Futuryzm w literaturze, również polskiej, miał być powiewem wiatru przemian cywilizacyjnych i technologicznych, które pchną ludzkość ku świetlanej przyszłości. Dokąd ludzkość „została pchnięta”, przekonali się wszyscy wraz z futurystycznymi poetami niedługo potem. Futuryzm nie okazał się jednak tylko nieszkodliwą fanaberią. W wielu przypadkach droga, która swój początek znajdowała w lingwistycznych eksperymentach, kończyła się w myślowych kajdanach totalitarnej ideologii.
Od Marinettiego do Majakowskiego
Droga od futuryzmu do komunizmu może wydawać się długa i kręta, lecz jak pokazują przykłady z biografii futurystycznych twórców, była to często zaskakująco prosta ścieżka. Futuryzm u zarania był awangardowym kierunkiem w sztuce, jaki narodził się w początkach minionego wieku we Włoszech. Na przełomie wieków Europa przeżywała rozwój przemysłu i wynalazczości. Upowszechniała się elektryczność, pojawiały się nowe sztuki takie jak film. W tym świecie cywilizacyjnego pędu pojawiła się koncepcja zakładająca odrzucenie dawnych tradycji hamujących rozwój, czy wręcz „unicestwienie akademii, bibliotek i muzeów”.
Takie właśnie hasła w swoim manifeście opublikowanym w 1909 roku w „Le Figaro” zawarł Filippo Tommaso Marinetti. Było to pierwsze oficjalne wystąpienie twórców futurystycznych. W manifeście tym naczelnymi wartościami były energia, odwaga, bunt, ruch, prędkość, wojna. Pobrzmiewał kult techniki, pracy i postępu. Warto zacytować ustęp 11 z tego manifestu:
„Będziemy wyśpiewywać na cześć wielkich tłumów wzburzonych pracą, przyjemnością lub buntem, wielobarwnych i polifonicznych fal rewolucji w nowoczesnych miastach, arsenałów i fabryk wibrujących nocą pod gwałtownie rozświetlonym blaskiem elektrycznych księżyców, na cześć żarłocznych dworców, wężów, które kopcą, fabryk zawieszonych pod chmurami na sznurkach dymów, mostów skaczących jak gimnastyk nad diabolicznym ostrzem rozświetlonych słońcem rzek, awanturniczych parowców węszących po horyzontach, żelaznych koni zaprzęgniętych do długich rur i na cześć szybowcowego lotu aeroplanów, których śmigło łopocze jak chorągiew i hałasuje jak oklaski rozentuzjazmowanego tłumu”.
Włoscy futuryści hołubili technologię i jej rozwój. Co ciekawe, byli przy tym namiętnymi nacjonalistami.
Innym krajem, w którym futuryzm zrobił karierę, była przedrewolucyjna Rosja. Dzielił się on tam na dwa nurty – symbolizm oraz kubofuturyzm. Ten drugi reprezentowany był m.in. przez Włodzimierza Majakowskiego. Futurystyczne idee szły tam w sukurs wyrazowi buntu wobec carskiego ładu. Przekonanie o możliwości budowy nowego świata, postępie, a także wykreowaniu nowego języka łączyło się z dążeniami rewolucyjnymi i próbami obalenia starego porządku politycznego. Nie przez przypadek po zwycięstwie rewolucji wielu twórców futurystycznych zareagowało na nią nad wyraz pozytywnie, w tym Majakowski.
Z ziemi włoskiej do Polski
Futuryzm w Polsce rozwijał się zgoła inaczej niż we Włoszech, czy w Rosji. Jest to zrozumiałe, jako że zupełnie odmienna była ówcześnie nasza sytuacja polityczna, a tym samym i kulturalna. Futuryzm dotarł do naszego kraju świeżo po odzyskaniu niepodległości i zakończeniu I wojny światowej. Był to okres chaosu i pełnych turbulencji prób scalenia kraju. Przy tym był to czas niskiego poziomu rozwoju, Polska była krajem głównie rolniczym. Być może paradoksalnie w tych warunkach hasła futurystyczne trafiły na podatny grunt. Idee rozwoju cywilizacyjnego oraz postępu przybrały jednak specyficzny wymiar – po początkowych próbach prostej implementacji myśli zachodniej wyewoluowała ona w formę dostosowaną do polskich warunków. Hasła związane z postępem i tworzeniem nowego świata wiązały się zarazem z ideami tworzenia nowego państwa. Choć futuryści polscy żywili pewien szacunek do dawnych epok (w tym romantyków), postulowali zarazem odrzucenie tych tradycji i budowę nowej sztuki w nowej rzeczywistości politycznej.
Głównymi ośrodkami kształtowania się myśli futurystycznych w Polsce były Warszawa i Kraków. W Krakowie szczególne znaczenie miały dwa lokale – „Gałka Muszkatołowa” oraz „Pod Katarynką”. To tam właśnie zbierali się poeci snujący wizje o nowym wspaniałym świecie, jaki wraz z ideami odtrącenia dawnych norm, szybkości i postępu miał zespolić Polskę i dać prawdziwą wolność jej obywatelom. O tym, jak złudna była droga usłana podobnymi marzeniami, przekonuje zwłaszcza postać jednego z najważniejszych polskich futurystów, pochodzącego właśnie z Krakowa. Poety, który z pozycji futurystycznych przeszedł wprost na komunistyczne – Brunona Jasieńskiego.
Widmo głodu
Urodził się 17 lipca 1901 roku jako Wiktor Bruno Zysman, syn Jakuba i Eufemii Marii Zysmanów. Dopiero w 1920 zmienił notarialnie nazwisko na Bruno Jasieński. Jego ojciec był lekarzem i zasymilowanym Żydem, matka zaś miała pochodzenie szlacheckie. Wraz z wybuchem I wojny światowej jego ojciec został wcielony do rosyjskiej armii, zaś matka wyjechała z dziećmi do Rosji. Tam to w latach 1914-1918 pobierał naukę w polskim gimnazjum Centralnego Komitetu Obywatelskiego w Moskwie.
W czasie pobytu w Rosji w okresie rewolucyjnym styka się Jasieński z dziełami tamtejszych futurystów, m.in. z „Obłokiem w spodniach” Włodzimierza Majakowskiego. Krytyka ustroju, sztuki, religii – takie hasła wsiąkają w młodego poetę, podlewane są przez polityczny klimat, w tym ingerencje cenzury carskiej, czy represje ze strony upadającej ówcześnie władzy. W tym całym chaosie Jasieńskiego pociągała symbolistyczna sztuka, czy lingwistyczne eksperymenty tamtejszych poetów.
W 1918 roku Jasieński wraca do Polski, rok później zaczyna studia filozoficzne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Niedługo potem w działalności Jasieńskiego zaczynają pobrzmiewać reminiscencje rosyjskich doświadczeń. Znana jest historia organizowania przezeń teatru amatorskiego podczas letnich wakacji w rodzinnym Klimontowie. Wtedy to wraz z rodziną i przyjaciółmi Jasieński wystawiał „Wesele” Wyspiańskiego, w którym w II akcie wprowadził dodatkową postać – Widmo Głodu. Postać ta wygłaszała monolog, w którym pojawiały się słowa rodem z „Manifestu komunistycznego”.
Ku futuryzacji życia
Jednym z prekursorów polskiego futuryzmu był pod koniec drugiej dekady XX wieku Jerzy Jankowski (znany też pod pseudonimem Yeży Yankowski). To on jako pierwszy przedstawił w polskiej poezji ideę futuryzacji życia, która miała iść za futuryzacją języka. Jasieński znający prace Jankowskiego miał stać się jednym z prowodyrów zorganizowanego ruchu, które miał propagować idee futurystyczne w Polsce. W Krakowie Jasieński nawiązał współpracę ze Stanisławem Młodożeńcem. Potem do tej dwójki dołączyli jeszcze Tytus Czyżewski, a także poeci warszawscy – Anatol Stern i Aleksander Wat.
Niedługo potem na początku lat dwudziestych futuryzm staje się ruchem ogólnopolskim, aczkolwiek nie spotyka się wcale z powszechnym poklaskiem. Liczni krytycy piętnują futurystów. Przykładowo Karol Irzykowski pisząc o „Bucie w butonierce”, zarzuca Jasieńskiemu wtórność i naśladownictwo wobec poetów rosyjskich. Niedługo potem Jasieński publikuje pismo o tytule „JEDNODŃUWKA FUTURYSTUW mańifesty futuryzmu polskiego wydańe nadzwyczajne na całą Żeczpospolitą Polską”. Zawiera ono kilka manifestów, m.in. w sprawie poezji futurystycznej, ortografii fonetycznej, czy najważniejszy dotyczący futuryzacji życia.
Kluczowe są tezy zawarte w manifeście w sprawie futuryzacji życia. Dotyczą one odejścia od bycia „narodem-panopticum” „produkującym tylko mumie i relikwie”. Owo odejście wiązało się w głównej mierze z odrzuceniem tradycji romantycznych w literaturze. Z jednej strony polscy futuryści szanowali romantyków za to, że ci przyczynili się swoimi działaniami do zachowania tkanki narodowościowej, bez czego Polska nie mogłaby się odrodzić. Zarazem uważali oni jednak, że romantyzm swoją rolę już wypełnił, że jest reliktem (czy właśnie mumią, relikwią) dawnego świata i jako taki nie przystaje do świata nowego. Nowa rzeczywistość polityczna i cywilizacyjna wymagała zerwania z tymi archaicznymi tradycjami.
Jak pisał w swoim manifeście Jasieński (wedle oryginalnej fonetycznej pisowni):
„Ogłaszamy za St. Bżozowskim wielką wypszedaż staryh rupieći. Spszedaje śę za puł darmo stare tradycje, kategorje, pszyzwyczajeńa, malowanki i fetysze”
Wedle manifestu w sprawie futuryzacji życia fundamentami współczesnego życia miały być „maszyna, demokracja i tłum”. Wyrażało to przekonanie w postęp idący wraz z rozwojem dobrodziejstw techniki, demokratycznym ładem, a także masowością. Ta masowość dotyczyła wielu sfer życia społecznego, w tym sfery sztuki. Sztuka wedle tych założeń miała być wyzwolona i spontaniczna, każdy, kto chciał, mógł być artystą. Sztuka miała być masowa i demokratyczna. Co więcej, w koncepcji proponowanej przez Jasieńskiego nie tylko malarstwo, poezja, czy architektura, ale także technika miała rangę sztuki.
„Dobra maszyna jest wzorem i szczytem dźeła sztuki pszez doskonałe połączeńe ekonomicznośći, celowośći i dynamiki. Aparat telegraficzny Morsego jest 1000 razy większym arcydźełem sztuki niż Don Juan Byrona” – pisał Jasieński.
Widzimy w słowach manifestu Jasieńskiego zachłyśnięcie się nową rzeczywistością – w polskich warunkach zarówno w wymiarze politycznym, jak i technologicznym. Nowa Polska wymaga tego, by powstała w niej nowa sztuka. Zarazem postęp (choć w II Rzeczpospolitej nie tak wyraźny) musi być nobilitowany. To zachłyśnięcie wizją świata idealnego może wydać się znajome. Przecież wizję taką kreował niejeden system totalitarny…
Ideologiczne wypadki Brunona Jasieńskiego
Jak bliski i krótki mógł być przeskok ze świata szczytnych futurystycznych idei do fundamentów totalitaryzmu, pokazała dalsza część biografii Jasieńskiego. Oto niedługo potem pisarz związał się z ruchem komunistycznym. Bez wpływu na jego decyzję o politycznym zaangażowaniu z pewnością nie pozostały wydarzenia z 1923 roku, czyli tak zwane „Wypadki krakowskie”. Chodzi o walki zbrojne między robotnikami i policją, jakie miały miejsce w listopadzie tamtego roku w Krakowie. Wtedy to trudna gospodarcza kraju i szalejąca hiperinflacja osiągnęły szczytowy punkt. Ceny żywności i innych podstawowych artykułów osiągnęły zawrotne poziomy. W Krakowie doprowadziło to do strajków, w tym planu strajku powszechnego, jaki miała inicjować Polska Partia Socjalistyczna. Ostatecznie doszło do zamieszek i krwawych starć robotników z wojskiem i policją, w których zginęło kilka osób. Bruno Jasieński był świadkiem tamtych wydarzeń i pod ich wpływem zaangażował się w działalność ruchu komunistycznego w Polsce. Rok później wraz ze Sternem przedstawili zbiór poezji „Ziemia na lewo” zawierający wiele idei z wiadomej strony politycznej barykady. Poeta został też współpracownikiem „Kultury Robotniczej”, pisma powstałego z inicjatywy Komunistycznej Partii Robotniczej Polski.
Paryż-Moskwa
Dwa lata później Jasieński wyjechał do Paryża, gdzie nawiązał kolejne kontakty z ruchami komunistycznymi. To właśnie we Francji powstało „Słowo o Jakubie Szeli”, poemat rehabilitujący postać chłopskiego powstańca, dotąd przedstawianego w literaturze polskiej raczej w ujęciu negatywnym. W 1928 roku na łamach „L’Humanite” Jasieński opublikował też powieść w odcinkach pt. „Palę Paryż”. Miała ona wymiar historiozoficzny i apokaliptyczny, przedstawiała losy dotkniętych biedą i głodem robotników, z których jeden doprowadza do zesłania na stolicę Francji epidemii dżumy, doprowadzając do zagłady symbolu burżuazyjnego świata. Radykalna myśl komunistyczna zawarta w powieści wywołała nad Sekwaną skandal, co ostatecznie doprowadziło do wydalenia Jasieńskiego z Francji.
Dokąd udał się pisarz? Do Rosji Radzieckiej, gdzie objął funkcję redaktora naczelnego pisma „Kultura mas” należącego do miejscowej Polonii, z którą z czasem Jasieński zerwał wszelkie kontakty. W 1934 roku został członkiem zarządu Związku Pisarzy Radzieckich. Tak oto ten ongiś wieszcz świetlanej przyszłości Rzeczpospolitej stał się już nie tylko prorokiem komunizmu, ale i trybikiem w jego machinie. I jak to z trybikami bywa, czasem wypadają, okazują się zbędne. Tak też stało się z polskim poetą, najpierw aresztowanym przez NKWD, a potem skazanym na karę śmierci w 1938 roku.
Historia Jasieńskiego pokazuje, jak nieodległa jest droga od zachłyśnięcia się jedną idealną wizją do wciągnięcia w tryby innej ideologicznej maszyny. Ukazuje także, jak złudne mogą być hasła głoszące nastanie powszechnej szczęśliwości i ładu. Zarazem obrazuje ona zbieżność dwóch wizji świata pozornie odległych od siebie – futuryzmu i komunizmu. Wydawać by się mogło, że futuryzm to technologia, nowoczesność, demokracja, rzeczy tak odległe od ucisku i zniewolenia komunistycznego, od bolszewickiego terroru i radzieckiego zacofania. A jednak obie te ideologie łączył wspólny mianownik – przekonanie o wielkiej uniwersalności i myśl o stworzeniu remedium na wszelkie problemy i bolączki cywilizacji, czy to związane ze sztuką, z ekonomią, ze stosunkami społecznymi. W istocie obie drogi, jakimi podążał Jasieński, zarówno ta futurystyczna, jak i ta komunistyczna, miały w sobie coś z prób demiurgicznego powołania do życia nowego uniwersum, zapanowania nad światem. Gorzki kres drogi polskiego twórcy udowodnił zaś, że jak bardzo starania te skazane były na porażkę.