Aparat bezpieczeństwa Polski Ludowej był jednym z fundamentów, na którym oparła się komunistyczna władza. Nie mogło być zresztą inaczej. Pamiętać bowiem należy, że każdy system totalitarny, a komunizm, w szczególności w stalinowskim wydaniu był takim systemem.
Inne teksty z miesięcznika LUX 5/6 (2021) Komunizm
W Polsce Ludowej okresu stalinowskiego rolę policji politycznej odgrywało osławione Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego i jego terenowe odpowiedniki. Pieczę nad tworzeniem i działalnością tej instytucji mieli przede wszystkim polscy komuniści, których Józef Stalin namaścił i skierował do pracy w Biurze Politycznym Komitetu Centralnego PPR/PZPR. Tym samym, co warto w tym miejscu podkreślić – bezpieka zawsze podlegała kierownictwu partyjnemu. W połowie lat 50. XX w., kiedy to w Polsce próbowano nieudolnie rozliczyć zbrodnie stalinowskie, wysocy rangą i stopniem służbowym działacze PZPR starali się przekonywać, że w pewnym momencie aparat bezpieczeństwa „zerwał się ze smyczy” Biuru Politycznemu. To zaś miało doprowadzić do nieokiełznanego przez nikogo terroru powszechnego, który zapanował w Polsce od 1948 r. Oczywiście narracja ta była całkowicie nieprawdziwa, gdyż stalinowskie bezprawie było całkowicie akceptowane przez ówczesną władzę państwową. Co więcej, to właśnie Biuro Polityczne swoimi decyzjami i wytycznymi nakręcało spiralę przemocy.
Terror ten nie byłby jednak możliwy bez ludzi, którzy z jednej strony nim zarządzali, z drugiej zaś wykonywali rozkazy. Mam tutaj na myśli funkcjonariuszy „bezpieczeństwa”, jak w ówczesnym żargonie określana była bezpieka. Ludzie ci, szczególnie w pierwszym okresie, kształtowania aparatu bezpieczeństwa, nauki pobierali od swoich „mistrzów”, czyli pracowników osławionych sowieckich instytucji, takich jak Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych – NKWD, czy też kontrwywiad wojskowy – Smiersz. Funkcjonariusze wpajali pracownikom MBP sowieckie metody pracy operacyjnej czy też sposoby prowadzenia śledztw. A wszystko to w imię tzw. walki klasowej, z której Stalin uczynił jedną z głównych zasad swojej zbrodniczej polityki.
Aby jednak walka klasowa (czytaj terror) mogła zostać podjęta, potrzebna była armia ludzi, którzy mieli zapełnić etaty w komunistycznym aparacie represji w Polsce. Początkowo klucz doboru kadr do „bezpieczeństwa” miał być niezwykle prosty. Wspominał o nim po latach szef bezpieki Stanisław Radkiewicz. W 1961 r. mówił on: „Mieliśmy olbrzymie trudności z kadrą. Ale przy montowaniu aparatu bezpieczeństwa i milicji stosowaliśmy jedną generalną zasadę – przyjmowaliśmy do pracy ludzi politycznie pewnych”. Czy jednak słowa Radkiewicza odpowiadają prawdzie?
Jak to często w historii bywa, odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna. Wręcz przeciwnie. Niemniej dziś można pokusić się o stwierdzenie, że zdecydowana większość kadry kierowniczej, która była w bezpiece zatrudniania w latach 1944-1945 było ideowymi komunistami, fanatycznie wręcz oddanymi „sprawie”.
Zupełnie odwrotnie było jednak z szeregowymi pracownikami poszczególnych pionów MBP. W zdecydowanej większości byli to ludzie, którzy przed II wojną światową nie mieli żadnych związków z ruchem komunistycznym. Byli wówczas albo zbyt młodzi na taką aktywność, albo też wychowywali się w rodzinach, w których komunizm był potępiany, bądź też o takiej politycznej ideologii nigdy nie słyszeli.
W pewnym momencie swojego życia trafili jednak do bezpieki. Nie można ich jednak nazwać ideowymi komunistami. Ba! W chwili rozpoczynania służby w organach represji nie byli nawet tzw. zwykłymi komunistami. Co więcej, być może nawet nigdy nimi nie zostali, pomimo, iż posiadali pepeerowskie, a potem pezetpeerowskie legitymacje.
W bezpiece zostali zatrudnieni z bardzo różnych powodów. Jedni chcieli pokosztować pracy w zupełnie nowej, jak na warunki polskie instytucji. Inni zamierzali zemścić się na Niemcach, od których doznali upokorzeń w okresie II wojny światowej. Kolejni trafili tam, gdyż szukali awansu społecznego. A „bezpieczeństwo” takowy awans dawało, szczególnie w okresie, gdy władza „ludowa” już trochę okrzepła. Ponadto bezpieka dawała także dość spore poczucie władzy i wpływów. Nawet wtedy kiedy te elementy były ograniczone, poprzez decyzje i rozkazy przełożonych, to wielu funkcjonariuszy, szczególnie tych pracujących w pionach operacyjnych, miało świadomość znaczenia instytucji, w której pracują. To był kolejny „afrodyzjak”, który jednak w wielu przypadkach ujawniał się dopiero po jakimś czasie służby.
Następni funkcjonariusze, składający podania o przyjęcie do MBP byli do tego namawiani przez brata, ojca czy też teścia, którzy już tam pracowali. Byli również i tacy, którzy najpierw cierpieli męki w sowieckich łagrach, a potem trafili tzw. Armii Berlina, a stamtąd do specjalnej szkoły w Kujbyszewie. Tam byli ideologicznie obrabiani przez speców z NKWD i w 1944 i 1945 r. zasilali szeregi bezpieki, stając się bezwzględnymi janczarami komunizmu.
Wyżej przedstawione przykłady można mnożyć. Są one dość istotne, gdyż pokazują, że gros bezpieczników, przyjmowanych do służby w pierwszych latach istnienia „bezpieczeństwa” nie szło tam z pobudek ideowych; aby „bronić robotnika i chłopa przed wyzyskiwaczami”. Ludzie wstępujący wówczas do pracy w MBP robili to głównie z przyczyn: finansowych, koniunkturalnych, prestiżowych, a nawet uczuciowych, itd. Potem gdy już zaczęli uczęszczać na partyjne nasiadówki zorganizowane w każdej komórce każdego (dosłownie każdego) zakładu pracy istniejącego w tamtej Polsce, być może tymi komunistami się stawali. Ale i to, jak napisałem już wcześniej, nie jest pewne.
Oczywiście wśród niskich rangą funkcjonariuszy, przyjętych do służby w 1944 czy też w 1945 r. byli i tacy, którzy komunizm „wyssali z mlekiem matki”, lub też zetknęli się z nim podczas II wojny światowej. Byli np. gwardzistami ludowymi. Tak na przykład było z Jerzym Kilanowiczem, pierwszym szefem bezpieki w Szczecinie, a prywatnie bratem osławionego komunistycznego watażki Grzegorza Korczyńskiego.
Pomimo że Kilanowicz miał nikłe pojęcie o działalności bezpieki i niewielki partyjny staż został w 1945 r. wysłany na Pomorze Zachodnie, gdzie miał budować struktury „bezpieczeństwa”. Była to jednak jeden z niewielu przykładów osób, które zaczęły piastować ważne stanowisko bez odpowiedniego przygotowania. W 1944/1945 r. kierownikami, czy też dyrektorami bezpieczniackim pionów zostawali ludzie o długim partyjnym stażu. Byli to działacze KPP, KPZB czy też KPZU. Wśród nich byli m.in. Julia Brystiger, Józef Czaplicki, Józef Kratko, Roman Romkowski, Józef Różański i wielu innych. Ludzie ci byli wypróbowanymi w boju komunistami, z wieloletnim partyjnym doświadczeniem i nieraz sprawdzoną wobec Stalina lojalnością. Doskonałym przykładem takiego typu człowieka był Różański. W okresie II wojny światowej komunistyczny głód o mało co nie zabił jego córki. Różański, posługujący się wówczas nazwiskiem swojego ojca tj. Goldberg, pozostał jednak wierny zbrodniczej ideologii i stał się później twarzą stalinizmu w Polsce. Innym przykładem fanatyka był Kratko. W 1949 r. był w stanie oddać wszystkie odznaczenia przyznane mu przez jugosłowiańskie władze. A wszystko w imię wierności Stalinowi… Wszystko, co robili, jako wysocy rangą i pozycją pracownicy organów bezpieczeństwa Polski Ludowej, a robili niekiedy rzeczy straszne i zbrodnicze, czynili w imię komunistycznych ideałów. Oczywiście w żaden sposób ich to nie usprawiedliwia. Pokazuje to jednak dobitnie, co w praktyce, w warunkach autorytarnego państwa oznacza fanatyzm.
Inne teksty z miesięcznika LUX 5/6 (2021) Komunizm
PAWEŁ SZTAMA: BBH IPN, UMCS w Lublinie