Zakonnica w filmie albo jest oszukana (bo przebrana) jak Whoopi Goldberg, albo surowa, despotyczna, pełna żółci jak w… naprawdę wielu filmach. Reżyserka “Niewinnych” Anne Fontaine podjęła próbę wyjścia poza te proste schematy.
Rozwińmy temat i pobawmy się w ludzi, którzy oglądają dużo filmów. I w dodatku się na nich znają. Z jednej strony mamy więc radosne podrygiwania, clap your hand, shake your body, promienne uśmiechy – tak jak w “Zakonnicy w przebraniu”. Jest jeszcze urocza wariatka drogowa z “Żandarma z Saint-Tropez” ze śmiesznym kornetem.
Z racji tego, że nie każda zakonnica to gospelmama, mamy i drugą stronę. Według niej zakonnica jest opętana – jak wspaniała Lucyna Winnicka w “Matce Joannie od aniołów” lub też Anna Radwan z filmowego koszmarka “W imieniu diabła”. Musi być także staroświecka i przedsoborowa – jak Meryl Streep w “Wątpliwości”. A już na pewno musi mieć ściśnięte usta i gotową do strzyżenia golarkę jak siostra Bridget w “Siostrach Magdalenkach”. Sucha, skrzywiona i wredna – to najczęściej występujący obraz zakonnic w popkulturze. Nie trzeba chyba mówić, że niesprawiedliwy.
Zakonnice odchodzą po cichu? One wszystko robią po cichu
Nie tak dawno w Krytyce Politycznej wyszła książka “Zakonnice odchodzą po cichu”. To reportaż o dwóch byłych siostrach, które opuściły klasztorne mury i związały się ze sobą. Kotrapunktem dla opowieści jest przypadek księdza Charamzy i jego Eduardo – on odszedł głośno i z przytupem. Do zakonnic, nawet tych byłych, trudno dotrzeć – nie są najlepsze w pijarze i networkingu. Tytuł reportażu jest więc bardzo trafiony – siostry rzeczywiście odchodzą po cichu, tyle tylko, że one wszystko robią po cichu.
Zakon jest nie do pojęcia z punktu widzenia dzisiejszego człowieka – cela, milczenie, posłuszeństwo, modlitwa i rozmyślania. Wyrzeczenie się siebie. Kamedułki na przykład – ale odlot. Przecież życie trzeba smakować, brać całą piersią, chodzić na wiksy, realizować się, wciągać kokę z murzyńskiego brzucha i tak dalej, i tak dalej. A tu tylko posłuszeństwo i ufność – z tym chyba słabo byśmy sobie poradzili. Rewolucja ’68? Please, bicz – zakon to jest dopiero prawdziwa kontrkultura.
Niewinne, czyli gwałt razy dwa
Jest grudzień 1945 roku, skończyła się jedna okupacja, zaczęła się druga. Po lasach grasuje zaprzyjaźniona armia wyzwoleńcza i napada wszystko, co się rusza. Wyzwala i bierze sobie ziemię we władanie. Bierze sobie również siostry. Tak, zapalmy im świeczki na grobach! Fizyczny ból, upokorzenie, ciąża, trauma, ale także – zbezczeszczenie. Niedochowanie (z nie swojej winy!) ślubów czystości to kolejny gwałt. Oprócz tego nieoczekiwane macierzyństwo. Są także wątpliwości – przecież z Bogiem wszystko miało być takie łatwe: tak – tak, a nie – nie.
A łatwe nie jest. Dziwię się Andrzejowi Horubale, który z taką łatwością osądza “demoniczną matkę przełożoną”. To postać niejednoznaczna – dbająca o siostry (co matka to matka), próbująca ocalić je przed kolejnym sowieckim gwałt party (scena z wtargnięciem sołdatów). W dodatku sama ciężarna. I z syfilisem (dla niewtajemniczonych – kiła zmienia choremu mózg). To zakonnica złożona – nie prosta gospelmama, ani nie sadystka. A na dodatek kapitalnie zagrana przez Agatę Kuleszę.
W obrazie Anne Fontaine habit sióstr zakonnych wiele przesłania – nie wiemy dokładnie, które zakonnice są w ciąży. Niczego nie widać dokładnie. A jak czegoś nie widać, to trzeba się lepiej przyjrzeć. Zwłaszcza, jeśli to świat dla nas niewyobrażalny – straumatyzowany i wojenny. Zakonny.
Magdalena Osińska – polonistka i sekretarz redakcji Frondy LUX