Ileż to się mądrych głów mądrze głowi nad  pojęciami kultury, wspólnoty i polityki. Co pierwotne, co pochodne, co jest funkcją czego i jak tym należy kręcić, żeby było dobrze. Papier krwawi atramentem, bijemy pianę aż miło, konkluzji wciąż brak. Jak tworzyć kulturę, jak tworzyć wspólnotę, jak prowadzić politykę kulturalną – nie wiemy.

Nasze ambicje opierają się na tym, by kulturę wynieść ponad poziom podziałów wewnątrz wspólnoty. By mogła być sobą, a więc także i własnością całej zbiorowości. Nie tylko narodowej, bo istnieje wciąż (mam taką nadzieję) coś takiego, jak kultura europejska. W Polsce, w skali większej niż na zgniłym zachodzie, kultura jest narzędziem walki politycznej, zideologizowanym do granic możliwości. Możemy zamknąć się na szmelcowaną popkulturę i pozostać w obrębie klasyki, wybrać estetyczną emigrację wewnętrzną jak Herbert. Słuchać Chopina i Lutosławskiego, podziwiać Malczewskiego, czytać Słowackiego. Jednak przypadek Wyspiańskiego pokazuje, jak łatwo dziś ubrać klasykę w mundurek i kazać jej maszerować do marsza ideologicznego. I jak bycie Herbertem dziś jest trudne, jeśli w ogóle możliwe. Rozpłynąć się w popkulturze nie możemy – to chyba oczywiste. Z drugiej strony łatwo na rzecz rekonstrukcji historycznych, jasełek i wszystkiego, co „nasze”, odrzucić tę część dorobku kulturalnego, którą przeciwnik ideowy uznał  za swoją. Rezygnacja z Gombrowicza i Witkacego tylko dlatego, że się z nimi jakoś identyfikowały „Gazeta Wyborcza” i „Krytyka Polityczna”, to absurd porównywalny tylko do absurdu wyborów patronów „Krytyki” i „Gazety”. Łatwo też prowadzić spory, jak ten sprzed paru lat dotyczący „wymiany agentów” prawicy i lewicy – bo tyle ideologiczni naganiacze rozumieli z Doroty Masłowskiej i Szczepana Twardocha. A jakie to było głupie i przykre dla zredukowanych do politycznych filtrów pisarzy, już mało kogo zdawało się interesować.

Z trzeciej strony, idąc dalej ideologicznym traktem, trudno powiedzieć, jaką wartość miałby dla nas Matejko, gdyby zamiast uwieczniać dzieje Polski, zajmował się emancypacją gejów na płótnie;  gdyby Elżbieta Drużbacka zaskoczyła współczesnych lesbijskim coming outem, a Thomas Mann dla odmiany babrał się w polityce historycznej, by pokazać prawdę o marksizmie, którym wciąż nasiąka współczesna kultura. Aż dziw, że swego czasu in gremio nie odrzuciliśmy Dostojewskiego jako polakożercy i dziw, że żaden redaktor z lewicowej gazety nie zachwycił się tym faktem, bo to przecież tak odświeża, ten ruski literat tyle świeżego powietrza wpuszcza do zatęchłej debaty Polaków o nich samych.

Dlatego w miejsce emancypacji ideologicznej domagamy się emancypacji kultury. Nie bójcie się tego. Nikt Mickiewiczowi nie wyrzucał socjalizmu, nikt z konserwatyzmu Krasińskiego nie czynił zarzutu, a ich dzieła – może właśnie dzięki temu – miały dar jednoczenia wspólnoty. Dlatego nie toczymy wielkiej dyskusji dążącej do wyjaśnienia wszystkiego w jednym eseju. Zamiast tego oddajemy Wam do rąk numer poświęcony wspólnototwórczej roli kultury z dodatkiem rozważań o istocie i przymiotach ducha polskiego, jeśli wolno zapożyczyć frazę od pewnego pisarza. 

Jerzy Kopański


KONTRREWOLUCJA I WSPÓLNOTA
     
    ORBITOWSKI:
    orbitowski

    REDAKCJA:

    REDAKCJA: Zarząd:  Jerzy Kopański (redaktor naczelny, redaktor prowadzący), Tomasz Krok, Mateusz K. Dziób.

    Redakcja: Milena Oszczepalińska (sekretarz redakcji), Oliwia Kacprzak (korekta i redakcja), Joanna M. Wal, Maciej Kalbarczyk, Paweł Rzewuski, Jarosław J. Żejmo

    Współpracownicy: Krzysztof Bielecki, Monika G. Bartoszewicz, Marcin Darmas, Marcin Herman, Łukasz Kucharczyk, Martyna Ochnik, Anna Stępniak, Maciej Woźniak[/cs_text]


    • mkidn_01_cmyk

    • Miesięcznik LUX finansowany jest przez
      Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego