Nad
zagadnieniem wolności i jej granic pochylamy się z upodobaniem od wielu wieków,
a współcześnie w świecie Zachodu postawiliśmy tę wartość bardzo wysoko,
uzależniając od jej występowania i szerokości nasze oceny. Od tego, czy wolność
jest i ile jej jest, uzależniamy, czy gdzieś dzieje się „dobrze“ lub „źle“.
Z ogólnego pojęcia „wolności“, możemy bardziej szczegółowo opowiadać o
rozmaitych „wolnościach“. Niektóre z nich są bardzo stare i od wieków
wysoko cenione w naszej cywilizacji – wolność osobista, wolności polityczne,
wolność duchowa, wolność słowa etc. Z biegiem rozwoju ludzkości pojawiło się
tych wolności coraz więcej, czego naturalną konsekwencją było to, że zaczęły popadać
ze sobą w konflikt. Kiedy dwie przestrzenie rozrastają się, w miejscu, w którym
się spotkają, powstaje naturalna granica między nimi, czy to oznacza, że
nie mają innych naturalnych ograniczeń? Wszystko mi wolno, ale nie wszystko
przynosi korzyść – tymi słowami święty Paweł z Tarsu rozpoczyna 6.
rozdział 1. listu do Koryntian – pochwała zdrowego samoograniczenia
swojej wolności. A co jeżeli źródło ograniczenia wolności leży poza podmiotem,
któremu wolność przysługuje? Co, jeżeli środek ograniczenia wolności
nie ma na celu narysowania jej sztywnych, racjonalnych ram, a w rezultacie
prowadzi do unicestwienia istoty danej wolności?
Jednym z najważniejszych zagrożeń dla wolności słowa współcześnie jest
zjawisko tzw. cancel culture. Nie jest prawdą, że wolność słowa, jest
wolnością, która ma charakter nieograniczony. Mimo to nie możemy powiedzieć,
że można przekreślać jej istotę pod byle pretekstem. Cancel culture,
jak wiele z tych dobrych intencji, którymi piekło jest wybrukowane, wychodzi od
zupełnie naturalnej postawy – nazwiska złych zapisujemy na ostrakonach i
wyrzucamy ich z polis, a nazwiska skazane zostają na zapomnienie. Dlaczego mamy
oddawać głos tym, którzy kłamią, demoralizują, szerzą szkodliwą dezinformację i
niszczą swoją głupią mową innych ludzi? Świat byłby bez nich równie piękny,
jeśli nie piękniejszy. Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie,
zdadzą sprawę w dzień sądu. Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i
na podstawie słów twoich będziesz potępiony (Mt 12,36-37) –
przywołuje słowa Chrystusa ewangelista Mateusz.
W teorii wszystko wygląda pięknie, ale ze względu na prozaiczny, ale niezwykle ważny fakt – braku powszechnej zgody co do tego, co w perspektywie wieczności jest dobre i korzystne, a co złe i szkodliwe – cancel culture okazuje się lekarstwem gorszym niż choroba. Na ringu czasem brutalnej, bezczelnej i ostentacyjnej wolności słowa kształtują się bowiem idee, z których starć staramy się poznać prawdę o świecie i o nas, jako ludziach. Bez tej prawdy kroczymy w ciemności. Wobec tego cancellowanie jawi się jako aborcja myśli, niezależnie od tego, jaka ona jest i w jakim kierunku prowadzi. „Lekarstwo“ to, nie pozwala jej ujrzeć światła dziennego, wziąć pierwszego oddechu i zmierzyć się z żelazną rzeczywistością, więc staje się przez to zakamuflowaną tyranią. Dla ludzkości, dla samej prawdy byłoby zdecydowanie lepiej, żeby głupota mogła jednak czasami wyjść na powierzchnie, zwłaszcza jeżeli ceną za jej brak ma być kapryśna i niekonsekwentna despotia.
SZYMON DOLIWA
REDAKCJA:
Zarząd: Jerzy Kopański (redaktor naczelny), Tomasz Krok.
Redakcja: Szymon Doliwa, Jarosław J. Żejmo.
Sekretarz pisma LUX: Maciej Marchewicz
Współpracownicy: Krzysztof Bielecki, Monika G. Bartoszewicz, Marcin Herman, Łukasz Kucharczyk, Anna Stępniak, Maciej Woźniak.