Krzysztof Wołodźko: Kościół kobiet albo żaden?

Musiała powstać i w Polsce taka książka jak Kościół kobiet Zuzanny Radzik. To manifest świadomego katofeminizmu, który nie chce być jedynie nieśmiałym głosem katoliczek przekonujących do swoich racji za pomocą stwierdzenia, że „Jan Paweł II też doceniał rolę kobiet w Kościele”. Ale fakt, że autorka twardo próbuje wybić się na niepodległość myśli, nie oznacza, że zawsze ma rację.

Zuzanna Radzik jest teolożką, studiowała na jezuickim Collegium Bobolanum na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie. Jest stałą współpracowniczką „Tygodnika Powszechnego”, jej pasją naukową i zawodową jest dialog chrześcijańsko-żydowski i relacje polsko-żydowskie. Dlaczego napisała Kościół kobiet? We wstępie daje następującą odpowiedź: Jeśli jako katolicy wierzymy, że Kościół to nie hierarchiczna organizacja, lecz mistyczne Ciało Chrystusa, możemy czuć się jego współuczestnikami i zadawać choćby najtrudniejsze pytania go dotyczące. Bo jesteśmy u siebie. To my jesteśmy Kościołem. Tak rozumiany Kościół ma być budowaniem Królestwa Bożego na ziemi. Kto powiedział, że tej budowie mają przewodzić i nadawać kształt wyłącznie mężczyźni? Jeśli zaś Kościół jest ludem pielgrzymującym, to czy tylko mężczyźni mogą wyznaczać kierunek jego wędrówki?.

Nazwałem tę książkę manifestem ze względu na jej światopoglądową wyrazistość i przemyślany obraz relacji Kościół–kobiety. Równocześnie jest ona kompendium wiedzy o ostatnich kilkudziesięciu latach w życiu Kościoła rzymskokatolickiego. To mocna strona tej lektury: Radzik nie raczy czytelnika peanami na cześć katofeminizmu ani płomiennymi apelami, które miałyby przemówić do męskich sumień świeckich wiernych i hierarchów. Przeciwnie – konkretnie, nie szczędząc czytelniczkom i czytelnikom nazwisk, opisów wydarzeń, dat, kreśli obraz złożonego zjawiska, jakim jest „Kościół kobiet”. A nie jest to termin nowy. Określenia women-church używają radykalne teolożki katolickie (m.in. Elisabeth Schüssler Fiorenza, Rosemary Radford Ruether, Mary Hunt). Wedle tej wizji Kościół kobiet polega na tworzeniu wolnych, ekumenicznych wspólnot z feministyczną liturgią, opartych na rewolucyjnym haśle: „Kościół kobiet albo żaden!”.

Istotnym punktem odniesienia dla Radzik jest Sobór Watykański II. Owszem, zaproszono na niego kobiety, po raz pierwszy w dziejach Kościoła katolickiego, ale stało się tak nie bez trudności. Audytorki pojawiły się dopiero na trzeciej sesji soboru, w październiku 1963 r. Część ojców soborowych, wysokich hierarchów kościelnych, było zdecydowanie temu przeciwnych. Z ich opinią nie zgadzał się choćby kardynał Léon Joseph Suenens, który stwierdził trzeźwo: O ile się nie mylę, kobiety reprezentują połowę ludzkości!. Po wielu latach biskup Donal Lamont przyznawał, że hierarchowie nie mieli żadnych wcześniejszych doświadczeń zaangażowania kobiet w struktury Kościoła. I nigdy nie przyszło im do głowy, że kobiety powinny być na soborze.

A przecież, jak się okazało, ich znaczenie dla Kościoła było niebagatelne. Dobrze to widać, jeśli przyjrzymy się pokrótce postaciom niektórych spośród dwudziestu trzech audytorek. I tak: Francuzka Maria Luisa Monnet była przewodniczącą International Federation of The Independent Social Welfare Organizations, z kolei Suzanne Guillemin była przełożoną generalną Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia Świętego Wincentego à Paulo, a Rosemary Goldie z Australii pracowała wówczas w Komitecie Stałym Międzynarodowego Kongresu Apostolatu Świeckich. Jedyna mężatka wśród audytorek, matka dwanaściorga dzieci Luz María Álvarez Izaca z Meksyku, była współprzewodniczącą Ruchu Rodzin Chrześcijańskich. Wśród kobiet na soborze znalazły się Gertrud Ehrle, założycielka i wieloletnia przewodnicząca Ligi Katolickich Kobiet Niemieckich, oraz przedstawicielka rytu bizantyjskiego Claudia Feddish, przełożona generalna sióstr bazylianek.

Jak zaznacza Radzik, były to osoby świetnie zorientowane w realiach kościelnych: szefowe wielkich kobiecych organizacji bywały na spotkaniach z biskupami i papieżem, znały kardynałów, co często decydowało o skuteczności ich działań. Znały realia funkcjonowania zarówno świata wielkich katolickich organizacji świeckich, jak i zakonów. Audytorki nie stanowiły zwartej frakcji w Watykanie, nierzadko miały sprzeczne poglądy w kwestiach dotyczących tego, co powinno się zmienić, a co należy zachować w Kościele; jak daleko idące wnioski i praktyki można wyciągnąć z idei aggiornamento.

Bywało, że audytorki wypowiadały się w kontrze wobec projektów ojców soborowych, co dobrze wskazuje na kontrowersje tamtego czasu, dotykające także tożsamości Kościoła oraz sposobu jego istnienia w świecie i wobec świata. W czasie prac nad soborową Deklaracją o Kościele w świecie współczesnym Luz María Álvarez Izaca protestowała przeciw kształtowi, jaki zyskiwał dokument, zwracając się do hierarchów: Skoro jestem jedyną zamężną kobietą na tym soborze, czuję się w obowiązku powiedzieć, że kiedy współżyliśmy z mężem, dając życie naszym dzieciom, nie był to akt pożądliwości, lecz miłości. Jestem przekonana, że tak jest w przypadku wszystkich chrześcijańskich matek zachodzących w ciążę. Z całym szacunkiem muszę powiedzieć, że kiedy wasze matki was poczynały, również działo się to w miłości. Słowa wielodzietnej matki zrobiły wrażenie na kardynałach – poproszono ją, by na następne spotkanie podkomisji opracowała odpowiedni fragment dokumentu dotyczący rodziny.

Książka Zuzanny Radzik jest jeszcze jednym głosem w toczącej się od dekad posoborowej dyskusji o Kościele. Kościół kobiet z pewnością inaczej będzie odczytywany przez bardziej konserwatywne, tradycyjne środowiska w Kościele w Polsce, a inaczej przez reprezentantki i reprezentantów tzw. Kościoła otwartego. Zastanawiam się, czy będzie tu w ogóle możliwa dyskusja, czy będziemy raczej mieli do czynienia z dwoma monologami dotyczącymi jednego tytułu.

Niektóre z tematów stanowiących w polskich realiach swoiste linie frontu w wewnątrzkościelnych sporach – angażujących zarówno świeckich, jak i duchownych, mężczyzn i kobiety – nabierają zupełnie innych kształtów, jeśli spojrzeć na nie z szerszej perspektywy. Przyjrzyjmy się choćby zagadnieniom dotyczącym gender studies, w polskim Kościele traktowanych na ogół z nieufnością. Radzik ukazuje przykład Kościoła katolickiego w Indiach, mocno zaangażowanego w walkę z dotykającą kobiety przemocą domową i seksualną, w walkę o prawa kobiet dotyczące dostępu do zdrowia czy opieki zdrowotnej, o ich pełnoprawne uczestnictwo w życiu społecznym.

W 2010 r. indyjscy biskupi podpisali się pod dokumentem Gender Policy of Catholic Church in India, który powstał we współpracy z tamtejszymi środowiskami feministycznymi. W biskupim tekście czytamy: przemoc wobec kobiet jest najbardziej powszechnym i najrzadziej karanym ze wszystkich przestępstw. Związana jest z pozycją kobiety i podtrzymywanym przez systematyczną dyskryminację płciową (gender) ze względu na normy społeczne, które dewaluują kobietę. Rozwiązanie problemu przemocy wymaga rozwiązania problemu nierówności płciowej (gender). Na tym nie koniec, indyjscy biskupi w dokumencie sprzed zaledwie kilku lat – wtedy w Polsce katolicy na ogół jeszcze nie wiedzieli, jak bardzo powinni bać się „potwora gender” – wprost piszą, że nierówność płciowa w społeczeństwie indyjskim dotyczy nie tylko kwestii kulturowych, ale i ekonomicznych. Dlatego w obrębie lokalnych instytucji kościelnych rekomendują odpowiednie konstruowanie budżetów (gender budgeting), by wyrównywać płace kobiet i mężczyzn.

Wbrew tezom, jakie formułuje się nierzadko w Kościele w Polsce, możliwa jest merytoryczna współpraca hierarchii kościelnej ze środowiskami katolickich teolożek i feministek. Decydujący wpływ ma na to zapewne odmienna rzeczywistość kulturowa i ekonomiczna, która na mocy własnych zależności celowo spycha tam kobiety na dół drabiny społecznej. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że w Indiach hierarchiczny Kościół rzymskokatolicki zdecydował się stanąć po stronie „chrześcijańskiej rewolucji” zrównującej w prawach kobiety i mężczyzn, podczas gdy u nas broni się przed wszelkim „nowinkarstwem”, nie pytając nawet, czy nie legitymizuje przy okazji najgorszych zjawisk w rodzimym życiu społecznym i rodzinnym. Mamy w kraju mnóstwo domów samotnych matek prowadzonych przez zakonnice, ale rzadko kto w polskim Kościele ma odwagę pytać, dlaczego to kobiety wciąż muszą uciekać z domów, samotnie i razem z dziećmi. Trzeba jednak pamiętać o tym, że w Polsce środowiska feministyczne często posługują się programowo antykościelnym – czy wręcz antychrześcijańskim językiem. Nie stronią od jawnych szyderstw, co zdecydowanie nie sprzyja próbom budowania mostów między tymi światami.

Radzik trudne pytania stawia także swojemu środowisku. Istotną kwestią jest choćby problem heterodoksji, daleko idącego zeświecczenia niektórych prądów feministycznej teologii. Przywołuje choćby swoje rozmowy z angielską teolożką Tiną Beattie, która w książce Nowy katolicki feminizm. Teologia i teoria zwracała uwagę, że zachodnie teolożki feministyczne dały się złapać w pułapkę politycznej i często agnostycznej teologii, kształtowanej przez priorytety i zobowiązania pokolenia liberalnych katolików amerykańskich. Doprowadziło to do sytuacji, w której teologia stała się swoistą filozofią zmiany społecznej, w której praxis zepchnęło na dalszy plan modlitwę czy liturgię Kościoła.

Lekceważenie modlitwy i pobożności doprowadziło do prymatu akademickiego dyskursu nad żywą wiarą. Beattie w rozmowie z Radzik przyznała, że przeszkadza jej, że feministyczne teolożki, szczególnie te z lat 70. i 80. XX wieku, niewiele mówiły o modlitwie i kontemplacji: „Mądrość wiąże się tak samo ze studiami, jak z kontemplacją. Nawet jeśli studiujemy teologię, to potem musimy tę wiedzę przetrawić, musimy nią dogłębnie przesiąknąć, by dojrzeć do mądrości”. Sądzę, że jest to wskazanie, które muszą sobie wziąć do serca nie tylko feministyczne teolożki, ale – szerzej – wszyscy teologowie, a także katolicy, dla których ich wyznanie jest czymś więcej niż sprawą kulturowej tożsamości.

Muszę zwrócić uwagę na jeszcze jedną sprawę. Myśl autorki Kościoła kobiet pozostaje pod wpływem liberalnej teologii. To czyni tę książkę kontrowersyjną. Już choćby w rozważaniach o katolicyzmie, w których autorka przeciwstawia „Kościół hierarchiczny” „Mistycznemu Ciału Chrystusa”, widać wyraźne uproszczenie stanowiące echo katolickiego modernizmu, a może jeszcze starszych średniowiecznych heterodoksji. Jeśli uznajemy nadprzyrodzony charakter Kościoła, to trudno jego hierarchiczność traktować jedynie jako historyczną naleciałość wynikającą z realiów struktur społecznych i politycznych sprzed dwóch tysięcy lat. Chrystus jest Głową Kościoła jako Bóg-człowiek, a nie jako cezar czy basileus. Jeśli o tym zapominamy, wikłamy teologię w zawłaszczający wszystko historyzm, który nie zostawia już właściwie miejsca na Objawienie, Tradycję i dogmaty, ponieważ wszystko da się zanegować sprowadzeniem do dziejowych zmiennych. A w takiej sytuacji niewiele już z Kościoła zostaje.

W niektórych wypowiedziach Radzik pojawia się przekonanie, że powrót do mistycznego charakteru Kościoła może dokonać się poprzez jego demokratyzację (padają nawet słowa o „trójpodziale władzy” jako koniecznym punkcie odniesienia). Jedno takie napomknięcie wymagałoby osobnej dyskusji i dookreśleń. Nawet niewinne z pozoru przypomnienie, że „my jesteśmy Kościołem” (owszem, katoliczki i katolicy świeccy także stanowią jego część), może mieć swoje daleko idące implikacje, jeśli przypomnimy historię ruchu My Jesteśmy Kościołem (Wir sind Kirche), który w swoich „ekumenicznych” działaniach posuwał się daleko poza granice tego, co stanowi wciąż integralne nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego. Przypomnijmy choćby czerwiec 2003 roku, kiedy w trakcie berlińskich Ekumenicznych Dni Kościoła kapłan katolicki udzielił komunii ewangelikom, a ewangelicki pastor – katolikom. Trudno uwierzyć, że Zuzanna Radzik, dobrze zorientowana w meandrach posoborowego Kościoła, nie ma świadomości, iż dość dwuznacznie mruga okiem do swoich czytelniczek i czytelników, odwołując się do takiego hasła-programu-instytucji.

Dobrze by było, gdyby Kościół kobiet stał się okazją do dyskusji, w której wezmą udział różne środowiska katolickie w Polsce – i zechcą się przy okazji wysłuchać. Autorka wykonała znaczną pracę, której kontrowersyjny i merytoryczny charakter zasługuje na rzeczową polemikę, a nie przemilczenie.

Kościół kobiet, Zuzanna Radzik, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2015

Tekst pochodzi z kwartalnika “Fronda Lux”, nr 77.