Żyjemy całkowicie pogrążeni we własnej przeszłości
Luben Gocew, bułgarski minister spraw zagranicznych

Historia XX wieku zaczyna się na Bałkanach, choć historia samych Bałkanów – ziemi, po której stąpali apostołowie Słowian, święci Kościoła katolickiego i prawosławnego Cyryl i Metody, która pamięta przemarsze wypraw krzyżowych i na której po dziś dzień wznoszą się majestatyczne monastyry – zaczyna się wiele, wiele stuleci wcześniej. Jednak to właśnie w XX wieku widmo Bałkanów, jak – bawiąc się konwencją – pisze Maria Todorova, krąży nad kulturą zachodnią.

Co do Słowian bałkańskich oraz ich nawiedzonego chrześcijaństwa – jak stwierdziła brytyjska podróżniczka Mary Edith Durham – wydawało mi się, że cały cywilizowany świat powinien powstać i powstrzymać ich od dalszego bestialstwa. A jeszcze w roku 1914 baron d’Estournelle de Constant, we wstępie do raportu międzynarodowej komisji zajmującej się przyczynami i przebiegiem wojen bałkańskich 1912-1913, pytał na czym polega obowiązek cywilizowanego świata wobec Bałkanów? Równie charakterystyczne, co do pewnego stopnia – z punktu widzenia historii – zrozumiałe jako mechanizm, narzucanie określonej tożsamości przez Zachód funkcjonuje w tym zakresie nawet pomimo doświadczenia obu wojen światowych. Być może dlatego w zdecydowanej większości języków, poza oczywistym – choć nie do końca precyzyjnym – odniesieniem geograficznym, Bałkany niosą ze sobą ładunek emocjonalny, często nacechowany negatywnie.

W drugiej połowie ubiegłego wieku bałkanizacją straszono, nieodłącznie wieszcząc kłopoty i we współczesnej terminologii politycznej, zgodnie z analogią dostrzeżoną przez Todorovą, widmo Bałkanów krąży nad kulturą zachodnią, wyrwane już z okowów geograficznych i pojawiające się tam, gdzie rośnie ryzyko podziału, skłócenia, rozdrobnienia, a nawet wprost zniszczenia cywilizacji, rozumianej oczywiście na modłę Zachodu.

Nie wiesz, co to znaczy zabić młotkiem, gwoździami, pałkami, prawda?

Na pytanie zadane przez muzułmańskiego Albańczyka amerykańskiemu reporterowi i pisarzowi Robertowi D. Kaplanowi zapewne niejeden Polak wywodzący się z Wołynia mógłby odpowiedzieć twierdząco, choć podobnie jak Ismaił, niekoniecznie był bezpośrednim świadkiem wydarzeń. Ale my też jesteśmy przecież Wschodem. Jednak kto wie, być może w podobnym tonie odpowiedziałby na przykład jakiś mieszkaniec cywilizowanej Francji, w którego żyłach płynie wandejska krew. A może to tak, że patrząc na Bałkany ów cywilizowany Zachód ze strachem dostrzega jakby zwielokrotnione w krzywym zwierciadle odbicie własne. I bardzo mu się to nie podoba. Być może dlatego holenderskie trybunały po blisko ćwierć wieku wciąż nie mogą oszacować, czy wydanie przez holenderski batalion DUTCHBAT bośniackich muzułmanów Serbom należy oszacować na 10- czy może 30-procentowy udział w ich późniejszej masakrze?

Równolegle funkcjonuje ciągle żywy w zbiorowej nieświadomości obraz Bałkanów jako lądu osnutego cieniem tajemnicy, nie do końca zrozumiałego, pełnego intryg, dzikości i jakiegoś pierwotnego mistycyzmu, cudownego i hipnotyzująco urokliwego. Miejsca, w którym wciąż gdzieniegdzie można poczuć ducha zapomnianego już romantyzmu, żyjącego dla współczesnego czytelnika przede wszystkim na kartach literatury. Jak tragiczna historia miłości Admiry Ismić i Boško Brkicia, Bośniaczki i Serba, przerwana przez kule, które dosięgły parę na środku mostu Vrbanja – wpół drogi do wyjścia z oblężonego Sarajewa.

A gdy niejaka J.K. Rowling tworzyła na potrzeby pewnej poczytnej serii książek postać dyrektora Durmstrangu, kazała mu wyglądać groźnie, być człowiekiem dzikim i porywczym, o żółtych zębach i zacięciu do czarnej magii, odziała go w futra, a jego młodemu i najwyraźniej przystojnemu protegowanemu nadała nazwisko Krum.

Na Bałkanach bowiem urok Starego Świata jest przecież ciągle żywy i wszędzie unosi się korzenny aromat tajemniczego Wschodu – równie niebezpiecznego, co pociągającego. Nie wierzycie? Obejrzyjcie „Dom za vešanje” Kusturicy – mówię prawdę, nie kłamię!

Jest to, a raczej była wesoła kraina, zamieszkana przez dziarski lud, który lubuje się w ostrych potrawach, mocnych wódkach i krzykliwych strojach. Tubylcy z jednaką łatwością kochają się i zabijają, i mają nadzwyczajny talent do wszczynania wojen. Ludzie Zachodu, z natury bardziej przyziemni, patrzą na nich ze skrywaną zazdrością, kpią z ich monarchów, szydzą z ich aspiracji i boją się pochodzących stamtąd terrorystów – pisał we wspomnieniach laureat Pulitzera, Cyrus Leo Sulzberger; wesoła kraina, w której do policyjnych kamer czasem strzela się z wyrzutni rakiet, w racjach żywnościowych armii bośniackiej ktoś czasem podrzuci wieprzowinę, ktoś inny ukradnie miny z pola minowego, a czasem w ramach zamanifestowania politycznego sprzeciwu pali się serbskie ciasteczka. Kraina spadających stealth’ów F-117, o których potem ktoś nagra klasyczny w niektórych kręgach przebój „Crni bombarderi” – sprawdźcie memy albo na youtube.


Według słowników osmańskich i tureckich słowo Bałkany wywodzone jest od określeń opisujących górę lub łańcuch górski, miejsce zalesione i skaliste. W ten sposób Bałkanem mieli nazywać okoliczni mieszkańcy góry rozciągające się ze wschodu na zachód wzdłuż Dunaju, o czym w mowie do papieża Innocentego IV wspomina Filip Kallimach – włoski humanista, spoczywający w Kościele Świętej Trójcy w Krakowie. Tu i ówdzie słychać głosy ekspertów mówiące, że etymologii Bałkanów nie można doszukiwać się w tureckich słowach bal i kan. Nie wierzcie jednak słownikom, szkiełku i oku, gdy serce mówi, że to właśnie bal-kan – kraina miodu i krwi.

Rafał Niewiadomski






RECENZJE:


REDAKCJA:

Zarząd: Jerzy Kopański (redaktor naczelny), Tomasz Krok.

Redakcja: Szymon Doliwa, Jarosław J. Żejmo.

Współpracownicy:  Krzysztof Bielecki, Monika G. Bartoszewicz, Marcin Darmas, Marcin Herman, Łukasz Kucharczyk, Anna Stępniak, Maciej Woźniak.


Miesięcznik Lux jest dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, pochodzących z Funduszu Promocji Kultury