W 1918 roku przez nasz świat przejechała równiarka, a w 1945 r. poprawił go walec. Spadło wówczas wiele głów, podzielonych na mniejsze lokale zostało wiele domów, a różne muzea i urzędy uzyskały bardzo wygodne i urokliwe nieruchomości, w których mogły wreszcie ustawić swoje szafy uginające się od dokumentów. Wydaje się, że kiedy rozmawiamy o współczesnych społeczeństwach europejskich, wspominanie o arystokracji wobec tego stanu rzeczy, który zostawiła nam historia najnowsza, wydaje się nieporozumieniem wynikającym z nadgorliwości. O ile w miarę nieuszczuploną substancją mogą się poszczycić angielscy, skandynawscy, włoscy, iberyjscy i francuscy wielmoże, tak na przykład ich polskim odpowiednikom jedyne co zostało, to ocalone z pożogi zdjęcia dziadków z Podola lub Auksztoty, a jak ktoś miał więcej szczęścia to dane mu będzie odwiedzić rodowe gniazdo po uprzednim zakupieniu biletu, wszak będzie gościem skansenu urządzonego 50 lat temu w pańskim dworku. W najlepszym wypadku polski szlachcic towarzysko może odnaleźć się w Zakonie Maltańskim, a w najgorszym kupić sobie pas słucki na gumce produkowany w neopersjarni pod Mińskiem… ale niestety Mazowieckim.

Trzeba jasno powiedzieć, że pojęcie „arystokracja” nie oznacza wyłącznie określonej grupy społecznej, ale odnosi się też do zjawiska społecznego, które towarzyszy ludzkości od jej początku i umrze wraz z nią. W tym momencie czytelnik (nawet ten konserwatywny) uśmiechnie się pod nosem i prychnie – „Panów już nie ma”. Z taką reakcją spotkamy się często w kręgach europejskich i anglosaskich konserwatystów, którzy na arystokracji postawili kreskę i z odrobiną żalu, ale jednak zamknęli ją na kartach podręczników  historii. No bo jak ci zupełnie niekonkurencyjni na rynku, niewyróżniający się niczym ludzie mają stanowić zagadnienie warte uwagi pośledniego choćby socjologa? Grupa ta, niewyróżniająca się już ani majątkiem, ani wykształceniem, ani obyciem, ani odwagą, ani żadną kolejną cechą, jaką człowiek mógłby się wyróżniać, jedyne co dzisiaj może, to pielęgnować rodzinne pamiątki – powie cynicznie przeciętny respondent. W wielu przypadkach ciężko odmówić mu racji. Rzeczywistość nie jest jednak tak czarno-biała. Jest oczywistością, że określenia, które człowiek znajduje na nazwanie poszczególnych grup i zjawisk społecznych, postępują wolniej niż same zjawiska, które są przez nie określane. Rozwiązanie tej zagadki jest proste – to, co istotnie jest arystokracją, zmieniło swoje miejsce, a nazwa została tam, gdzie była, czyli przy herbowych. Przewędrowała od grupy dobrze nam znanych grafów, baronów i imć Panów, gdzieś w inne zakamarki drabiny społecznej. Odsetek arystokratyzmu w arystokratach zmniejsza się z dekady na dekadę, ale ci wciąż uznawani za reprezentatywnych dla grupy trzymają się mimo wszystko mocno. Posiadający przyzwoite zaplecze ekonomiczne szlachetnie urodzeni, lubiący od czasu do czasu dostarczyć plotek na Pudelka i jego europejskie odpowiedniki, albo wystąpić w Tańcu z Gwiazdami, dają społeczeństwu pozór tego, że wszystko jest po staremu. To zupełna fatamorgana, która istniała będzie tak długo, jak długo istnieli będą ci z nich, którzy pamiętają jeszcze prawdziwych arystokratów, którzy rzeczywiście byli aristoi – najlepsi. Ostatni odchodzą na naszych oczach. Najświeższa wyrwa w murze starej arystokracji nosi imię świętej pamięci Księcia Edynburga, teraz dziur będzie więcej i będą one coraz większe. Dopiero kiedy ta budowla runie okaże się, że nasi współcześni „aristoi” są dziś w zupełnym miejscu i trzymają się mocno. Wówczas zdamy sobie sprawę, jak bardzo destrukcyjna jest ta arystokracja liberalnych państw XXI wieku korzystająca ze społecznych przywilejów i niemająca społecznych obowiązków. W czasach odwrócenia znaczeń pojęć naturalne stało się, że na czele społeczeństw zamiast najlepszych z najlepszych stają najgorsi z najgorszych.

SZYMON DOLIWA



REDAKCJA:

Zarząd: Jerzy Kopański (redaktor naczelny), Tomasz Krok.

Redakcja: Szymon Doliwa, Jarosław J. Żejmo.

Sekretarz pisma LUX: Maciej Marchewicz

Współpracownicy:  Krzysztof Bielecki, Monika G. Bartoszewicz, Marcin Darmas, Marcin Herman, Łukasz Kucharczyk, Anna Stępniak, Maciej Woźniak.


Miesięcznik Lux jest dofinansowany ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu, pochodzących z Funduszu Promocji Kultury