Po raz pierwszy spiąłem jeszcze w szkole. Średniej chyba. Na przerwie, w toalecie, potajemnie. Koledzy mi pokazali. Wzięli kartkówki z biologii, matematyki i polskiego. I spięli wprawnie spinaczem biurowym. Spróbuj – mówili. Spróbowałem.
Pierwsze kartki spinałem jeszcze drżącą ręką. Często raniłem się w palec. Nauczyciele stawali w drzwiach toalety i nasłuchiwali, czy z kabin nie dochodzą odgłosy spinania. Ta symfonia złożona z odgłosów kartek, zaginanego metalu i pocierania metalem o papier. Tylko dla wprawnego ucha, do wychwycenia przez prawdziwego miłośnika i prawdziwego nienawistnika. My doznawaliśmy rozkoszy, belferstwo – spazmów. Za potajemne spinanie groziły liczne kary.
Kiedy wracałem ze szkoły, rodzice kazali mi pokazywać ręce i oglądali dokładnie, czy nie ma tam ukłuć, zadrapań i odcisków. Z czasem nauczyłem się maskować ślady swojego nałogu. Na zaczerwienione, podkrwawione i podsiniaczone miejsca nakładałem warstwę pudru. Swetry zacząłem kupować takie powyciągane, z nienaturalnie wydłużonymi rękawami. Chętnie chodziłem po węgiel do komórki. Tam spinałem. Potem na brudnych od węgla rękach trudno było dopatrzyć się śladów spinania.
Po maturze poszedłem do pracy w biurze. Zaocznie kończyłem ekologię i finanse. Osobno, po dwóch stronach Wisły. W pracy też robiłem różne rzeczy. Liczyłem i parzyłem kawę. Robiłem prezentacje i pakowałem kartony. Krzyczeli na mnie, stare baby na mnie krzyczały. Zamykałem się wtedy w toalecie, śpiewałem, żeby się uspokoić. Melodie z westernów głównie.
Odreagowywałem dopiero w domu. Tam spinałem ile wlezie. Z żoną, bo poznałem ją na konwencie dla spinaczy. Z dziećmi, bo nie posłaliśmy je do szkoły, tylko od początku uczyliśmy spinania. Robiliśmy to do późnej nocy. Z Orzeszkową, Tyrmandem i Follettem. Z każdego wyrywaliśmy rozdział i łączyliśmy z innym. Objawiała się w tym stara inteligencja, tak jak rozumieli ją klasycy, czyli władza dzielenia i łączenia. Żeby spiąć, trzeba z czegoś innego wypiąć, potem znaleźć stosowną parę.
Teraz spisuję swój ostatni manifest. Chwila ku temu sposobna, bo nade mną zamyka się wieko trumny. Za chwilę baby zaśpiewają Anielski Orszak, a pracownicy zakładu pogrzebowego Spokojna Lilia gwoźdźmi odetną mi odwrót z tego pudła. Zazdroszczę im. Żałuję, że byłem biurwą.
Marek Spinalski (1981–2013) – hermeneutyk i biurwa, członek redakcji licznych czasopism i autor popularnych programów rozrywkowych w telewizji, nie dożył wieku Chrystusowego.
Tekst został pierwotnie opublikowany w kwartalniku “Fronda Lux”, nr 68.