PAWEŁ SZTAMA – NIEPRAWDZIWE NAWRÓCENIE. RZECZ O JULII BRYSTIGER

Laski to niewielka miejscowość, leżąca na północny-wschód od Warszawy, na skraju Puszczy Kampinoskiej. Znajduje się tam Zakład dla Ociemniałych Dzieci, prowadzony przez siostry zakonne. To właśnie tutaj, w okresie II wojny światowej przebywał późniejszy Prymas Polski ks. Stefan Wyszyński. W latach 60. przyjeżdżała tam także postać mroczna,  jeżeli weźmiemy pod uwagę jej życie i działalność – płk Julia Brystiger.

Brystiger była osobowością bardzo skomplikowaną. Z jednej strony kobieta ta miała „papiery” na to, aby zostać nieprzeciętną humanistką. Z drugiej została symbolem stalinowskiej Polski. Kim zatem była towarzyszka, którą swojego czasu zaczęto określać jako „Krwawą Lunę”? Brystgier urodziła się w 1902 r. na Kresach Wschodnich, a dokładnie w Stryju, jako Julia Prajs. Nie pochodziła ona jak wielu działaczy komunistycznych z rodziny ubogiej. Wręcz przeciwnie. Jej rodzicie byli aptekarzami, którym nieźle się powodziło. Choćby z tego powodu mogli bez większych problemów łożyć pieniądze na wykształcenie czworga swoich dzieci. Dzięki temu Julia mogła odebrać solidną edukację najpierw w szkole powszechnej, potem w gimnazjum, a na końcu na jednej z najlepszej wówczas polskiej uczelni – Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie.  

Przebywając w uniwersyteckich murach, Brystiger zainteresowała się na tyle mocno wiekami średnimi, że zaczęła uczęszczać na seminarium mediewistyczne prof. Jana Ptaśnika – jednego z najlepszych wtenczas specjalistów, zajmujących się średniowieczem. Ostatecznie w 1926 r. obroniła rozprawę doktorską nt. Mikołaja Lasockiego. Człowiek ten był bardzo bliskim współpracownikiem króla Władysława Jagiełły, a także biskupem kujawsko-pomorskim. Można zatem pokusić się o stwierdzenie, że Kościół katolicki był Julii „bliski” na różnych etapach jej życia…

W drugiej połowie lat 20. Brystigerowa wyjechała do Francji, gdzie przez rok studiowała na paryskiej Sorbonie. Po powrocie chciała skupić się na pracy nauczycielki. Po uzyskaniu odpowiednich pozwoleń przybyła do Wilna i została zatrudniona w żeńskim gimnazjum im. Epsteina. Jej belferska kariera nie trwała jednak zbyt długo. Na drugi plan odeszły, a w zasadzie na wiele lat poszły w zapomnienie jej humanistyczne ciągoty. Był to bowiem moment, w którym najważniejsze dla niej stawały się dla niej komunistyczne idee.

Brystigerowa, przebywając jeszcze w Wilnie, wzięła udział w strajku nauczycielskim. Po tym wydarzeniu została wydalona z gimnazjum. Był to przełomowy moment w jej życiu, gdyż wówczas wróciła do Lwowa, została przyjęta w szeregi Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi i rzuciła się w wir nielegalnej, antypolskiej działalności.

Zresztą za tę aktywność była kilkakrotnie zatrzymywana. Ostatni raz miało to miejsce w roku 1937 r. Skazano ją wówczas na dwa lata pozbawienia wolności. Lwowskie więzienie Brygidki, w którym odsiadywała wyrok, opuściła krótko przed wybuchem II wojny światowej. Wówczas, gdy komunistyczne partie działające w Polsce przed 1939 r. przestała istnieć, a ich liderzy byli mordowani w moskiewskich kazamatach na rozkaz Józefa Stalina, „Luna” skupiła się na pomocy różnym komunistycznym działaczom. Przykładowo jej znajomości i układów, już po rozpoczęciu działań wojennych skorzystał ślusarz z Krosna, niejaki… Władysław Gomułka.

Gdy wybuchła wojna niemiecko-sowiecka Julia wyjechała do Samarkandy, a potem do Moskwy. Tam nawiązała kontakt z późniejszymi tuzami stalinowskiej Polski – Jakubem Bermanem oraz Hilarym Mincem. Dzięki tym znajomościom piastowała ważne funkcje w Zawiązku Patriotów Polskich. Następnie, krótko po utworzeniu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego przyjechała do Polski i została skierowana do pracy w bezpiece. Bywała wówczas określana mianem „piątej wiceminister od bezpieczeństwa”, choć formalnie nigdy takiego stanowiska nie piastowała. Posiadała jednak potężne wpływy.

W 1945 r. objęła stanowisko dyrektora Departamentu V Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, gdzie miała bardzo szerokie kompetencje. Jej podwładni zwalczali, czy też – jak mówiło się w resortowym żargonie – „zabezpieczali operacyjnie” działaczy opozycyjnych wobec Polskiej Partii Robotniczej partii politycznych, różnego rodzaju instytucje kulturowe, czy też młodzieżowe. Najważniejsze jej zadania dotyczyło jednak zwalczania kościoła katolickiego, który był „ością” w komunistycznym „gardle”. Temu zadaniu „Luna” poświęciła masę czasu i energii. . Księża byli zatrzymani i przechodzili przez ciężkie śledztwa. Represje dotknęły również wysokich rangą hierarchów kościelnych, zakonnice i zakonników, a także osoby świeckie współpracujące z instytucjami kościelnymi.

Jeszcze w 1953 r. Julia została rzucona na inny, aniżeli “religijny” odcinek bezpieczniackiej pracy. Przykładowo wykorzystywano ją do załatwienia bardzo wielu delikatnych spraw. Tak było wówczas, gdy postanowiono uwolnić zatrzymanego w 1949 r. Amerykanina Hermana Fielda. To właśnie „Luna” rozmawiała z nim pod koniec jego odsiadki w osławionym areszcie w podwarszawskim Miedzeszynie.

Z bezpieki Brystigerowa odeszła pod koniec 1956 r. Przez kilka kolejnych lat obawiała się, że peerelowscy prokuratorzy zaczną drążyć w dowodach i oskarżą ją o tzw. łamanie praworządności. Jak się jednak okazało, na ławie oskarżonych posadzono wówczas m.in. człowieka, którego autentycznie nienawidziła – Józefa Różańskiego.

W latach 60. Brystiger skupiła się na działalności pisarskiej. Przygotowała nawet trzy książki, w tym autobiograficzną powieść „Krzywe litery”. Niemniej jednak to nie ta aktywność zaczęła interesować funkcjonariuszy Departamentu III MSW. Przede wszystkim zaczęto oskarżać ją oto, że utrzymywała kontakty z osobami o nastawieniu rewizjonistyczno-syjonistycznym. W trakcie rozpracowania wyszło nawet na jaw, że Julia zaczęła wyjeżdżać do Zakładu dla Ociemniałych w Laskach. Po latach ks. Antoni Marylski, który był prezesem Towarzystwa Opiekli nad Ociemniałymi, był przekonany, że „Luna” jeździła tam po to, aby odkupić swoje winy. Marylski twierdził, że Brystigerowa „teraz uświadomiła sobie, ile zła i nieszczęścia wielu ludziom swym nieludzkim postępowaniem sprawiła, i stara się obecnie nowym chrześcijańskim życiem jeszcze wiele naprawić”. Co więcej, twierdził on, że Julia była „na drodze do nawrotu [chrześcijańskiego]”.

Słowa ta były jednak zbyt piękne, aby były odzwierciedlały rzeczywistość. Przede wszystkim „Luna” nigdy nie zmieniła stosunku do Kościoła katolickiego. Opinię na temat instytucji miała wyrobioną od wielu lat i nawet wówczas, gdy już nie była prominentnym ubekiem, wyrażała się o nim negatywnie. Wrogo wypowiadała się jednocześnie o wysokich hierarchach kościelnych, w tym m.in. o papieżach – Janie XXIII i Pawle VI, jak i o księżach niższego szczebla, a także braciach i siostrach zakonnych. Krytykowała również politykę prowadzoną przez Kościół.

Rodzi się zatem pytanie – co skłoniło byłą oficer aparatu bezpieczeństwa do cyklicznego odwiedzania miejsca, w którym pracowały siostry zakonne oraz osoby blisko związane z instytucją Kościoła? Odpowiedź jest bardzo prosta. Powodem dla których odwiedzała ona Laski, była jej znajomość z siostrą Bonifacją, która pracowała w Zakładzie dla Ociemniałych. Obie kobiety miały żydowskie korzenie i pochodziły z Kresów. Z tym że „Luna” poszła swoją drogą i stała się jednym ze stalinowskich symboli. Siostra Bonifacja poświęciła natomiast solidną część swojego życia osobom potrzebującym.

Ostatecznie Brystigerowa była w Laskach kilka razy. Ostatni jej pobyt w tej miejscowości zarejestrowano w 1962 r. Jest zatem niemal pewne, że nawrócenie komunistki i prominentnej pracownicy bezpieki było fikcją. Być może przekonanie to wzięło się z rzekomych legend i opowieści, przekazywanych przez samą „Lunę”, jakoby miała ona utrzymywać przyjazne relacje z osobami wierzącymi. Nawrócenie Julii w istocie nie miało nigdy miejsca, a ostatecznym na to dowodem jest jej grób na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Na pomniku nagrobnym krzyża nigdy nie było, nie ma i zapewne nie będzie…

PAWEŁ SZTAMA – BBH IPN, UMCS w Lublinie