Sztuka współczesna bywa trudna, głupia, bzdurna, prowokacyjna – często wszystko naraz. Konserwatysta musi to wziąć na klatę, musi myśleć i analizować. Ganianie na policję albo ignorowanie czyjegoś istnienia to słaba strategia.
True story:
– Ale klocuszki fajne udało mi się zdobyć. Takie białe, jak domino, tylko że odwrotnie. Dam je Basi. W galerii miasto z nich było zrobione. Jak z domina właśnie, tylko że odwrotnie. Kupiłam jej taką walizeczkę ze świnką Pepe, bardzo ją lubi, Basia. A że po tym, jak to miasto rozebrali, to pozwolili sobie wziąć te klocuszki, i ja sobie myślę – o, to dołączę je do tej walizeczki. Będzie prezent. Basia ma 2 lata, już dość duża, żeby się klockami bawić – mówi Ciocia (l. 69), ochroniarka w wielkomiejskiej galerii sztuki współczesnej. A że ciocia leciwa i rozmowa toczy się na jej warunkach, musiałam podjąć grzeczną konwersację. Mówię więc:
– Z chęcią zobaczę te klocuszki – mówię. Ona pokazuje, a ja widzę. Testy ciążowe. Ciocia zgarnęła do reklamówki fragment wystawy Franciszka Orłowskiego “Potencjalne miasto”.
Nie będzie pojazdu i ustyskiwań ani na wydziwiających Artysów, ani na Ciocię nieobytą z testami – w końcu to swój. Ten rodzaj niezrozumienia nowoczesnej sztuki współczesnej jest niegroźny. W zasadzie zabawny. Co jednak, gdy ktoś nie rozumie i zaraz do sądu leci? Na kolegium podaje? Chce zaaresztować? Albo kładzie lachę, lekceważy, bo już wie, co jest wartościowe, a co nie?
W październiku Bronisław Maj wystawił w Krakówku podkręconą wersję “Monachomachii” biskupa Ignacego Krasickiego, czyli “Neomonachomachię”. Zaraz znaleźli się tacy, których to obraziło, bo pieśni religijne i patriotyczne podawano z innym tekstem. Bluźnierczym. Inicjatorem był Ryszard Kapuściński (nie ten, inny, z “Gazety Polskiej”). Zawiadomił prokuraturę, a Maj (scenarzysta) i Zoń (reżyser) zostali już wzięci na spytki przez organa ścigania. Kapuściński z koleżkami nie zrozumieli żartu, nie zrozumieli satyry. Nic nie rozumiejo.
Albo Bronisław Wildstein. Na spotkaniu w Niespodziance prychnął na prowadzącego, kiedy była mowa o Marii Peszek. Że po co sobie zawracać głowę taką szansonistką. Nie twierdzę, że Wildstein nie rozumie. “Cienie moich czasów” pokazują, że rozumie i to dużo. On po prostu “oddala to pytanie”. Ostatnia płyta Peszek jest wybitnie słaba, ale to nie znaczy, że wszystko to, czego nie cenimy/ nie rozumiemy należy zignorować. Grzech zaniechania. Tak właśnie straciliśmy Jana Klatę.
Magdalena Osińska – polonistka, sekretarz redakcji Frondy LUX