Panowie z PiS-u nawarzyli sobie piwa, które trudno będzie wypić duszkiem. O ile poprzez 500+ i Mieszkanie + można kupić Polaków, o tyle program potocznie okrzyknięty mianem „Koryto+” w końcu obnaża prawdziwe oblicze obecnej władzy. Cały mit naprawy Polski upada. Wszystko w ruinie. A mogło być tak pięknie. Miało pójść gładko i bezboleśnie. Ale jak się komuś śpieszy, to się diabeł cieszy.
Do tej pory Prawo i Sprawiedliwość mknęło jak burza – rewolucja, odbudowujemy Polskę z ruin! W miarę sprawna realizacja wyborczych obietnic, plany obniżenie wieku emerytalnego, rozwój polityki prorodzinnej i wsparcie młodych, by mogli wreszcie wyjść spod skrzydeł rodziców i założyć swoje gniazda i jakoś te Polskę na nowo budować – wszystko to mogło stwarzać pozory, że jeszcze w tym chorym kraju komuś na tym szarym ludzie zależy.
No i bach! 500+ – pozornie budzi sprzeciw opozycji, ale jak przychodzi dziesiąty dzień każdego miesiąca i do portfela wpływa przynajmniej tysiąc złotych więcej, zapewne w głębi ducha z tego powodu niewielu rozpacza (choć oczywiście są też tacy, którym taki układ też się nie podoba – wiadomo – tak wybrzydza tylko Polak).
Dalej, z Mieszkaniem+ też jest prosta sprawa – PiS wygrywa wybory i daje do zrozumienia Polakom, że oddany na nich głos nie był głosem straconym. Szczególnie tych młodych, których perspektywy samodzielnej przyszłości jakie są, każdy widzi. Zapewne znaczna część może być wdzięczna za to, że wreszcie ktoś tę Polskę tworzy na nowo. Od zera. Tak jak się powinno. Na solidnych fundamentach, w oparciu o rodzinę. Tak jak na zachodzie. Bo tam każdy z tytułu posiadania potomstwa otrzymuje gratyfikację od państwa, z której jest w stanie utrzymać się na jako takim poziomie. Więc gonimy.
PiS po ośmioletnim niebycie politycznym, w wyczekiwaniu na lepsze czasy z odwagą i rozmachem wchodzi w nową kadencję. I wszystko być może układałoby się dobrze, gdyby nie jedno małe potknięcie. A właściwie zawahanie. Za ten krok teraz słono się zapłaci. Wizerunkowo oczywiście.
Panowie i Panie, nie godzi się! Co prawda projekt podwyżek wynagrodzeń dla najwyższych dostojników państwowych już trafił do kosza, zanim jednak tak się stało, sam fakt takiego pomysłu zdążył wzbudzić niesmak chyba wszystkich. Nawarzyli sobie piwa. I kto je teraz wypije? Zamiatanie sprawy pod dywan i wycofywanie chybcikiem złożonego już w sejmie projektu ustawy tylko dlatego, że opinia publiczna podnosi lament, jest (złotym) strzałem w kolano, podobnie jak propozycje liberalnej i jeszcze niedawno sprzeciwiającej się programowi socjalnemu opozycji dotyczące stworzenia własnego, jeszcze doskonalszego 500+.
I o ile pomysł podwyżek dla prezydenta, Pierwszej Damy czy premiera może nie budzi aż takich kontrowersji, o tyle wyższe pensje ministrów, wiceministrów i posłów mogą być przystankiem powrotnym na trasie ku tak dobrze zapowiadającej się, świetlanej przyszłości. I mimo że premier, Beata Szydło zrzekła się swojej czysto hipotetycznej podwyżki, nie zmienia to faktu, że wreszcie prawda (jak o każdej) władzy wyszła na jaw. A może nawet wyszło szydło z worka. I cały mit (skrupulatnie budowany od ośmiu miesięcy) legnie w gruzach.
Prędzej czy później władza znowu wyciągnie spragnione pieniędzy dłonie. Podobnie jak w przyrodzie, w polityce także nic nie ginie. Nie łudź się, że tego, co dostaniesz, nie trzeba będzie w końcu oddać.
Joanna Michalina Wal