Przy stoliku siedzi czwórka mężczyzn. Jeden jest uczniem, dwójka po prawej jego nauczycielami. To pastorzy. Nauczają o Bogu. Nie są jednak zadowoleni z wypowiedzi swojego podopiecznego. Uczeń słyszy:
– Co począć, on nie rozumie pytania! Ale przecież musi wierzyć.
– Ty musisz zwyczajnie wierzyć!
Kolejne słowa wypowiadane przez nauczycieli składają się na powtarzalny refren: „Powtarzaj, powtarzaj, powtarzaj!”
Scena z Zagadki Kaspara Hausera Wernera Herzoga mogłaby stanowić idealny punkt odniesienia dla pewnego współczesnego filmu. Jego twórca musiałby jednak inaczej spojrzeć na poruszany przez siebie temat.
Mowa tu o Porwanym w reżyserii Marco Bellocchio, którego współscenarzystką jest Susanna Nicchiarelli. Film włoskiego reżysera przemyka właściwie przez kina niezauważony, przykryty głośniejszymi premierami w stylu Chłopów i Czasu krwawego księżyca.
Porwany opowiada historię Edgardo Mortary, żydowskiego chłopca, który w 1858 r. w wieku sześciu lat został odebrany rodzinie na polecenie papieża Piusa IX. Decyzja ta miała zostać podjęta w wyniku relacji służącej rodziny, Anny Morisi. Utrzymywała ona, że potajemnie ochrzciła chłopca kilka lat wcześniej. Ówczesne prawo kościelne głosiło, że ochrzczone dziecko musi wychowywać się wśród chrześcijan.
Warto zauważyć, że włoski reżyser miał już w swoim dorobku film o porwaniu. W 2003 roku nakręcił Witaj nocy opowiadający o porwaniu przez członków Czerwonych Brygad Włoskiego premiera Aldo Moro. W dorobku twórcy znajduje się także Czas religii. Film ukazuje historię ateisty, który dowiaduje się, że jego matka może zostać beatyfikowana. Najnowszy film w tym świetle zdaje się stanowić kontynuacje zainteresowań twórcy sprzed lat.
Bellocchio w początkowych sekwencjach skupia się na szczegółowym ukazaniu przebiegu wydarzenia. Po porwaniu chłopca ojciec próbuje odwoływać się u inkwizytora, przełożonego dominikanów. Po stronie rodziny stają także przedstawiciele gminy żydowskiej z Bolonii.
Reżyser odnotowuje także negatywne reakcje światowej prasy i przedstawicieli europejskich państw, a w końcu niewzruszoną postawę wobec nich samego Papieża. W późniejszej części filmu relacjonuje zaś proces, który bada, czy Inkwizytor miał prawo odebrać chłopca.
Bellocchio nie mógł zdecydować się, czym ma być przede wszystkim jego opowieść. Z jednej strony to wspomniana dokumentacja. Skupienie się na detalach, oddanie chłodnym okiem momentu porwania, dyplomatycznych starań i procesu po latach. Reżyser stara się jednocześnie sportretować papieża, oddać sytuacje samego Edgardo, który już jako dorosły kapłan broni papieża, a jednocześnie zderza się z reakcjami własnej rodziny. To także ukazanie etapu edukacji chłopca z ośrodka dla katechumenów. Można do tego dodać jeszcze próbę oceny samego Kościoła w burzliwym okresie politycznych przemian, jest on jednak potraktowany najbardziej pobieżnie.
Ten nadmiar wątków nie sprzyja. W filmie Bellocchio można dostrzec jednak kilka istotnych kwestii. W wielu momentach reżyser rzeczywiście stara się zachować chłodny osąd. Z wyjątkiem kilku scen (czasem mocno satyrycznych), włoski reżyser nie spłyca całej historii do antysemityzmu, nie czyni z przedstawicieli kościoła, czy osób wierzących ziejących nienawiścią fanatyków. Nawet papież, którego Bellocchio przedstawia w najbardziej krytyczny sposób, na negatywne reakcje prasy odpowiada potrzebą ratowania duszy chłopca. W kilku scenach samego Edgardo traktuje jak syna. W podobny sposób reaguje wierząca służąca. Chłodny, ale jednak pozbawione agresji podejście ukazuje w postaci wychowawców z ośrodka, do którego trafia chłopiec. Bellocchio niejako podkreśla, że osoby popierające odebranie chłopca rodzinie, naprawdę wierzą w słuszność tej decyzji. W swoim odczuciu są przekonane, że postępują dobrze.
Istotne jest jednak to, w jaki sposób podchodzą one do kwestii nawrócenia. Właśnie ten temat mógłby stać się motywem przewodnim filmu. Bellocchio sygnalizuje go tylko w kilku scenach. Kiedy sześcioletni Edgardo trafia do ośrodka, szybko uczy się, że przede wszystkim musi naśladować innych. W grupie podobnych mu chłopców powtarza słowa modlitwy, uczy się łacińskich zwrotów w trakcie Eucharystii, choć nie może ich rozumieć. Edgardo zwraca co chwila uwagę na przedstawienia ukrzyżowanego Jezusa. Zdaje się, że jego zbawczy akt schodzi na drugi plan.
Kiedy kilka lat później Edgardo przyjmuje sakrament bierzmowania, słyszy od Biskupa, że odtąd staje się żołnierzem Jezusa i nie może już wyrzec się Boga.
W tym ujęciu formowani chłopcy nie mają prawa do wątpliwości i pytań. Jak we wspomnianej scenie z filmu Herzoga mają przyjąć i powtarzać. Moment zawahania się, słabości może oznaczać ostateczną i niewybaczalną zdradę Boga. Nie ma przestrzeni do słabości, która charakteryzowała nawet samych apostołów.
Można się zastanawiać, jak dalece Bellocchio w sposób wiarygodny oddaje proces formowania religijnego w Państwie Kościelnym w XIX w., niemniej sekwencja z ośrodka dla katechumenów może stanowić dobrą podstawę do zadania kilku istotnych pytań. W jaki sposób uczyć wiary? Czy nawrócenie sprowadza się do przyjęcia nauki, czy wynika z osobistej postawy i przemiany, która dokonuje się wtedy, gdy istnieje wolny wybór?
W pewnym momencie w Państwie Kościelnym wybuchają zamieszki przeciwko władzy Piusa. Grupa żołnierzy wdziera się do seminarium. Wszyscy uciekają poza Edgardo. Naprzeciwko niego staje z karabinem jego brat. Między rodzeństwem wywołuje się burzliwa dyskusja. Brat zachęca kapłana, by dołączył się do powstańców i wrócił do rodziny. Edgardo określa ich jako burzycieli. Gdy słyszy o porwaniu, przekonuje, że sam dokonał wyboru. Słyszy wtedy w odpowiedzi „w wieku 6 lat?”.
Równie istotna jest scena, że kiedy odwiedza matkę na łożu śmierci. Przybywa do niej z wodą święconą. Nie próbuje jej mówić o Bogu i miłosierdziu, niejako automatycznie zakłada jej zgodę.
„Zagadką związaną z tą historią jest nawrócenie Edgarda. Jego nawrócenie, tak absolutne i, wydaje się, że pozbawione wątpliwości, sprawia, że jako postać jest jeszcze ciekawszy… To daje nam dostęp do świata, który dla nas nie istnieje, ale dla wielu osób jest bardzo realny…” – w taki sposób Bellocchio tłumaczył swoje zainteresowanie tą historią. Reżyser nie daje nam jednak w sposób pełny tego dostępu do świata. Przeskakuje cały moment nastoletniego życia Edgardo, kiedy mogłyby się pojawić pierwsze pytania i wątpliwości dotyczące wiary. Moment, w którym bohater próbuje nie tylko powtarzać, ale i zrozumieć. Przez to tak silna, zdecydowana postawa dorosłego już bohatera rzeczywiście stanowi zagadkę. Czy jego wiara jest prawdziwa i dobrowolna, czy w toku nauczania dokonała się w nim osobista przemiana?
Bellocchio sygnalizuje, że ogromne znaczenie ma tu postać Piusa IX. W scenie zabawy w chowanego w ogrodach papieskich papież pozwala schować się Edgardo pod płaszczem, tak jak jego matka pozwalała pod swoją suknią. Pius staje się dla niego całą rodziną. Gdy papież odwiedza jeden z kościołów, pełny uniesienia dorosły już Edgardo rzuca się na biskupa Rzymu, przewracając go na podłogę. Ten każe swojemu wychowankowi w ramach zadośćuczynienia okazać pełnie posłuszeństwo. Ma w postawie klęczącej zaznaczyć językiem na posadzce świątyni znak krzyża. Edgardo robi to bez wahania.
Bellochio w wywiadach wspomina o syndromie sztokholmskim. W tym jejciu nawrócenie chłopca reżyser zdaje się sprowadzać do roli uzależnionej ofiary. Edgardo zdaje się widzieć papieża nie tylko jako wychowawcę, czy autorytet. Jest dla niego całym światem. Czy papież może przesłaniać mu nawet samego Boga?
To kolejne ważne pytanie, które ginie pod natłokiem wątków w filmie. Ryzyko kultu jednostki, które przesłania samego Boga. Rodzi pytanie o to, czym jest autorytet papieża, z czego bierze początek, czemu służy. Czy nie jest on pierwszym pośród służących, wskazującym na tego, który jest wyżej?
U Bellocchio nie ma jednak teologii, odniesień do Biblii, religijnych analogii, do których próbowaliby sięgać wierzący, aby wyjaśnić położenie zagubionemu Edgardo.
W odniesieniu do Kościoła reżyser zachowuje postawę zewnętrzną, pełną zdziwienia, ale nie pozbawioną także pewnej oceny.
Bellocchio ukazuje moment powstania w Państwie Kościelnym. Gdy papież spotyka się z kardynałami, jeden z nich stwierdza, że lepiej umrzeć w blasku wszystkich dystynkcji, niż pójść na jakikolwiek kompromis. Papież zarządza, by chroniono skarbiec. Bellocchio spogląda na Kościół z perspektywy traconej władzy, w której blasku giną religijne motywacje. W jakiś sposób zdecydowana relacje papieża wobec żydowskiej rodziny można odczytywać też w taki sposób: jako próbę pokazania autorytetu, który nie głosi ewangelii, ale przymusza.
Portret papieża nie jest pełny. To ktoś to potrafi żarliwie się modlić, a jednocześnie poniżać wysłanników żydowskich gmin. To ktoś, kto okazuje niemal ojcowskie uczucia, a jednocześnie ośmiesza. Bellocchio rezygnuje z całego politycznego kontekstu. Wiosna Ludów, jednoczenie się Włoch, wojna z Austrią, przemiany polityczne i społeczne. Każdy z tych kontekstów pozwalałby szerzej spojrzeć na wybory papieża. To jednak wymagałoby skupienia się na biografii, a włoski reżyser prześlizguje się po wszystkich poruszonych tematach. Być może do tego przydałby się ktoś z wizją i rozmachem Sorrentino, ale jednocześnie ze spojrzeniem z wewnątrz, dla kogo świat wiary „jest bardziej realny”. Tylko czy jest gdzieś obecnie taki twórca?