PIOTR KRAJSKI – FIKCJA I RZECZYWISTOŚĆ – PROPAGANDA I CENZURA W KINIE „MADE IN USA“

„Wolność wypowiedzi jest karalna- Gilead czy rzeczywistość?“ –  jedno z pytań reklamujących czwarty sezon Pamiętnika podręcznej dobrze ukazuje sposób widzenia świata przez lewicowych twórców. Uwidacznia także pewien paradoks.

Inne teksty z miesięcznika LUX 5/6 (2021) Komunizm

Serial na postawie powieści Margaret Atwood opowiada o dyktaturze o religijnym podłożu w alternatywnej Ameryce- republice Gilead (odniesienie do krainy ze Starego Testamentu) . Ta w  brutalny sposób ubezwłasnowolnia kobiety. Sugestia w kampanii reklamowej jest prosta: świat wokół nas nie różni się od tego z fikcyjnej historii. Można zadać jednak pytanie. Czy lewicowe filmy i seriale spotykają się z problemem ostracyzmu lub cenzury? Czy jednak o braku wolność wypowiedzi mogłaby się wypowiedzieć inna strona w tym ideowym sporze?

Warto spojrzeć na ostatnią galę rozdania Oscarów. Na pierwszy rzut oka doceniono przede wszystkim autorskie kino. Główną nagrodę zgarnęła opowieść o współczesnych nomadach (specyficzne jednak, że  w filmie o ludziach często zmuszonych do włóczęgi przez wielkie korporacje zapewniono sporą reklamę Amazonowi), ojcu zmagającym się alzheimerem czy historii umykającej w złote czasy Hollywood. Wśród obrazów nominowanych i po części nagrodzonych znalazły się także dwa inne znaczące tytuły. Proces z Siódemki z Chicago oraz Judas and the Black Messiah.

Proces Siódemki… w reżyserii Aarona Sorkina skupia się na procesie wytoczonym organizatorom antywojennych protestów w 1968 r. Od początku sugerowane jest jego pokojowe nastawienie, ale jednocześnie John Rubin uczy uczniów jak konstruować butelki z benzyną, a przywódca Czarnych Panter Bobby Seale przekonuje o pokojowych zamiarach na tle otwartej szafy wypełnionej bronią. Choć Sorkin podkreśla, że protest współorganizowały różne grupy o nieco innym zapatrywaniu się na rewolucję, to uderza fakt, że trudno dostrzec w którymś z organizatorów radykalne poglądy. Nawet wspomniana scena z butelkami z benzyną, czy mówienie o tym, by „na ogień odpowiadać ogniem”, ujęte są w jakimś komediowym, ironicznym ujęciu odbierającym im większej powagi i znaczenia.

Organizatorzy protestów sugerują, że praktycznie jedynym ich celem ich  było zakończenie wojny w Wietnamie i doprowadzenie do powrotu amerykańskich żołnierzy do domu. Przez film przewija się jednak co jakiś czas dyskusja na temat rewolucji. Sorkin nie rozwija tego wątku, ale John Hayden podkreśla, że rewolucja kulturalna to za mało i trzeba dokonać rewolucji politycznej. Hayden był jednym ze współautorów “Oświadczenia z Port Huron”, które głosiło, że „system polityczny jest niereformowalny i musi zostać obalony” – o tym już jednak Sorkin nie wspomina.

W pewnym momencie Hayden zarzuca także Rubinowi, że przez ich happeningowe akcje cały rewolucyjny ruch nie będzie traktowany poważnie i przez następne 50 lat będą zmuszeni godzić się z politycznym niebytem. Sorkin przez postać Haydena wyraża opinie o porażce lewicowych ruchów w latach 60. a także sugestię, że dopiero od 2020 r. (sic!) mogą urzeczywistniać się ich idee. Proces Siódemki z Chicago tworzy więc pewien mit nie tylko dotyczący lewicowych ruchów lat 60, ale także ich znaczenia współcześnie. Świat w oczach lewicy jawi się jako miejsce opresyjne, gdzie ich idee są ciągle zwalczane a jej przedstawiciele jawnie prześladowani. Społeczeństwo wymaga pełnego przeobrażenia, a inne poglądy są nieakceptowalne. Znamienne jest także to, że niektórzy z recenzentów dostrzegali aktualność filmu: twórcom częściowo udało się zrealizować swój cel .

W jakiś sposób wpisuje się w to Judas and the Black Messiah, opowiadający o Czarnych Panterach, które jawnie odwoływały się do maoizmu i marksizmu, a w 1969 r. uległy jeszcze większej radykalizacji.  W przypadku obu filmów istotnym elementem jest wątek rasowy. Oba można zapewne potraktować jako odniesienie do ruchu Black Lives Matter, warto jednak dostrzec coś innego.

Jakiś czas temu czarnoskóry aktor znany, chociażby z serialu Community Donald Glover wypowiedział się w mediach społecznościowych na temat problemu schematyczności telewizyjnych i kinowych produkcji:

Otrzymujemy nudne rzeczy, a nie nawet nieudane eksperymenty, ponieważ twórcy boją się, że zostaną skasowani. Czują, że mogą eksperymentować jedynie z estetyką.

Trudno nie odnieść wrażenia, że wypowiedź Glovera odnosi się do nieformalnej cenzury. Po części dotknęło to także serialu, w którym występował aktor. Netflix usunął ze swojej biblioteki odcinek Community, w którym bohaterowie odgrywają postaci z gry wyobraźni. Jeden z bohaterów stylizując się na mrocznego elfa, pomalował twarz na czarno. Uznano to za rasistowski „black face”. Co znamiennie w jednym z odcinków Community twórcy naśmiewali się z poprawności politycznej, gdy władze uniwersytetu projektowały uczelnianą maskotkę. By nie urazić nikogo, ani nie promować żadnej płci, czy rasy, maskotką stała się bliżej nieokreślona postać pozbawiona ludzkich cech, o odstraszającej twarzy, bardziej przypominająca potwora, niż człowieka.

Poza przekłamaniami historycznymi poprawność polityczna w kontekście rasowym przenika amerykańskie seriale i filmy. W The Green Khight, filmie stanowiącym nową interpretację legend arturiańskich w rolę Ser Gawain’a wciela się aktor o hinduskich korzeniach. Obrońcy tej decyzji mogą sugerować, że to „jedynie legenda” – jednak mocno zakorzeniona w europejskim średniowieczu. Inny wyrazisty przykład stanowi krytyka serialowej wersji Władcy Pierścieni. Jeden z aktorów skrytykował twórców za brak etnicznej różnorodności w obsadzie. Choć następny przykład dotyczy Wielkiej Brytanii warto wspomnieć także o mającym w tym roku swoją premierę mini serialu o Annie Boleyn, gdzie w główną rolę wciela się czarnoskóra aktorka.

Presja, by w głównych rolach obsadzać aktorów “o nie białym kolorze” skóry prowadzi więc często do negacji realiów historycznych lub kulturowych, przeciwko którym występują lewicowe środowiska tylko wtedy, gdy dotyczy to osób o innym kolorze skóry. Kwestia ta ukazuje także problem ujęty przez Glovera. Autorzy czuja presję, która pozbawia ich wolności twórczej i możliwości podejmowania rzeczywiście autorskich decyzji, gdy nad ich projektami unosi się wymóg obsadzania konkretnych ról. Te presją wzmocniła w ostatnim czasie Amerykańska Akademia Filmowa, określając kryteria wg. jakich kwalifikować będzie filmy do oscarowych nominacji. Choć  niektórzy komentatorzy stopniowali emocje, argumentując, że twórcy nie muszą spełniać wszystkich kryteriów, reżyserzy otrzymali jasny sygnał, jakich tematów  spodziewa się po nich Akademia.

Gdy do tych przykładów dodać działania Netflixa, który posiada specjalny zespół pracowników, przeznaczany do pilnowania wymaganego procentowego udziału mniejszości seksualnych oraz etnicznych w swoich produkcjach zarysowuję się tu obraz sytuacji, w której coraz już mniejszy sens ma zadawanie pytań o to, jak bardzo możemy mówić o przykładach lewicowej propagandy w produkcjach amerykańskich? Coraz trudniej bowiem szukać już dzieł, w których jej nie ma. Kilka miesięcy temu głośno było o wypowiedzi Scorsese, który krytykował coraz większą dominację platform streamingowych i choć główne zarzuty reżyser stawiał w kontekście ryzyka zbytniej komercjalizacji przemysłu filmowego,  to trudno też w tej obawie nie dostrzec zawoalowanej krytyki politpoprawności.

Mocno akcentujące „miesiące dumy“ i polityczną poprawność Netflix czy HBO zaczynają być coraz większymi hegemonami. Gdy dodać do tego załamanie tradycyjnego rynku filmowego z powodu  pandemii, czy przejęcie przez kolejną platformę streamingową – Amazon wytwórni MGM, zarysowuje się dosyć realna wizja ideowej dominacji. Przy platformach znaczenie frekwencji przestaje odgrywać tak dużą rolę, decyduje liczba subskrybentów i ciągła presja poszerzania biblioteki, która pozwala w bardziej dowolny sposób wprowadzać poprawnie polityczne treści.

Zdaje się, że Netflix staje się także ofiarą własnej polityki. Promując tzw. „binde watching“- kompulsywne oglądanie seriali konsumowanych w kilkugodzinnych maratonach, narzucając sobie w ten sposób szaleńcze tempo tworzenia kolejnych produkcji, prowadzi do powstawania schematycznych i przewidywalnych produkcji, w których kuleje na szybko sklecony scenariusz. To jednak niejedyny problem.

Twórcy boją się, że zostaną skasowani. Czują, że mogą eksperymentować jedynie z estetyką – to zdanie odsyła dobrze do początku artykułu i hasła z Pamiętnika podręcznej – to tylko fikcja czy już rzeczywistość?

Inne teksty z miesięcznika LUX 5/6 (2021) Komunizm