LUX NR 3/4 (2019): NA KREDYT



Jesteśmy homo oeconomicus niezależnie czy tego chcemy, czy nie. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak mocno dajemy się oplatać naszym ekonomicznym upodobaniom. To, gdzie pracujemy, w jaki sposób i na co wydajemy zdobyte pieniądze, ma szeroki wpływ na życie nasze i naszych bliskich. Na kanwie wszechwładnego wolnego rynku opierają się współcześnie nam towarzyszące i często niepożądane przez nas zjawiska społeczne. Wiara w to, że rozpad hierarchii społecznych wartości jest dziełem tylko bezimiennego wektora postępu, jest jedną wielką pomyłką. Nasze życia okala „święta trójca” – co, od kogo, i za ile.

Nieubłagany walec mamony, na przestrzeni wieków przeobrażał rozmaite układy społeczne. Jednych wynosił, a innych sprowadzał na ziemię. Wydaje się, że to totalny truizm, ale jeżeli uświadomimy sobie, ile z niego wynika, to zaczyna się robić ciekawie. Nervus belli pecunia – jak powiedział nobliwy Cyceron. To właśnie pieniądze i stosunek człowieka do ekonomii stały za wielkimi przemianami historycznymi, które przyniosły nam dwupokojowe apartamentowce i poczucie duchowej pustki. A o tej pustce, jako konserwatyści bardzo lubimy mówić. Myślimy sobie o czasach minionych w sposób jednoznacznie pozytywny, dodatnio oceniając ich wysublimowaną estetykę i swojski koloryt. Z racji uwielbienia przeszłości, radośnie stwierdzamy, że czas dokonać transplantacji organów i zabieramy się do chirurgicznych zabiegów na tkance społecznej. Efekt nie zawsze jest jednak satysfakcjonujący. Dlaczego jest tak, że krakowski budynek przeznaczony do handlu suknem jest dla nas architektoniczną perełką, a Złote Tarasy kojarzymy z kiczem? Co ma w sobie stuletnia chłopska chata, czego nie ma współczesne wielkomiejskie mieszkanie na strzeżonym deweloperskim osiedlu? Wpadliśmy w sidła nieestetycznej racjonalizacji. Jeżeli przyjrzymy się minionym systemom ekonomicznym i skutkom, które wywoływały, zdamy sobie sprawę, że funkcjonujemy w zupełnie nieprzewidywalnym kontekście utrudniającym budowanie trwałej tożsamości. W tym rozważaniu musimy strzec się skrótu myślowego, do którego jako współcześni nie jesteśmy uprawnieni. Uwielbienie dla antyków w rodzaju gospodarki pańszczyźnianej kończy się w momencie uchwytu za radło. Nie pomogą rzewne historie o pięknie wielopokoleniowej rodziny mieszkającej w bronowickiej chacie.

W każdym historycznym ustroju ekonomiczno-społecznym możemy doszukać się istotnych wad, ale nie może to prowadzić do intelektualnego samozadowolenia i poczucia wyższości spowodowanego tym, że nasza epoka jest po prostu dalej na osi czasu. Ocenę ustroju politycznego, społecznego, a w tym wypadku – ekonomicznego powinniśmy uzależniać od jego wpływu na utrwalanie pożądanych w naszej kulturze wartości. Jeżeli ustrój ekonomiczny zamiast spokoju przynosi chaos, a metaforyczny plac budowy zamienia w kupę gruzu, to system ten jest po prostu wadliwy.

Szymon Doliwa