Mateusz Matyszkowicz: Upiór nasz najbliższy

Myli się, kto myśli, że wolna jest od tego także polityka. W niej właśnie upiory są silniejsze niż gdziekolwiek.

Serce ustało, pierś już lodowata,
Ścięły się usta i oczy zawarły;
Na świecie jeszcze, lecz już nie dla świata!
Cóż to za człowiek? – Umarły.

Serce ustało, pierś już lodowata – doświadczenie egzystencjalne, śmierć empirycznie potwierdzona. Ustanie akcji serca było dla naszych przodków (dla nas już niekoniecznie) ostatecznym świadectwem zgonu i nieodwracalności tego porządku, który sprawia, że rzeczy powstają i giną, ludzie rodzą się umierają.

W VIII księdze „Państwa” Platon pokazuje, że państwo idealne jest na tym świecie niemożliwe. Aby zaistniało, musi bowiem powstać. A wszystko, co ma swój początek, ma też koniec. Narodziny przypisują nas automatycznie do śmierci. Wpisują w porządek, z którego nie ma ucieczki.

Serce ustało, pierś już lodowata – z tym nie ma polemiki, nie ma udawania, nasza wyobraźnia nie przyda się już na nic. Nasza bezbronność wobec śmierci jest niekwestionowalna jako jedna z nielicznych prawd, które pozostały.

Te słowa jednak wypowiedzieć można, patrząc na zwłoki, na trupa, na widok, którego chcielibyśmy uniknąć, na coś, czego chciałoby się nie widzieć. Widzieć jednak nietrudno. Dosłowność tego obrazu, przypiętego do naszej kondycji tu i teraz, nie pozwala na polemikę. Coś żyło – nie żyje. Ale czy przestało istnieć?

Na świecie jeszcze lecz już nie dla świata! – trup jest widoczny i ten fakt, ta unikalność wniebowstąpień i wniebowzięć, a powszedniość śmierci oglądanej, ta podpowiedź nieostateczności śmierci…

Śmierć jest wyzwoleniem. Zmarły nie jest już dla świata – prowadzi jakby swoje życie, różne od naszej przyziemnej krzątaniny, wolne od konwencji, uprzejmości i koncesji. Zmarły prowadzi własne życie, na które już nie mamy wpływu i które nie będzie już dopasowane do naszych oczekiwań. Ono ino nie toczy się już przed naszymi oczami, nie jest spektaklem, w którym mielibyśmy jakikolwiek udział. Dlatego to życie umarłego jest tak bardzo odległe i bolesne dla nas. Żadna chrześcijańska konsolacja pogrzebowa nie jest w stanie zniwelować tego bólu, który łączy się ze świadomością oddalenia osoby, którą kochamy. Tu nie chodzi o zanegowanie nadziei zbawienia. To nie o to chodzi. Chodzi o ból, który jest tu i teraz.

Zarazem jednak doświadczenie śmierci przybliża nam zmarłego na nowo. Nie jest tak, jak był wcześniej, nie jest dla nas. Powoli dojrzewamy do myśli, że teraz my jesteśmy bardziej dla niego. Bo dla niego podejmujemy działanie, jakby w jego obecności, pod jego czujnym okiem, w imię miłości, wdzięczności, zobowiązania. W imię porzucenia szczenięcego buntu, który nie ma już sensu.

Cóż to za człowiek? – Umarły. – Od dawna myślę o genialności tego wersu. Stylistyczna doskonałość. Umarły jest człowiekiem, jest osobą i jest wśród nas. Kim jest ten człowiek? To dość częste pytanie. Umarły – rzadka odpowiedź. To jedna z rzeczy, o których nie mówimy na głos. Działamy w obecności zmarłych. Żyjemy w obecności upiorów.

Myli się, kto myśli, że wolna jest od tego także polityka. W niej właśnie upiory są silniejsze niż gdziekolwiek. Choć to niedemokratyczne i niegodne człowieka oświeconego. Ale jeśli polityka ma cokolwiek wspólnego z ojczyzną, tym bardziej odnosić się musi do zmarłych ojców i do tego z najsilniejszych doświadczeń.

Niech to egzystencjalne doświadczenie towarzyszy nam w dalszej lekturze Dziadów. Właśnie od niego musimy zaczynać.

Tekst został pierwotnie opublikowany w portalu Kresy.pl, 1 listopada 2010 r.