Ostatnio dość często zdarza mi się widzieć młodych ludzi odzianych w koszulki z krzyżem. Czasami jest on odwrócony, ale nie wnikam w to, czy młodzi idą za przykładem św. Piotra i uważają się za niegodnych Mistrza. Patrzę na nich i nie mogę wyjść z podziwu – większości z nich w kościele nie było od kilku bądź kilkunastu lat, a oficjalne pożegnanie z kościołem (czyt. bierzmowanie) ma już za sobą. Po kiego licha są im więc potrzebne koszulki z krzyżem?
Może popularność tych koszulek bierze się stąd, że Kościół to najlepsza marka na świecie? A sam krzyż to najgenialniejsze logo, jakie kiedykolwiek wymyślono? Te dwie (!) skrzyżowane belki to najbardziej znany znak towarowy na świecie. Nie wiem kto zajmował się PR’em ówczesnego Kościoła, ale tylko największy bystrzak mógł wymyśleć takie genialne logo. A jest ono genialne przede wszystkim dlatego, że w tym krzyżu mieści się sens wszystkiego….
Firma spod znaku krzyża działa już ponad 2 tysiące lat! I to bez żadnego rebrandingu! Czy jakaś inna korporacja, oprócz Kościoła, posiada oddziały we wszystkich (!) państwach świata? Sutanna i koloratka to chyba najbardziej rozpoznawalne korpomundurki na świecie. Dyrektor generalny tej najstarszej korpo znany jest z tego, że co kilka bądź kilkadziesiąt lat ukazuje się całkowicie randomowym ludziom, ale obiecał, że nadejdą takie czasy kiedy zrobi taki “coming out”, że aż wszystkim czapki z głów spadną.
Popularność marki Kościoła wzięła się zapewne stąd iż, chrześcijanie są mistrzami w snuciu narracji. Czy jest poza Ewangelią jakaś inna opowieść, która aż tak dobrze się sprzedała? Jest ona tak doskonała, że tylko Bóg mógł ją wymyśleć. I tu kolejna zdziwka, bo w pewnych momentach jest ona wielce nieprawdopodobna (kto wymyśliłby Ojca poświęcającego w ofierze swojego Syna?!), a nawet antysystemowa. Dlaczego tak sądzę? Otóż ktoś kto – mrowiąc językiem (Żyda!) Jacoba Taubesa – przejdzie przez ucho igielne Ukrzyżowanego nigdy już nie będzie taki sam. Tej opowieści się nie czyta. Nią się żyje.
Cechą marki Kościoła jest bycie vintage. Co to znaczy? Vintage są “rzeczami wysokiej jakości, mało podatnymi na zniszczenia, którym upływ czasu nadaje szlachetności”. Ten opis pasuje do Kościoła jak ulał! Po wiekach schizm, gorszących podziałów, a nawet moralnego upadku papiestwa to wszystko jeszcze działa! Więcej: Kościół wciąż przynosi nowe owoce! Idziemy dalej: “vintage nie stroni od zestawień awangardowych i szokujących, to styl dla osób szukających swych korzeni i chcących pokazać swój indywidualizm”. Bingo! Niech żyje św. Paweł ze swoimi oksymoronami! Niech żyje dogmatyka! Niech żyje personalizm! W żadnej innej religii nie znajdziemy aż tylu (logicznych!) sprzeczności. Żadna inna religia nie podchodzi aż tak indywidualnie do każdego jej wyznawcy. W żadnej innej religii Bóg nie zniża się aż tak ku człowiekowi.
Vintage jest zawsze niesamowicie modny. Może właśnie stąd bierze się obecność krzyża na młodzieżowych podkoszulkach? Co na to Jezus? Czy żyjąc w naszej epoce wybrałby garnitur czy podkoszulek? Tego nie wiem. Wiem natomiast, że mówiąc o wzięciu krzyża na swe ramiona wcale nie miał na myśli założenia podkoszulka. A sam krzyż w swoich początkach za bardzo modny nie był, gdyż był uważany za znak hańby. No ale przecież styl vintage zakłada łączenie przeciwieństw. Znak hańby może być znakiem zbawienia. I nie ma w tym nic niestosownego. Bo o to chodzi w byciu vintage!
Antoine de Saint-Exupery mawiał, że “najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”. Czasami maleńki krzyżyk na piersi oznacza większą wiarę niż duży krucyfiks na koszulce. A idąc dalej – czasami Ci, którzy są na peryferiach, którzy milczą i nie trąbią na lewo i prawo o Bogu, i których torsy nie zdobi podkoszulek z krzyżem z godziny próby (kiedy już muszą tego swojego jedynego syna, Izaaka złożyć w ofierze) wychodzą zwycięsko. W przeciwieństwie do tych, którzy jedynie krzyczą i którzy zawsze są w pierwszym rzędzie, a ich znakiem rozpoznawczym jest cekinowy krzyż, czy koszulka z Matką Boską. Ci cisi i pokornego serca stoją cały czas pod tym swoim vintage’owym krzyżem, który nie znajduje się ani na koszulce, ani (o dziwo!) w starej przydrożnej kapliczce. Gdzie zatem jest prawdziwy krzyż? Jest tam gdzie jego miejsce, czyli w sercu każdego z nas.
Tekst został pierwotnie opublikowany w portalu Rebelya.pl.