Imprezy techno były obok hip-hopu głównym elementem kontrkultury w Polsce w latach dziewięćdziesiątych XX wieku. Powstała o tym duża liczba tekstów, lecz większość z nich miesza się z rzeczywistością dzisiejszych imprez. Część osób o tym piszących po prostu na nich nie bywała na „techniawach” w poprzednim stuleciu. Z kolei ich dawnym uczestnikom mylą się często wątki z innych lat, co zrozumiałe po upływie tak dużego odstępu czasu. Kiedyś w Polsce to punk był wyrazem pokoleniowej niezgody na zastaną rzeczywistość, z kolei wyrazem buntu pokolenia urodzonego na przełomie lat 70 i 80 było właśnie techno.
Oczywiście imprezy z muzyką elektroniczną pojawiły się w naszym kraju z dość dużym opóźnieniem (podobnie jak renesans czy oświecenie). Wynikało to oczywiście z uwarunkowań historyczny, czyli dyktatury komunistycznej. Podczas gdy w latach 80 w Zachodniej Europie rozwijał się rave, w Polsce była to muzyka praktycznie nieznana. Pierwsze imprezy w naszym kraju były nielegalne. Później zaczęło się wynajmowanie w tym celu określonych miejsc na zabawę. Oczywiście samo wynajęcie lokalu było początkiem problemu, gdyż kolejnym krokiem było wypożyczenie nagłośnienia, trudno było także o DJ-ów. Ówcześni grali jedynie na płytach winylowych. Specjalny gramofon w tamtych czasach podobnie jak dziś kosztował majątek. Impreza zaczynała się około 20, a kończyła około 6 nad ranem. Sam autor był świadkiem takich imprez, które odbywały się w 1995/1996 roku w Red Barze podlubelskiej Dębówce.
Wzrost zainteresowania kulturą techno doprowadził szybko do pojawienia się tej muzyki w audycjach radiowych. Najważniejszą z nich było „Technikum Mechanizacji Muzyki”, które było cyklicznym programem nadającym w latach 1994-1998 na antenie radia RMF. Jego założycielem był DJ Diesiel (właść. Paweł Drzyzga, prywatnie brat znanej dziennikarki – Ewy). Program był nadawany w weekendy i trwał aż 5 godzin. Warto podkreślić, że w tamtych czasach nie było żadnych gazetek o tej muzyce („Techno Party” pojawiło się dopiero później na przełomie wieków). Muzyce alternatywnej w tym okresie było poświęcone jedynie pismo „Plastik” (Techno, Trans, House, Trip Hop, Moda, Kluby). Zresztą większość fanów imprez nie było zainteresowana czytaniem branżowych zinów. Samo zdobycie kasety z setami z Technikum Mechanizacji Muzyki było nie lada wydarzeniem. Oryginalnych kaset magnetofonowych z muzyką techno rzecz jasna oczywiście nie było, przynajmniej w Polsce.
Kolejnym etapem rozwoju techno w naszym kraju (nikt wtedy nie stosował dziwnych nazw gatunków tej muzyki) było powstawanie klubów. Był to okres pasji, przyjaźni i miłości do imprezy, a nie jak teraz biznesu i zawiści. Początkowo kluby utrzymywały się, otwierając swoje podwoje tylko w piątki i w soboty. Jednym z takich legendarnych miejsc były niewątpliwie działające w latach 1992-1994 „Filtry” na warszawskiej Ochocie, później Blue Velvet czy Trend (również w Warszawie). Grali w nicj legendarni już wtedy dj-e: Słowik, Dreddy, Extase czy Kniaź. W Łodzi takim miejscem był klub Alcatraz przy ul. Piotrkowskiej. To właśnie jego właściciele przez wiele lat byli organizatorami słynnej „Parady Wolności”, będącej polską odpowiedzią na berlińską „Love Parade”. Dużą sławą cieszył się istniejący do dziś – sopocki klub Sfinks. W Gdańsku istniały też w latach 1995-2006 legendarne Forty. W Krakowie swoją markę miał z kolei Prozak, który obecnie reaktywowany działa jako Prozak 2.0.
Imprezy i kluby docierały też na głęboką prowincję. Na Lubelszczyźnie najważniejszym klubem tego czasu było Bardo, istniejące w latach 1997-1999 w Świdniku koło Lublina. Klub dzięki swojej unikalnej formule i nowatorstwu było dużym sukcesem artystycznym. Przyciągał publiczność i artystów z kraju i zagranicy. Założycielem klubu był DJ House Elvis, który z czasem przeistoczył się w Elvisa de Toxa (właśc. Mariusz Skrok). Ludzie chodzący na imprezy do Bardo byli otwarci i uśmiechnięci. W odróżnieniu od dzisiejszych imprezowiczów były to osoby oczytane. Nie były więc zaskoczeniem oprócz tańca, można było w piątek przy barku podyskutować o życiu i książkach, chociażby Mircei Eliade. Nieważny był strój czy pieniądze. Wystarczyła chęć dobrej zabawy. W czerwcu 1999 roku w wyniku szykan policji i lokalnego proboszcza, który obwołał Bardo „siedliskiem szatana”, Elvis de Tox powziął decyzję o zamknięciu klubu. W tym samym czasie w Lublinie identyczną funkcję spełniał klub Graffiti. Tam imprezy rozkręcał m.in. Alan White (właść. Wojciech Bendarczyk).
Na imprezy w latach 90 tych przychodził cały przekrój ludzi nastawionych na głównie na taniec i dobrą zabawę. Ludzie potrafili stać nawet godzinę w kolejce, aby zapłacić za bilet, który wtedy kosztował 20-25 złotych, co było wówczas znaczącą kwotą. Dj-e jeździli po całej Polsce niczym dawni gwiazdorzy rocka. Po 2000 roku wszystko się zmieniło — nastąpiła komercjalizacja, techno pojawiło się w stacjach telewizyjnych. Zaczęły się ukazywać specjalistyczne czasopisma. Normalną rzeczą stały się festiwale muzyki elektronicznej. Niebawem czarne płyty winylowe zastąpiły CD. Po jakimś czasie nikt już nie pamiętał pierwotnego entuzjazmu, klimatu ani ludzi, którzy go tworzyli…