkiem sporo, a przynajmniej tak wynikało z leadu tekstu „Super Expressu”, bo już z treści artykułu nie wychodziło to nijak. Oczywiście kwota zostawiana w kościele wzrastała wraz z pozycją społeczną uczestnika mszy, niemniej cały czas średnia miesięczna zbliżała się do tego, co wydawało mi się raczej dość naturalną i oczywistą średnią tygodniową.

Jest zresztą oczywiste, masz, to dajesz, nie masz – zapewne też dajesz, tyle, ile możesz. Dalsza część tego felietonu jest bardziej do tych i o tych, którzy mają, nie chodzi przecież o to, by tych drugich wpędzać w poczucie winy. Wręcz przeciwnie, wiedząc dobrze, że tacy są, ba, jest ich pewnie więcej, tym bardziej trzeba ten ciężar, nie taki znowu ciężki, wziąć na siebie. Z pokorą, nie z pychą, gdy już okaże się, że nasz banknot wylądował cicho i z godnością pośród mniejszych i większych monet.

W czasach, gdy polskie zespoły rockowe po raz pierwszy uznały kościół za swojego wroga numer jeden, Kobranocka, chcąc zdyskontować sukces swojego przeboju „Kocham Cię jak Irlandię” postanowiła wypuścić antyklerykalny koncept-album. Po latach z kilku gorszych i lepszych kawałków zapamiętano przede wszystkim lansowaną długo po wydaniu płyty „Hipisówkę”, natomiast pierwszym promującym ten materiał kawałkiem był bardziej punkowy „Daj na tacę”. W tekście znajdziemy kilkanaście mocnych argumentów, które pojawiają się tu w formie wyliczanki. Mamy więc dać na tacę, „żeby nie było prostytucji”, „żeby nie było pornografii/by byli w gaciach baba i facet/i na ekranie i fotografii”, wreszcie „żydokomuna, żeby zdechła”. Oczywiście to nie wszystkie powody, w piosence Ordynat zawarł, a Kobra wyśpiewał o wiele więcej powodów, nam jednak tyle powinno wystarczyć – daj na tacę!

Wymiar praktyczny. Raczej nikt nie będzie wygłupiał się z płaceniem blikiem czy kartą, choć w kościele, obok cudów największych i takie małe i przyziemne, chyba zbyt przynależne do innych sfer życia i dla konserwatysty jednak nie na miejscu, się zdarzają. Jeśli zaś masz po drodze przyzwoity bankomat, 20 złotych to najmniejszy nominał, jaki z niego wyciągniesz.

Zresztą, czy to na pewno 20 złotych? Zakładam, że dajesz też za żonę, bo przecież siedzicie razem, a Ty jesteś konserwatywną głową katolickiej rodziny? Nie masz żony? Masz św. Tadeusza Judę, patrona spraw beznadziejnych, który oprócz modlitwy ceni też sobie jakoby ofiarę materialną. Tak czy inaczej – to ciągle nie jest tak dużo. Zresztą, zastanów się przez chwilę — byłeś tydzień temu? Pewnie nie byłeś, więc to jakby za dwa tygodnie. To już piątka za każde z was na każdą niedzielę. Zbliżamy się więc do monet, a monet chcielibyśmy uniknąć. I tak za dużo brzęczenia na tacy. Gdy w początkach III RP Balcerowicz razem z postkomuną zafundowali nam lustrację, wielkim poszkodowanym był właśnie kościół. Księża skarżyli się w mediach, że ludzie, czy to z wyrachowania, czy przyzwyczajenia, na tacę rzucają wciąż monety, które z tygodnia na tydzień warte są mniej. Więc banknot. Przecież Cię stać. Monetę możesz rzucić, jeśli zbierają na KUL.