Michał Kozłowski: Wiec-rzeka

Recenzja książki Między prawem i sprawiedliwością – rozmowy z profesorem Adamem Strzemboszem przeprowadzonej przez Stanisława Zakroczymskiego (wydawnictwo Więź, Warszawa 2017).

Wywiady-rzeki stały się modne jakiś czas temu. Tego typu publikacje wykazują silne podobieństwo pod względem umiejscowienia w biografii bohaterów. Ważnym figurom zazwyczaj rozwiązują się języki dopiero w momencie, gdy nie pełnią już funkcji publicznych. Dialog z profesorem Adamem Strzemboszem, ważnym świadkiem historii, wydaje się idealnym materiałem na ciekawą opowieść. Zbadanie takiego życiorysu jest jednak zadaniem tyle ambitnym, co niebezpiecznym – łatwo bowiem wpaść w pułapkę uproszczeń.

Pierwszy plan wywiadu stanowi biografia Adama Strzembosza. Historia jego życia to jednocześnie swobodna opowieść o losach rodzinnych, prywatnych i zawodowych oraz spojrzenie na historię Polski XX i XXI wieku. Strzembosz stara się być szczery, nie udaje ani bohatera, ani ofiary. Można recenzować niniejszą książkę, omawiając kolejne wątki poruszane przez rozmówców, jednak takie streszczenie z pewnością zepsułoby lekturę przyszłym czytelnikom. Dość powiedzieć, że losy pierwszego prezesa Sądu Najwyższego były niewątpliwie interesujące, a w jego opowieściach nie brakuje fascynujących anegdot. Obszerne autobiograficzne wyznania Strzembosza są ciekawe, choć o ich zgodności z prawdą czytelnik musi rozstrzygnąć na własną rękę.

Publikacja zaskakuje jednak już na samym początku. Wprowadzenie, w którym mowa o bieżącej sytuacji politycznej, zwłaszcza sporze dotyczącym Trybunału Konstytucyjnego, zupełnie nie pasuje do reszty tekstu. Nieustanne nawiązania do obecnej władzy stają się wręcz nużące. Polityczne deklaracje przewijają się przez cały wywiad, a część wypowiedzi Strzembosza budzi nawet pewne zaskoczenie: odbieranie emerytur […] nawet przyzwoitym milicjantom, którzy całe życie tropili kryminalistów. Jest to olbrzymia krzywda spotykająca tych ludzi na starość (s. 259).  W niektórych momentach można odnieść wrażenie, że centralną postacią staje się tu raczej Jarosław Kaczyński. Rozdziały dotyczące obecnej sytuacji w kraju (strony 280-330) należy bezwzględnie uznać za najsłabszy fragment książki. Kogo za kilkanaście lat będzie interesował passus o wydarzeniach z lipca 2017 roku? Jeżeli wywiad z Adamem Strzemboszem miał być świadectwem historycznym, to odwołania do bieżących realiów politycznych są zwyczajnie niepotrzebne.

Wielu ciekawych elementów z kolei zabrakło. W książce nie znajdziemy choćby wzmianki o spotkaniach środowiska sędziowskiego w Laskach – a omawiano tam przecież problemy orzecznictwa sądowego w procesach politycznych działaczy podziemia. Brakuje wypowiedzi dotyczących Duszpasterstwa Prawników przy kościele Wniebowzięcia NMP i św. Józefa Oblubieńca w Warszawie. Tego, że Adam Strzembosz był uczestnikiem Ruchu Otrzeźwienia Narodu – zainicjowanego przez Episkopat Polski i podziemną „Solidarność” – również nie dowiemy się z książki. Podobnie jak nie przeczytamy o tym, że profesor był autorem artykułu Społeczna analiza zachowań sędziów, który został opublikowany w piśmie „Głos” redagowanym przez Antoniego Macierewicza.

Wywiad przeprowadzony przez absolwenta historii i studenta prawa Stanisława Zakroczymskiego (ur. 1994) ma wiele wad. Młody historyk zbyt często stosuje dygresje, zapominając, że to profesor jest jego rozmówcą, a nie odwrotnie. Dialog robi się fragmentami sztuczny i wręcz nudny. Czy to wynik pracy redakcyjnej? Trudno powiedzieć. Zakroczymskiego cechuje jednak wyraźne warsztatowe lenistwo. Dociekliwość badacza zastąpił on prostą konsumpcją materiału uzyskanego od rozmówcy, a większa część zadawanych przez niego pytań grzeszy naiwnością. Zapytanie, czy po 1956 roku naciskano Adama Strzembosza, aby zapisał się do PZPR (s. 46) świadczy o słabym rozeznaniu w historii PRL-u. Równie dobrze można by zapytać, czy później nie pojawiły się naciski, aby zapisał się do „Solidarności”. Z kolei pytanie o to, czy wprowadzenie stanu wojennego było legalne (s. 142), może wzbudzić jedynie śmiech i politowanie.

Książka została napisana w pół roku, co przekłada się na jej merytoryczne braki. Autor wywiadu we wstępie zaznacza, że celowo zrezygnował z przypisów, uznając je za zbędne, trudno jednak potraktować poważnie taką deklarację. Brak objaśnień okazuje się dużym błędem i wydaje się oczywiste, że profesjonalista by tak nie postąpił. Skąd niby mamy wiedzieć, kim był Zdzisław Zięba (s. 50) i dlaczego jego przeszłość jest niejasna? A wspomniana sędzia „Brzytewka” (s. 53)? Z kolei skrót KBW może być przecież rozszyfrowany przez niezorientowanego czytelnika jako choćby Krajowe Biuro Wyborcze. Jeżeli w rozmowie została już poruszona kwestia prokuratorów i sędziów z „Solidarności”, to warto było dodać na marginesie, że jedyną osobą z tego grona internowaną w stanie wojennym był prokurator Stefan Śnieżko z Olsztyna. Wiedza młodego historyka z zakresu najnowszych dziejów Polski pozostawia wiele do życzenia. Wydaje się, że przed rozpoczęciem pracy nad książką badacz zapoznał się jedynie z historią polityczną III RP pióra Antoniego Dudka, a w przypadku okresu Polski Ludowej potrzeba mu jeszcze lat żmudnej pracy i wielu lektur. Wspominając o okresie studiów bohatera wywiadu  (1949-1953), Zakroczymski pisze przykładowo: w tamtych czasach działało jeszcze wiele oddziałów leśnych, dziś nazywanych „żołnierzami wyklętymi” (s. 35). Czy aby na pewno tych formacji było wówczas tak wiele? Lektura Atlasu polskiego podziemia niepodległościowego 1944–1956  stanowiłaby z pewnością zimny prysznic dla autora wywiadu.

Inną słabością książki są ewidentne pomyłki. Raz mowa o słynnym wystąpieniu Adama Strzembosza w marcu (s. 93), innym razem zaś w kwietniu (s. 98).  Brat głównego bohatera  prowadził zajęcia na Wydziale Humanistycznym KUL a nie – jak napisano – na Wydziale Historycznym (s. 136), bo takowy nigdy nie istniał. Według Encyklopedii Solidarności Strzembosz był Wykładowcą Akademii Polonijnej w Częstochowie do 2003, a nie 2004 roku (s. 11). Nie istniało także nigdy Muzeum m.st. Warszawy (s. 39) – w latach 1949-2014 placówka nosiła nazwę Muzeum Historyczne m.st. Warszawy. Podobnie nie ma Instytutu Historycznego PAN (s. 88), tylko Instytut Historii PAN. Można przytoczyć w tym miejscu jeszcze wiele błędów i uchybień warsztatowych młodego historyka, nie jest jednak moim zamierzeniem sporządzanie erraty do książki. W pracy uderza przede wszystkim brak jakiejkolwiek bibliografii.

Stanisław Zakroczymski wydaje się pozbawiony wnikliwości i krytycyzmu. Jawi się na kartach książki jako słaby rozmówca i kiepski dziennikarz, który nie był w stanie koordynować rozmowy i wzbogacać jej o dodatkowe wątki. Brak dostatecznej mobilizacji i przygotowania odbił się negatywnie na całości publikacji. Praca nie jest zapisem autentycznej rozmowy, w której wiele myśli pojawia się spontanicznie, a opowieść toczy się własnym rytmem. Wywiad-rzeka z profesorem Strzemboszem mógłby stanowić interesującą lekcję najnowszej historii Polski – tak się jednak nie stało. Zbyt częste odwołania do współczesnych wydarzeń spowodowały pewien zgrzyt, w konsekwencji którego hucznie reklamowana pozycja stała się wiecem przeciwko dzisiejszej sytuacji politycznej. A wiecowanie ma swoje prawa i nie zawsze najmądrzejsze oblicze. Książka z pewnością usatysfakcjonuje jednak tych, który zadowalają się prostymi, jednoznacznymi ocenami oraz czarno-białą wizją historii.