KRZYSZTOF WOŁODŹKO: CZTEREJ JEŹDŹCY (POST)APO, DYSTOPIA I NEOANTRHOPOS

Stałem się śmiercią; niszczycielem światów – tym cytatem z Bhagawadgity Robert Oppenhaimer podsumował próbny wybuch amerykańskiej bomby atomowej w Los Alamos w 1945 roku. Świat nie spłonął, ale wizerunek atomowego grzyba szybko zawładnął wyobraźnią narodów powojennej rzeczywistości. Gdy w latach 80. XX wieku świat wyglądał gorącego zakończenia Zimnej Wojny, kino stało się epicentrum wyobrażonego atomowego wybuchu. Masowa zagłada, oszalały licznik śmierci, terminy takie jak body count i megadeath zawładnęły filmami klasy B.

Bomba atomowa urosła do symbolu masowej zagłady, ale ludzie to bestie ze sporą wyobraźnią – skoro możliwe są różnorodne tortury, to i unicestwienie ludzkości może przybrać różne formy. Najazd z kosmosu, nieznane choroby wywołane pychą kolejnych doktorów Frankensteinów, planetarne kataklizmy, pradawne mity o wampirach i ezoterycznych rasach transformujące w nowe opowieści, zagrożenia ze strony sztucznej inteligencji, armagedon z mordą zombie – biblijni jeźdźcy Apokalipsy wyglądają jak ubodzy krewni coraz to nowszych ucieleśnień ludzkiej grozy. Popkultura uwielbia misz-masz, więc eklektyzm bardzo szybko wdarł się do masowej wyobraźni, przejmując literaturę, kino i gry komputerowe.

Po umownym końcu świata też trzeba będzie jakoś egzystować, choć z pewnością znakomitej większości ludzkości nie będzie się oddychać swobodniej i żyć radośniej. Adam Horowski na kartach erudycyjnego Leksykonu filmów postapokaliptycznych wymienia zwyczajowe składniki tego imaginarium: upadła cywilizacja, choroby popromienne, zniszczona Statua Wolności, mutanci i kanibale, zmotoryzowane gangi, samotny bohater w drodze, zbuntowane maszyny, katastrofa ekologiczna, brak surowców, okrutni watażkowie i odradzanie się porządku społecznego. Ten ostatni element w ostatnim czasie zainspirował wyjątkowo wyraziste wizje dystopii – swoistej perwersji utopii, doskonałości, która zeszła na manowce, nowego totalitaryzmu okraszonego technologiczną dehumanizacją i amoralnością futurystycznych społeczeństw spektaklu.

Obserwujemy coraz większe przyspieszenie w świecie strasznych baśni i coraz większy gatunkowy synkretyzm. Wzrost znaczenia Netflixa i rozpowszechnienie się innych platform streamingowych nie pozostały bez wpływu na sytuację. Potężne pieniądze inwestowane w serialowe produkcje dla globalnej widowni wymuszają niesamowitą konkurencyjność wśród przepowiadaczy apokalipsy. Seriale, obok gier komputerowych, to wszak najpotężniejszy dziś nośnik nowych klechd ludzkości. Atomowy grzyb przestał mieć tak duże znacznie, moment końca świata stał się zaledwie kilkusekundowym wstępem do wielogodzinnych opowieści, kości Mad Maxa dawno starł piach czasu.

W przypadku produkcji takich jak Altered Carbon (na podstawie powieści Modyfikowany węgiel Richarda Morgana) mamy do czynienia z czymś więcej niż typowym nurtem postapo. Serial jest marniejszy niż pomysł, na którym go zbudowano: inżynieria genetyczna połączona ze znacznym postępem cyfryzacji, lecz dostępna jedynie najbogatszym, da im w dalekiej przyszłości niemal nieśmiertelność. Ten świat pełen zgorzkniałych półbogów rządzących plebsem z wysokości gigantycznych drapaczy chmur jest odbiciem dzisiejszych obaw o losy ludzkości. Być może neoanthropos w takiej wersji stanie się jednak faktem – wcielony w kilkadziesiąt, kilkanaście lub kilka tysięcy najbogatszych ludzi żyjących „poza dobrem i złem”.

Serialowe wizje kryją w sobie sugestię, że świat, jaki znamy, płynnie przejdzie w dystopię, tak jak media społecznościowe stopniowo przekształciły obecną rzeczywistość. Nowe, totalitarne społeczeństwa nie będą wkrótce potrzebowały żadnej katastrofy, która zainauguruje ich istnienie: narodzą się samoczynnie z tendencji już teraz widocznych w naszym świecie. Choćby jak w odcinku Black Mirror, w którym życie społeczne i osobiste ludzi podporządkowane zostało lajkom z portalu społecznościowego, który z rozrywkowego serwisu zmienił się w niby-ustrojową rzeczywistość. Takie ujęcie bolączek naszej cywilizacji prowokuje głęboką refleksję: grzyb atomowy to aż nazbyt oczywisty obraz katastrofy rodzaju ludzkiego, inżynieria społeczna również może przynieść masowe odczłowieczenie.

Dehumanizacja dokonuje się poprzez instrumentalizację i zmianę społecznych funkcji popkultury, podporządkowanie człowieka artefaktom, które początkowo miały jedynie umilić nasze życie. W nowym postapo nawet kara za zbrodnię zamienia się w pełen cudownej grozy spektakl dla gawiedzi. Intryguje wyraźne przekonanie (to również Black Mirror), że cywilizowany człowiek mógłby wrócić do swoich kulturowych źródeł, choćby publicznych wyroków i tortur czy upokarzania skazanych, bez wyrzekania się najnowszych technologicznych narzędzi.

Netflix – a właściwie wszelkie platformy streamingowe – zaspokaja również apetyty na bardziej dosłowną destrukcję. W samym tylko Black Mirror znajdziemy ludzkość dziesiątkowaną przez  zbuntowane maszyny, z kolei w Z Nation mieszkańcy świata postapo poszukują lekarstwa na epidemię zombie. Staroświeckie żywe trupy były w stanie poradzić sobie co najwyżej z populacją pojedynczego miasteczka; dziś seriale roztaczają szerokie panoramy świata opanowanego przez zmutowane zwierzęta i ludzi. Kino zombie-postapo łączy się też choćby z kinem drogi – ale przecież poszukiwanie bezpiecznych przystani to jeden z najstarszych mitów ludzkości.

Czasem świat postapo staje się areną wielkiej samotności niedobitków. Bohaterowie The Rain podejmują rozpaczliwe próby zrozumienia, co właściwie stało się ze starym światem i co spotkało ich najbliższych. Tułają się po obcej im teraz rzeczywistości, zainfekowanej nowymi epidemiami,  w którą rzuciły ich wehikuły czasu. Netflixowe postapo obejmuje również serialowe wariacje na temat klasyków kina, tak jak choćby w przypadku 12 małp. Oryginał z lat 90. z Brucem Willisem w roli głównej jest jednym z czołowych przedstawicieli gatunku tamtej dekady, łączącym motywy kina „czasonautycznego”, postapo, dystopii i thrillera. Serial jest zaś jedną z wielu konwencjonalnych już produkcji, co obnaża z kolei zawrotne tempo utrwalania trendów w obrębie kultury masowej.

Warto postawić pytanie, na ile produkcje takie jak Pod kopułą czy Mgła, oparte na książkach stachanowca horroru Stephena Kinga, można uznać za postapo. Gatunek ten kojarzymy zwykle z katastrofami globalnymi, a powszechny upadek ludzkości symbolizuje w nim kryzys anthroposa – człowieka w samej jego istocie, by użyć tego mistycyzującego określenia. Ale możliwa jest też apokalipsa małego miasteczka, lokalnej społeczności; natura zła w tych historiach bywa równocześnie technologiczna, egzystencjalna i etyczna.

Horacy pisał: Mutato nomine de te fabula narratur („Pod zmienionym imieniem o tobie jest ta opowieść”). Pod kopułą czy Mgła to w pewnym sensie klaustrofobiczne opowieści o ludzkości zamkniętej w małym świecie lokalnych tragedii. Nie jest to aż tak dalekie od prawdy, szczególnie gdy odkrywamy coraz boleśniej wady globalnej wioski, a masowa podróż w gwiazdy staje się coraz bardziej problematyczna. Dziś kosmiczna wyprawa to ewentualnie rozrywka dla krezusów – i tak już może pozostać. Być może za kilka stuleci, jeśli wyczerpiemy zasoby naturalne, resztce ludzkości pozostaną jedynie baśnie o gwiazdach i wspomnienie momentu, gdy próbowaliśmy wspiąć się na palcach, ale kosmos okazał się zbyt daleki. Ale nie miałem przecież opisywać własnej wizji postapo.

Serialowe produkcje gatunkowe pełnymi garściami korzystają także z ogromnej popularności młodzieżowej dystopii, której literacką i kinową ikoną stały się Igrzyska śmierci. Wykorzystanie tego motywu stanowi socjotechniczną metodę oswajania dzisiejszych nastolatków z rzeczywistością opartą na głębokich rozwarstwieniach, z rozmontowanymi usługami publicznymi i coraz ostrzejszą walką o wszelkie urynkowione zasoby. Jego sukces szybko uczynił go składową również serialowego uniwersum. Choćby The 100 to wizja świata, w którym ludzkość ucieka w kosmos po jądrowym kataklizmie, a 97 lat później setka młodych ludzi wraca na Ziemię i przechodzi błyskawiczną lekcję survivalu, niekoniecznie harmonijnie dogadując się między sobą.

Popkulturowe wizje przyszłej apokalipsy odpowiadają na nasze współczesne lęki. Show biznes zarabia na strachu, którym karmi nas technologiczna teraźniejszość, niepewność w obliczu spektakularnych sukcesów cyfrowej cywilizacji. Zajadamy solone orzeszki, oglądając kolejne hiperbole współczesności. Ale czy na tym rzecz się kończy? Czy słuszne jest przekonanie, że nic z tego, co proponują twórcy rozmaitych dziedzin, się nie wydarzy? Istnieje przecież możliwość, że rzeczywistość zaczerpnie z fikcji i znacznie ją prześcignie. Ω