„Nie pragnę wcale byś była wielka/Zbrojna po zęby od morza do morza/I nie chcę także, by cię uważano/Za perłę świata i wybrankę Boga” śpiewał w 1981 roku Leszek Wójtowicz w piosence, która najpierw podbiła festiwal w Opolu, a potem stała się jednym z utworów, towarzyszących „Solidarności” w końcówce okresu, zwanego „karnawałem” i potem, w czasach późniejszych. To oczywiście piękny utwór, doskonale rozumiem, jakie musiał w swoim czasie budzić emocje, mam jednak wrażenie, że część naszej klasy politycznej i kibicującej im dziennikarskiej braci dokładnie tyle sobie z niego przyswoiła i już nawet kolejnych fraz o lokatorach stukających w ściany dziś nie pamięta. I tylko nie chce, żeby była wielka. I robi wszystko, żeby taka nie była. Wbija więc Polaków w kompleksy, powtarza nam, że nic nie umiemy, ani wymyślić, ani wypracować, choć to jedynie propaganda kompleksów, której przeczą statystyki, przeczy praktyka i dostępne bez wychodzenia z domu porównania stanu naszych ulic (nie mówię tu o nawierzchni dróg) czy miast (i nie mówię tu o wieżowcach. Bardzo ciekawie opowiada o tym Rafał Ziemkiewicz, w wersji dość skondensowanej można sobie tego posłuchać w filmie „Przestań być bitą żoną, Polsko” na jego kanale na Youtube. Ja dorzucę od siebie jeden nieoczywisty przykład. Aby poczuć się jak najgorzej i jak najbiedniej pokazujemy sobie mapy metra w Warszawie i tegoż środka transportu w innych miastach, ale zupełnie pomijamy fakt, że mamy jeszcze tramwaje, których inni bardzo często się głupio pozbyli i kolej, którą na tych mapkach wypadałoby też uwzględnić. Ok, niektórzy chcą w ten sposób wykazać nieudacznictwo włodarzy stolicy, ale dla innych to dowód na to, że Polak, nawet ten najfajniejszy, nie potrafi. Wróćmy jednak do Wójtowicza, a przez niego do politycznego tu i teraz.
Politycy anty-PiS nienawidzą CPK, co widać na każdym kroku. Dla niektórych z nich jest to zamach na interesy Niemiec i mówią o tym niemal wprost, dla innych przykład przestrzelonej, niepotrzebnej inwestycji, gigantomanii godnej epoki Gierka. Dla jeszcze innych to wielkie marnotrawstwo i zamach na istniejące lotniska na Okęciu i w Modlinie, które według krytyków CPK mogą się przecież rozwijać. Choć nie mogą właśnie i stąd między innymi cała idea. Aby rozwinąć Okęcie, trzeba by wyburzyć całkiem spory kawałek Warszawy i okolic, a blokowiska i sypialnie pozbawić spokoju i snu. Modlin też ma swoje naturalne ograniczenia, a przy okazji był, jak się zdaje nie najlepiej zarządzany. Managerów można zmienić, ale już położenia między rzekami się tak łatwo nie zmieni, chyba że samemu cierpi się na gigantomanię i to prawdziwą, godną Stalina, którego mądrość przetaczała wody. CPK, pomoże nam usprawnić ruch pasażerski, lecz przede wszystkim pozwoli wzmocnić naszą rolę w europejskim i światowym transporcie towarów, a więc także zatrudnienie i zyski państwa. Internet pełen jest analiz eksperckich, które trafiają w próżnię i nic nie zamieniłoby, gdybym przytoczył tu i sto nitek z Twittera – te analizy nie przekonują tych, których przekonać powinny, bo PiS, bo wielkie to, drogie i niepotrzebne. Niepotrzebne tej ekipie, bo Polsce jak najbardziej. Ale cóż, gdy kolejny znawca tematu natrudzi się, by w punktach i z toną statystyk wykazać, że inwestycja Polsce się opłaci, a Polakom zwyczajnie ułatwi życie, komuś znów w głowie ten nieszczęsny Wójtowicz zaśpiewa „Nie pragnę wcale, byś była wielka”. Boję się więc, ze w tej obsesji umniejszania Polski, która ma być po prostu fajna i lubiana, a to znaczy, że ma być mała i nikomu w niczym nie zagrażać, również ekonomicznie (kiedyś Janusz Rewiński skarżył się, że ludzie lubią Smolenia, bo jest nieduży, a jego nikt nie lubi, bo jest kawał chłopa) na CPK nie mamy szans. Nie koniec na tym, bo choć jeszcze przed wyborami wydawało się oczywiste, że poza kilkoma nawiedzonymi i nienaukowymi ekologami, nikt przynajmniej z atomem nie ma problemu, to i to nagle nie jest pewne, bo choć budowa elektrowni jądrowych znalazła się nawet w umowie koalicyjnej, to już ważny polityk tejże koalicji, Marek Sawicki od kilku dni mówi, że może ten atom niekoniecznie, że jednak źródła odnawialne. I nie jest sam, bo oto najpierw marszałek pomorski Struk zaczyna kwestionować lokalizację, a później już sam Donald Tusk zaczyna wokół elektrowni grę, bliźniaczą do tej, która pozbawiła nas tarczy antyrakietowej. I tak wracamy do punktu wyjścia, w którym jednak jest ciemniej i zimniej, niż było wtedy, gdy próbowaliśmy się z niego kilka lat temu wydostać.