Awangardą każdego społeczeństwa jest elita. Czasy PRL zakonserwowały w Polakach przekonanie o nadzwyczajnych przymiotach, które należy przypisywać absolwentom szkół wyższych.
Wymagamy od nich racjonalnych decyzji i odporności na manipulacje, chociaż często przecieramy oczy nie mogąc wyjść ze zdziwienia co powiedział ten, czy tamten „wykształciuch”. Widząc skutek w postaci czarnego biretu i zdjęcia z pracą magisterską jesteśmy zupełnie zadowoleni i uważamy się za uprawnionych do oceny, jednocześnie nie zadając sobie trudu, aby pomyśleć o jakości samego kształcenia. Walka o serca wiedzie przez umysły, stąd zaszczepiany model kulturowy ma tak duże znaczenie dla funkcjonowania naszego państwa. Uniwersytety są z nami ponad 1000 lat. Ich rola ewoluowała. Trivium – quadrivium, artes liberales, politechnika-humanistyka. Mimo ich różnego kształtu przez wieki były enklawami myśli i idei funkcjonującymi w morzu analfabetyzmu. Czy dzisiaj jest inaczej? Czy możemy mówić o uniwersyteckim analfabetyzmie?
Oceniając uniwersytet musimy znaleźć właściwy punkt odniesienia. Obecnie boczymy się na model naszych uczelni wyższych, twierdząc, że są przedsiębiorstwami edukacyjnymi, nie mającymi nic wspólnego ze swoimi historycznymi przodkami – Akademią i Likejonem. Wskazujemy wyższość średniowiecznego Universitas nad kolejnymi studiami menadżerskimi na Wyższej Szkole Niczego w Radomiu. Te diagnozy mają w sobie wiele prawdy. Czy człowieka można wykształcić bez ukształtowania? Należy tu przywołać Andrzeja Frycza Modrzewskiego i jego nie wiadomo czy pozytywne, czy negatywne, ale na pewno prorocze słowa: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”. Dyskusja o kształcie uniwersytetu nie może odbyć się bez dyskusji o całokształcie edukacji. Politycznie zaangażowana, kulturowo obojętna, idealistyczna czy materialistyczna? Lubujemy się w przeszłych formach, które bardzo chętnie uwznioślamy. Ludzie lubią powtarzać, że za ich czasów coś było trudniejsze, ale dla myślącego człowieka takie słowa nie są wystarczającą odpowiedzią. Jednak samej intuicji nie można zlekceważyć. Postęp, który dokonał się w naukach ścisłych, społecznych i politycznych jest niezaprzeczalny. Więc w czym tkwi problem? Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?
Drapieżny kapitalizm i wynikający z niego utylitaryzm wdarły się na kampusy, tupot ich buciorów powoduje drganie meblościanek w profesorskich pokojach. Zbytnie zmerkantylizowanie wiedzy niestety prowadzi do upadku kultury myślenia, która musi ustąpić pola innym sprawom. Oświecenie zasiało w głowie człowieka destrukcyjną myśl – pogląd, że możemy za pomocą rozumu skonstruować idealny byt, który będzie spełniał konstruktywistyczne założenia. Tak myślano o prawie, próbując tworzyć idealne kodeksy, tak myślano o narodzie/społeczeństwie w hitlerowskich Niemczech i sowieckiej Rosji i tak niestety myśli się obecnie o edukacji. Uniwersytet, ten który znamy, jest kulturowo zakorzeniony w cywilizacji łacińskiej. Przyjmując iluzoryczne, konstruktywistyczne założenie, że uda nam się zbudować jakąś superobiektywną jednostkę, która będzie kształciła superracjonalnych absolwentów jest absurdalne. Rozjechało nam się to trochę. Postęp wiedzy technicznej spotkał się z pustką w kształtowaniu ducha i rozwoju etosu. Pusta powierzchnia zostanie zalana przez buszujące po niej żywioły. Tak wygląda neutralny kulturowo uniwersytet, który staje się areną walki. Areną po której hula biznes i rozmaite -izmy, a gdzieś tam, w kącie zostaje jeszcze trochę miejsca dla nauki. Ta rażąca dysproporcja pozwala znaleźć odpowiedź na pytanie dlaczego jest wielu wykształconych i jednocześnie nieukształtowanych. Prowadzi to do powstania pewnego fenomenu – iluzji powszechności idei indyferentyzmu. Rozlaźli doktrynerzy zajmują swoimi przemyśleniami większość intelektualnej sceny, przez to wielu ludzi odkłada na bok ten nieprzyjemny obowiązek jakim jest samodzielne myślenie i wiele spraw uważa za przesądzone. Przy tym w głębi serca zachowują oni pieczołowicie pielęgnowany, ale niepoprawny politycznie pogląd, który jak się zaraz okaże jest dla człowieka naturalny. Tylko czekać jak Atlantydę na światło dzienne wyciągnie jakiś naukowiec – np. Jordan Peterson. Podnosząc różne truizmy zyskuje niebywałą popularność, a człowiek, którego proste odruchy były tłamszone przez rozmaitych intelektualistów nabiera poczucia, że ktoś go w końcu zrozumiał. Takie jest to nasze intelektualne akwarium, w którym brakuje wody.
Szymon Doliwa
REDAKCJA:
Zarząd: Jerzy Kopański (redaktor naczelny), Tomasz Krok.
Redakcja: Rafał Niewiadomski (sekretarz redakcji), Oliwia Kacprzak (korekta i redakcja), Przemysław Mrówka, Szymon Doliwa, Joanna M. Kalbarczyk, Maciej Kalbarczyk, Paweł Rzewuski, Jarosław J. Żejmo.
Współpracownicy: Krzysztof Bielecki, Monika G. Bartoszewicz, Marcin Darmas, Marcin Herman, Łukasz Kucharczyk, Martyna Ochnik, Anna Stępniak, Maciej Woźniak.
Miesięcznik Lux jest dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, pochodzących z Funduszu Promocji Kultury