Gdybyśmy byli mózgami w naczyniu i wypowiedzieli zdanie: jesteśmy mózgami w naczyniu, to owo zdanie znaczyłoby mniej więcej to, że jesteśmy mózgami w naczyniu w świecie zbiorowej halucynacji (bo nie moglibyśmy, jako mózgi w naczyniu, odnieść się do czegoś zewnętrznego)
Wstęp
W Medytacjach o pierwszej filozofii Kartezjusz wprowadza postać złośliwego demona, który jest w stanie – i faktycznie to czyni – zwodzić nas co do wszystkiego, czego doświadczamy. Podsuwa nam różne obrazy, sprawia, że wydaje się nam, iż posiadamy ciało, a nawet powoduje powstanie w naszych głowach określonych myśli. Tak naprawdę, przynajmniej na pierwszy rzut oka, nie możemy być pewni, czy aby rzeczywiście tak nie jest. A co jeżeli faktycznie jakiś złośliwy demon tworzy całą rzeczywistość dookoła mnie i kieruje moimi działaniami, zaś moje poczucie wolnej woli jest… No właśnie, jedynie poczuciem. W nieco nowszej wersji opowiastki o demonie mówi się o złym naukowcu, który zamyka nas w swoim laboratorium i bezczelnie grzebie w naszym mózgu i neuronach, powodując w naszych umysłach złudzenia, jakie mu się tylko podoba. Bodajże najbardziej znaną egzemplifikacją tego typu pomysłów na gruncie kultury jest film Matrix, w którym ludzie, wykorzystywani przez sztuczną inteligencję jako źródło energii, są umiejscowieni w specjalnych maszynach oraz podłączeni do programu komputerowego symulującego zupełnie inny świat od tego, w którym naprawdę się znajdują. Oczywiście między złośliwym demonem a maszynami, które nas obezwładniły, jest znacząca różnica. Od wpływu tego pierwszego nie ma ucieczki, nie mamy jak z nim walczyć (chyba że za pomocą rozumowania filozoficznego, jak to czyni Kartezjusz), a jedyne, czego możemy być pewni, to że istniejemy w momencie, gdy myślimy, że istniejemy. Tego typu sceptycyzm nazywa się sceptycyzmem radykalnym lub globalnym, odróżniając go od, równie częstych w tekstach filozoficznych, sceptycyzmów lokalnych, czyli takich, które dotyczą jakiegoś wycinka wiedzy, na przykład wiedzy dotyczącej przeszłości lub istnienia innych umysłów. Sceptyk to ktoś, kto podważa prawomocność pewnych sądów; mówi nam, że nie możemy wiedzieć, przykładowo, czy istnieje Bóg. Problem sceptycyzmu istnieje od samego początku filozofii i według niektórych stanowi jedną z najważniejszych kwestii filozoficznych w ogóle.
Powszechnie w literaturze filozoficznej przyjmuje się, że współczesną wersją problemu złośliwego demona jest argument z mózgów w naczyniu, wysuwany przez zmarłego niedawno Hilarego Putnama. Argument ten, wyrażony w krótkim artykule z 1981 roku pt. Mózgi w naczyniu (po polsku dostępny w tomie Wiele twarzy realizmu i inne eseje), stosuje się do odparcia pewnej formy sceptycyzmu, mianowicie sceptycyzmu, który głosi, że być może jesteśmy mózgami w naczyniu, a cała otaczająca nas rzeczywistość to jedynie złudzenie. Argument mózgów w naczyniu wywołał wiele gorących dyskusji i polemik, które – jak de facto wszystkie w filozofii – trwają do dziś. Na temat argumentacji Putnama powstały i wciąż powstają nie tylko liczne artykuły, ale nawet całe prace dyplomowe i książki.
Postaram się w jak najprostszy sposób przedstawić argument Putnama za tezą, że nie jesteśmy i nie możemy być mózgami w naczyniu. Zainteresowanych czytelników odsyłam do oryginalnego artykułu, a także do dwóch innych: Dlaczego świat nie jest wyrobem gotowym oraz Znaczenie wyrazu „znaczenie” (oba znajdują się we wspomnianych Wielu twarzach realizmu…). Chciałbym podkreślić, że poniższa rekonstrukcja jest siłą rzeczy fragmentaryczna, tj. nie skupiam się na wszystkich szczegółach, w jakie wchodzi Putnam. Może się okazać, że czytelnik wpadnie na pomysł różnych zarzutów wobec jego argumentacji – warto wtedy sięgnąć do samego źródła i zobaczyć, czy przypadkiem Putnam już na ten lub inny zarzut nie odpowiedział.
Mózgi w naczyniu
Wyobraźmy sobie, że wszystkie istoty żywe, w tym oczywiście ludzie, są mózgami w naczyniu. Nie istnieje jednak żaden szalony naukowiec, który stworzył całą tę machinerię i który zarządza przeżyciami owych mózgów. Putnam proponuje, byśmy pomyśleli o takim scenariuszu, w którym nie ma istoty odpowiedzialnej za tę sytuację: po prostu wszechświat jest taki, że istnieje wiele naczyń, a w nich mózgi podłączone do superkomputera. Co więcej, urządzenia, w których znajdują się mózgi, tworzą zbiorową halucynację – w tym sensie, że gdy ja właśnie siedzę przy laptopie i piszę niniejszy tekst (tzn. wydaje mi się, że siedzę, i wydaje mi się, że piszę), zaś obok mnie pracuje mój kolega, to on z kolei widzi, jak ja pracuję (tzn. wydaje mu się, że widzi, że ja pracuję). W rzeczywistości obaj jesteśmy mózgami w naczyniu, które tak naprawdę ani niczego nie widzą, ani wcale nie pracują.
Pytanie, jakie w kontekście powyższej historyjki zadaje Putnam, brzmi następująco: czy, jako mózgi w naczyniu, możemy powiedzieć lub pomyśleć, że nimi jesteśmy? Według Putnama odpowiedź na to pytanie jest negatywna.
Aby zrozumieć argument Putnama za tezą, że, będąc mózgami w naczyniu, nie moglibyśmy tego nawet powiedzieć lub pomyśleć, należy przyjrzeć się temu, jak rozumie on kwestię odniesienia naszych słów – czy słów w ogóle – do przedmiotów. Odniesienie (inaczej referencja) stanowi jeden z największych i najbardziej dyskutowanych problemów na gruncie nie tylko filozofii języka, lecz także epistemologii i metafizyki. Czym jest relacja odnoszenia się słów i nazw do przedmiotów, w jaki sposób odnosimy się do przedmiotów za pomocą języka? Czy w ogóle się odnosimy?
Zdaniem Putnama nie jest tak, że słowa (czy inne fenomeny, którym można by przypisać relację odnoszenia się do czegoś, jak np. obrazy) same z siebie wchodzą w relację referencji. Jeden z najsławniejszych przykładów podawanych przez Putnama, który ma nam ten fakt zobrazować, jest przykład mrówki, która, błądząc po piasku to w jedną, to w drugą stronę, po pewnym czasie tworzy podobiznę Winstona Churchilla. Według Putnama, zgodnie z naszymi intuicjami, nie powiemy, że owa podobizna naprawdę przedstawia Churchilla, a to dlatego, że, po pierwsze, mrówka nigdy go nie widziała, a poza tym nie miała intencji stworzenia jego podobizny. Samo podobieństwo, mówi Putnam, nie wystarczy, by przypadkowo wydeptana przez mrówkę podobizna Churchilla go reprezentowała: Dopóki mrówka nie jest inteligentną mrówką (a nie jest) i nie wie nic na temat Churchilla (a nie wie), nakreślona przez nią krzywa nie jest żadnym obrazem ani nawet reprezentacją czegokolwiek. To, co jest warunkiem koniecznym do tego, by coś reprezentowało jakiś przedmiot, jest intencja. Mrówka musiałaby mieć intencję, by stworzyć podobiznę Churchilla, musiałaby również móc pomyśleć o samym Churchillu.
Nieodnoszenie się słów/obrazów samych z siebie dotyczy w równej mierze przedstawień umysłowych, naszych myśli. Nawet gdybym gdzieś usłyszał jakieś słowo w fińskim, którego nie znam, i później wymawiał je w myślach, wcale by się ono nie odnosiło do tego, do czego się odnosi, gdy wymawia je Fin. Za analogicznym charakterem symboli fizycznych (słów, obrazów) i przedstawień umysłowych ma przemawiać inna historyjka podawana przez Putnama. Otóż na bardzo oddalonej od Ziemi planecie wyewoluował gatunek, który pod pewnymi względami, choćby pod względem percepcji, jest bardzo podobny do naszego. Jego przedstawiciele różnią się od nas między innymi tym, że żaden z nich nigdy nie widział drzewa; na ich planecie po prostu nie ma drzew, a zatem nigdy nie mogli się z nimi zetknąć. Co by się stało, pyta Putnam, gdyby pewnego dnia na ich planetę spadł ze statku kosmicznego przypadkowo powstały (poprzez chlapnięcia farbą) obraz przedstawiający drzewo? Oczywiście mieszkańcy tej planety mogliby mieć różne pomysły, cóż to takiego jest. Niezależnie od tego, jest możliwe, by któryś z nich posiadał takie samo pod względem jakościowym wyobrażenie drzewa, jakie posiadam np. ja. Różnica pomiędzy mną a nim jest taka, że moje wyobrażenie drzewa jest równocześnie przedstawieniem drzewa. Żaden z mieszkańców opisywanej przez nas planety nie mógłby mieć przedstawienia drzewa – ponieważ żaden z nich z drzewem nigdy nie miał styczności.
Wiemy już, a przynajmniej Putnam twierdzi, że wiemy, iż słowa, wyobrażenia, znaki, myśli, słowem: reprezentacje nie posiadają wewnętrznej, niezależnej od czegokolwiek zdolności do reprezentowania rzeczywistości. To, że słowo jest reprezentacją czegoś, zależne jest i od tego, jak owa reprezentacja została utworzona, i od osoby, która to słowo wypowiada. Aby słowo „krowa” odnosiło się do krów, musi zaistnieć pewien związek przyczynowy pomiędzy tym słowem a przedmiotem, do którego się odnosi; musi owo słowo mieć również pewien związek z naszymi działaniami i praktykami. Gdybyśmy rozmawiali z maszyną, zaprogramowaną w taki sposób, aby odpowiadała nam zupełnie tak, jak robiłby to drugi człowiek, używając bezbłędnie naszego języka i umiejąc odpowiedzieć na każde postawione jej pytanie, to i tak nie moglibyśmy przypisać tej maszynie zdolności do odnoszenia się do przedmiotów zewnętrznych. Jak zauważa Putnam, taka maszyna mogłaby rozmawiać z nami na przeróżne tematy, na przykład na temat XX-wiecznej literatury polskiej, ale nie potrafiłaby jednak rozpoznać drzewa ani jabłka, góry ani krowy, pola ani wieży, gdyby postawić ją przed którąś z tych rzeczy. Działania tej maszyny można określić jako czysto syntaktyczne, czyli operujące wyłącznie na znakach, a sama syntaktyka do referencji nie wystarczy. Innymi słowy, wspaniale operująca językiem polskim maszyna byłaby w takiej samej sytuacji jak mrówka wydeptująca podobiznę Churchilla.
Jakie to wszystko ma znaczenie dla problemu mózgów w naczyniu? Jak się okaże, niebanalne. Przypomnijmy tezę Putnama: mówi ona tyle, że będąc mózgami w naczyniu, nie moglibyśmy powiedzieć ani pomyśleć, że nimi jesteśmy. Zdaniem filozofa sąd, że jesteśmy mózgami w naczyniu, sam się obala. Pewne twierdzenie jest samoobalające się, jeżeli z jego prawdziwości wynika to, że jest fałszywe. Przykładem takiego twierdzenia może być teza: nie istnieje żadne prawdziwe zdanie. Jeżeli ta teza jest prawdziwa, to jest ona fałszywa (ponieważ sama jest pewnym zdaniem).
Filozofowie, by przedstawić jakąś myśl, często odwołują się do tzw. światów możliwych, czyli pewnych światów, które mogłyby (w sensie logicznym) istnieć. Filozof A pokazuje, że istnieje taki świat możliwy, w którym x i z tego wnosi, że x jest możliwe (co z tą konkluzją robi, to już inna sprawa). Zazwyczaj sprowadza się to do pokazania, że dana możliwa sytuacja, którą się rozważa, nie narusza praw logiki i nie jest wewnętrznie sprzeczna. Nawet jeżeli jest niemożliwa fizycznie, to, odpowiada filozof, jest możliwa logicznie. Możliwość logiczna jest szersza od możliwości fizycznej, bowiem mogłoby tak być (nie jest to wewnętrznie sprzeczne), że prawa fizyki byłyby po prostu inne. Rozważmy zatem taki świat możliwy, w którym wszystkie istoty, w formie mózgów, „od początku” znajdują się w naczyniach i są podłączone do superkomputera. Mózgi te mogą, oczywiście w ich wewnętrznym świecie zbiorowej halucynacji, wypowiadać w myślach oraz na głos takie same zdania jak my. To, co różni te istoty od nas, to fakt, że słowa, których one używają, nie odnoszą się do tego, do czego odnoszą się nasze słowa. Putnam proponuje zastanowić się nad kolejnym pytaniem: czy ich [mózgów] słowa mogą w ogóle odnosić się do przedmiotów zewnętrznych? Przez przedmioty zewnętrzne Putnam rozumie te wszystkie przedmioty, które nie są stworzone przez superkomputer, do którego podłączone są mózgi, czyli, na przykład, realne drzewa.
Czy mózg, któremu wydaje się, że jest człowiekiem, odnosi się do realnych drzew, gdy w świecie zbiorowej halucynacji wypowiada słowo „drzewo”? Oczywiście nie, odpowiada Putnam. Powód niemożności zaistnienia relacji referencji bierze się z tego, że mózgi w naczyniu nie miały żadnej styczności z realnymi drzewami – dokładnie tak jak rozważane wcześniej istoty z odległej planety. Nie ma tu znaczenia, że wyobrażenia drzew mieszkańców świata zbiorowej halucynacji są identyczne jakościowo z naszymi wyobrażeniami drzew; z tego, że podobizna Churchilla wydeptana przypadkowo przez mrówkę przypomina Churchilla, nie wnioskujemy, że jest faktyczną reprezentacją Churchilla – że się do niego odnosi.
Mózg w naczyniu mówi: jestem mózgiem w naczyniu. Ponieważ słowo „naczynie” nie wchodzi w żaden związek przyczynowy z prawdziwym naczyniem, to nie może się odnieść do prawdziwych naczyń! Co najwyżej do naczyń halucynacji w świecie zbiorowej halucynacji, ewentualnie do pewnych impulsów elektronicznych wysyłanych przez komputer.
Gdybyśmy byli mózgami w naczyniu i wypowiedzieli zdanie: jesteśmy mózgami w naczyniu, to owo zdanie znaczyłoby mniej więcej to, że jesteśmy mózgami w naczyniu w świecie zbiorowej halucynacji (bo nie moglibyśmy, jako mózgi w naczyniu, odnieść się do czegoś zewnętrznego). Mówiąc, że jesteśmy mózgami w naczyniu, nie chcemy powiedzieć, że jesteśmy mózgami w świecie zbiorowej halucynacji – przecież w zbiorowej halucynacji jesteśmy ludźmi, studentami, pracownikami, matkami, ojcami itd. Biorąc to wszystko pod uwagę, to wypowiedziane przez nas zdanie: Jesteśmy mózgami w naczyniu, jeżeli faktycznie nimi jesteśmy, jest zdaniem fałszywym. Jako mózgi w naczyniu nie odnosilibyśmy się do świata zewnętrznego, tylko do świata zbiorowej halucynacji, a w nim, jako żywo, żadnymi mózgami w naczyniu nie jesteśmy.
Warto zauważyć, że argument Putnama działa przy założeniu, że od początku jesteśmy mózgami w naczyniu i że nigdy nie będziemy mieli żadnej styczności z przedmiotami zewnętrznymi, takimi jak drzewa itd. Nawet jeżeli zgodzimy się z przesłankami i rozumowaniem Putnama, nie uchroni nas przed innymi formami sceptycyzmu: na przykład od twierdzenia, iż nie możemy mieć pewności, że nie jest tak, że ktoś podłączył nas do jakiegoś komputera i bawi się nami poprzez neuronalną manipulację. W tym sensie można powiedzieć, że rozważania Amerykanina nie stanowią dla nas specjalnej otuchy. A już z pewnością ani trochę nam nie pomogą, jeżeli AI przyszłości zechce z nami zrobić dokładnie to, co zrobiło z ludźmi w świecie z Matrixa.
Ziemowit Gowin