Rehabilitacja ujarzmionej brutalności

Boks pozostał archipelagiem rycerskości. Regulamin gwarantuje nie tylko równość między zawodnikami, lecz także kategorie wagowe. W czasach nam współczesnych wprowadzono uznaną przez sędziów i menedżerów regułę, że każda walka może być zatrzymana w przypadku wystąpienia pierwszych sygnałów, że człowiek w ringu stracił możliwość samoobrony. Nie wolno, w odróżnieniu od popularnego MMA, uderzać zawodnika leżącego. Nie zawsze jednak tak było

Fotografia z 1913 roku robi wrażenie. Tym większe, że została w pełni pokolorowana przez brytyjskie atelier specjalizujące się w odtwarzaniu realiów z epoki. Na ringu dwóch bokserów w szortach. Adwersarze wydają się jakby przygnieceni kamieniami młyńskimi. Na ich twarzach malują się ból i zmęczenie. Patrzą na siebie nieomal z przerażeniem. Jakby mówili: „cośmy sobie zrobili i dlaczego?”. Dodatkowo siłę obrazu potęguje pokolorowana krew. Wszędzie, na twarzach, na piersiach, spodenkach. Domyślamy się obecności krwi na skórzanych rękawicach…

Po lewej stoi urodzony w San Francisco w 1891 roku Ray Campbell. Po prawej o cztery lata młodszy Dick Hyland. Wydają się zdezorientowani. Czyżby menedżer Hylanda umyślnie wprowadzał w błąd sędziego Biddy’ego Bishopa, podnosząc swojemu zawodnikowi rękę? Może nie jest zadowolony i chciałby wpłynąć na werdykt? Po drugiej stronie ringu oburzenie: sekundant Campbella ma rozwarte usta, wydaje się zbity z pantałyku, krzyczy na obóz oponentów. Panowie noszą garnitury, podobnie zgromadzona dookoła ringu publiczność, niektórzy trzymają w rękach cygara; dramaturgia pospólstwo bawi, dominują nieprzebrane złoża dobrego nastroju i folwarcznego rozbawienia. Możemy tylko się domyślać kontredansów obelżywych komentarzy w kierunku sędziego. Niektórzy musieli postawić grube pieniądze… Najwyraźniej rozkrzyczana horda potrzebowała więcej krwi. Prawie całkowita nagość pięściarzy kontrastuje z niemal dystyngowaną garderobą mężczyzn ich otaczających.

Jeśli racje ma Joseph de Maistre, że niewinna ofiara niemal zawsze płaci za czyjeś winy, estetyczna kanonizacja porządku przemocy zaprezentowana na fotografii staje się oczywista. Ofiarami są Hyland i Campbell, a winnymi ci, którzy za parę pensów to widowisko opłacili.

W pierwszym zetknięciu boks kojarzy się koncentratami brzydactwa, przemocy, powrotem na najpierwotniejszych instynktów, teatralizacją logiki ofiary. W większości wypadków dochodzi również do autoprojekcji: dla subtelnych widzów będzie to wielki technik, dla agresywnych pięściarz obdarzony mocnym uderzeniem. Bij po schabach! Po schabach boli najbardziej pamiętam krzyki wykrzyczane żółcią i śliną uwagi widza podczas tegorocznej edycji turnieju im. Feliksa Stamma.

Pięściarstwu przylepiono łatkę sportu brutalnego. I owszem, ta zabawa jest naprawdę trudna, może nawet szalona, a tych wojowników charakteryzuje szlachetne szaleństwo. Jest jakiś związek między szachami a boksem. Związek rycerski. Odnajduje go szkocki arcymistrz Jonathan Rowson. Jeden i drugi sport to najbardziej bezpośrednia i czysta rywalizacja – mówi Rowson. – W boksie są tylko rękawice. Nie ma tu żadnego innego pośrednika w postaci bramki czy rakiety. Potem zostaje już tylko brutalność. I przejrzystość reguł. To samo w szachach, gdzie sublimacja siły tym razem nie mięśni, ale mózgu jest równie realna. Z tą tylko różnicą, że w szachach emocjonalnym impulsom nie towarzyszy ból. Ale poza tym przeżycia są takie same jak w boksie – podkreśla Rowson. Gracz pokonany w partii szachów nie wini za nic swojego przeciwnika. Ubolewa może tylko nad nieadekwatnością swoich intelektualnych czy psychicznych możliwości. I z tego powodu jego porażka będzie przeżyciem trudnym. Dlatego zwycięstwo w partii szachów, zwłaszcza to na poziomie elit, wymaga nadzwyczajnej siły woli. Nieżyjący już były szachowy mistrz świata Bobby Fischer powiedział kiedyś, że radował się, czując ten moment, gdy ego jego przeciwnika rozpadało się w oczach, kiedy na szachownicy zaznaczała się przewaga mistrza. Inny mistrz świata Garri Kasparow opisywał szachy jako najbardziej brutalny ze wszystkich sportów, jakie istnieją. Dąży się w nim do totalnej destrukcji przeciwnika. Przecież w jednej i drugiej konkurencji mamy naprzeciwko siebie dwóch przeciwników, którzy na przemian wykonują ruchy – w ringu i na szachownicy. Nie tylko w boksie, ale i w szachach używa się przecież pojęć: „zabić”, „zniszczyć”, „rozbić”…

Ograniczenie afektów

Wbrew nastawieniu niechęci, a nawet odrazy, które wśród wielu ludzi budzi boks, będziemy bronić hipotezy, że tę gałąź sportu można uważać za ucywilizowaną działalność aktywności ludzkiej.

Po pierwsze: boks cywilizuje fakt, że jest daleki od bezwolnych odruchów. Jak słusznie zauważa Jean Prevost, nie sposób dawać znaku równości między ćwiczeniem ciała ludzkiego a grą zwierząt. I dodaje lapidarnie: Postępowaniem ludzkim, tak jak zawsze, rządzi w tym przypadku wola. Wbrew obiegowym opiniom na ring wchodzi nieprzymuszony, przygotowany, a przede wszystkim świadomy zagrożeń atleta. Usłyszałem kiedyś od młodego zawodnika: Każdy może trenować, ale nie każdy może walczyć. Boks to gra dla odpowiedzialnych mężczyzn.

Po drugie, idąc tropem Norberta Eliasa, boks wysoko lokuje się na cywilizacyjnym szczeblu ze względu na ograniczenie afektów. Im większa samoświadomość, tym większa kontrola, poucza niemiecki myśliciel. Podważanie cywilizacyjnych aspektów aktywności tego rodzaju sztuki walki przebiegało w trakcie dość skomplikowanego procesu, gdy dyscyplinę tę poddawano próbom dostosowania do pewnych precyzyjnych reguł. Rozciągnięcie tych reguł na te dziedziny sportu, które znane były ze swojej gwałtowności, i próby zmuszenia do ich przestrzegania przynosiło z czasem konkretne efekty.

Tezę Eliasa da się więc sprowadzić do stwierdzenia, że w trakcie procesów cywilizowania nawet dyscypliny nadmiernie niebezpieczne i gwałtowne były z czasem coraz bardziej społecznie kontrolowane. Co w rozumieniu Eliasa oznaczają „procesy cywilizacyjne” w odniesieniu do tej dyscypliny sportu?

Polowanie na lisa

Centralnymi punktami odniesienia dla tych procesów jest wszechobecność państwa i nieustannie wzrastająca kontrola polityczno-administracyjna i fiskalna w tych dziedzinach życia, które wiążą się z użyciem siły. Społeczne standardy wprowadzane raz po raz przez państwowy monopol dotyczą coraz częściej sfery seksualności, agresji, a generalnie wszelkich sfer stosunków między ludźmi. Wprawdzie przedmiotem naszego zainteresowania jest tutaj boks, ale należy wiedzieć, że badania Eliasa w latach 1978–1988 obejmowały także futbol oraz zapasy. Natomiast perspektywę historyczną jego dociekań otwiera pokaźny prolog o… polowaniu na lisa. Ta specyficzna i użyteczna społecznie dziedzina „sportu” budzi dziś podobne kontrowersje jak boks. Nie mieści się ona w powszechnie obowiązujących kanonach rywalizacji sportowej i przez tych, którzy jej nie uprawiają, uważana jest za zajęcie barbarzyńskie. Jednak obiektywnie rzecz biorąc, porównanie dzisiejszego polowania na lisa z obyczajami obowiązującymi w tej dziedzinie w XVIII wieku prowadzi do wniosku, że dziś jest w tej konkurencji coś ze sportowej rywalizacji.

Jak przekonuje Elias, w dawnych wiekach obowiązywały ścisłe reguły polowań, a ich tragiczny dla zwierzęcia finał rozgrywał się na bardzo różne sposoby przy użyciu całego zestawu wymyślnej broni. Elias słusznie sugeruje, że dla ludzi z wyższych sfer większość atrakcji związanych z „polowaniem i zabijaniem zwierząt” była w czasach pokoju namiastką wojny. Zdaniem autora dopiero z czasem polowanie na lisa stało się w Anglii rozrywką, sposobem na spędzanie wolnego czasu. Obowiązywała przy tym reguła, że w trakcie polowania nie można było zabić jakiegokolwiek innego zwierzęcia. Ta zasada była kompletnie niezrozumiała dla cudzoziemców odwiedzających Anglię. Zauważmy też, że w XVIII wieku nie tylko arystokracja, ale nawet szlachta nie jadała mięsa lisów. Chodziło więc o namiastkę sportu, rywalizacji. Nie zabijało się osobiście upolowanego zwierzęcia, ale za pomocą prokurenta. Było bowiem czymś niegodnym zabijanie lisów własnoręcznie. Polujących wyręczały w tym psy gończe rozszarpujące ofiarę.

Ludzka przyjemność sprowadzała się tutaj do partycypacji w pobudzającej napięcie grze wstępnej i antycypacyjnym oczekiwaniu na śmierć osaczonego zwierzęcia. Wyczekiwanie na krwawy finał wydłużano czasem, sztucznie ustanawiając coraz bardziej wyrafinowane sposoby polowania. Jeśli rozumowanie Eliasa jest prawidłowe, to i ten rodzaj sportu zawierał reguły heroicznych zmagań, których finałem miało być krwawe katharsis oczywiście nie człowieka obserwatora, ale zwierzęcia.

Boks jest niewątpliwie fizycznie jedną z najbardziej wyniszczających, krwawych i brutalnych ze wszystkich współczesnych konkurencji sportowych. Przy odrobinie wyobraźni można go porównać właśnie do polowania na lisa. I pod tym względem boks może być znakomitym materiałem do studiowania cywilizacyjnych aspektów ewolucji sportowej aktywności.

Centralnym punktem teorii Eliasa jest argument, iż wśród narodów zachodniej Europy, w której od dłuższego czasu mamy do czynienia na przemian ze zjawiskami dobrobytu i dekadencji, coraz częstszym zjawiskiem jest czerpanie przyjemności z różnych form przemocy. W trakcie współcześnie zachodzących procesów ewolucyjnych pojawiła się tendencja do przedstawiania na scenie jako głównych bohaterów gwałtu oraz innych zwierzęcych aspektów natury ludzkiej. Cywilizowane społeczeństwa, partycypując w tego rodzaju aktach krwawych zmagań, nie ponoszą moralnej czy prawnej odpowiedzialności za skutki gwałtu, ran i śmierci oglądanych na ringu. Przeciwnie – kibicom, uczestnikom spektaklu towarzyszy nieustanna „euforia czystego sumienia”.

Poważne studia nad fenomenem społecznej odpowiedzialności za brutalność w boksie rozpoczęły się w Anglii w 1984 roku wraz z publikacją raportu British Medical Association poprzedzonych wcześniejszymi badaniami przeprowadzonymi przez zespół Royal College of Physicians. Opracowania te odbiły się szerokim echem w kręgach bokserskich w Wielkiej Brytanii i wywołały spory społeczny rezonans w sportowym światku, który stygmatyzowany został jako brutalny, sadystyczny i szkodliwy. Fizyczną i moralną odpowiedzialnością obciążano również tych, którzy doznawali przyjemności w obserwowaniu ringowych zmagań. Potępienie to było tak powszechne, że „The Guardian” w jednej tylko edycji z marca 1984 r. poświęcił tej problematyce aż cztery artykuły. Sprawa wprowadzenia zakazu uprawiania boksu stanęła nawet na forum brytyjskiego parlamentu.

Naturalnie dyskusja ta nie była jednostronna. Pojawili się bowiem obrońcy boksu, którzy szukali jego uzasadnienia w argumentach historycznych sięgających czasów starożytnych Aten czy Rzymu. Elias nie uznawał tych argumentów. Uważał on, że starożytne walki bokserskie fundowane były na wojskowych walorach honoru i męstwa, które nie mają nic wspólnego ze współczesnymi zasadami fair play. Walki w starożytności były celowo brutalne, a zaopatrzenie rąk w ciężkie bandaże wcale nie miało przyczyniać się do bezpieczeństwa przeciwników, a wręcz odwrotnie, miało uczynić zmagania bardziej brutalnymi. W Grecji animuszu pugilistom dodawali muzycy grający na fletach. Dziś podobnie zawodnik wkracza na ring w rytm wybranego przez siebie utworu muzycznego. Historyczne relacje wskazują, że Grecy bili się do zmierzchu. W Rzymie w części ochronne pięści wkładano drewniane kołki lub metalowe kolce. Przeciwnicy stawali naprzeciwko siebie twarzą w twarz i wymieniali kolejno ciosy aż do momentu kompletnej niezdolności przeciwnika do walki lub do jego śmierci. Tego rodzaju formy walki przetrwały nieraz aż do czasów nam współczesnych, do XVIII–XIX wieku.

Na ring wkracza proces cywilizacyjny

Ale już w tych dość odległych od naszych rozważań czasach zaczęło się tworzenie dość skomplikowanych biurokratycznych norm mających na celu kontrolę tego, co działo się w trakcie popularnych zmagań pugilistycznych. Zarządcy poszczególnych hrabstwach Wysp Brytyjskich wydawali w Anglii pisemne instrukcje mające na celu ochronę zdrowia i życia uczestników bokserskich zmagań. Definiowały one sposób ochrony rąk, rodzaj zadawanych ciosów, wreszcie określały części ciała, które można było atakować. W omawianym okresie, a mówimy tu w przybliżeniu o połowie XVII i wczesnych dekadach XVIII wieku, zakreślono również dozwolone chwyty zapaśnicze używane wobec powalonego na ziemię przeciwnika. Zabronione było np. cross-buttock (wyłamywanie biodra). Natomiast regulaminowe nadal były skakanie na leżącego przeciwnika, miażdżenie kolan czy skok na wyeksponowaną po upadku klatkę piersiową. Można było wydłubywać oko. Można było ciągnąć przeciwnika za włosy. Dozwolone było atakowanie najintymniejszych i najbardziej delikatnych części podbrzusza.

Dodać jednak należy, że już w omawianym okresie niektóre hrabstwa karały odebraniem punktu za „uderzanie poniżej pasa” (hit below the belt) czy using the head illegally („nielegalne używanie głowy”), a także trzymanie i uderzanie. Jak wspomnieliśmy, także rodzaj uderzeń był ściśle określony. Definiowała je ułożona zgodnie z obowiązującymi regułami pięść. Cel musiał być uderzany, jak to określano, kościstą częścią ręki (the „target” must be hit with knuckle part of the hand). Natomiast zabronione było uderzanie otwartą rękawicą, gdyż przeciwnik nie mógł być narażony na obrażenia zadane rzemiennym sznurowadłem.

Początkowo rywalizacja odbywała się bez konieczności rozróżniania predyspozycji fizycznych zawodników. Znacznie później, w celu wyrównania dysproporcji, wprowadzono podział na kategorie wagowe zgodnie z regułami markiza Queensberry. Ale to było dopiero w 1865 roku, a więc w XIX wieku. Reguły z wysp stały się obowiązującym standardem w Anglii, a później w USA. Reguły markiza w prawie niezmienionej formie obowiązują do dziś.

Ucywilizowanie reguł boksu nastąpiło także przez ścisłe określenie czasu trwania pojedynku, a później liczby toczonych rund. Reguły dotyczące tych kwestii mogły się różnić delikatnie w zależności od tego, czy pojedynek odbywał się o tytuł, czy była to walka zawodowców, czy też amatorów. W Anglii większość pojedynków o tytuł odbywa się teraz na dystansie dwunastu rund. Natomiast w Stanach Zjednoczonych jeszcze stosunkowo do niedawna pojedynki o tytuł odbywały się na dystansie piętnastu rund. Pamiętajmy jednak, że wcześniej zarówno w Ameryce, jak i w Anglii tytuły zdobywało się w trakcie 20-rundowych zmagań po trzy minuty każda. Wcześniej, przed 1860 rokiem runda kończyła się upadkiem, a więc fizyczną eliminacją jednego z adwersarzy. Walczyło się bowiem do końca.

Fizyczna ochrona bokserów została wprowadzona dla zabezpieczenia walczących przed dozwoloną lub przypadkową gwałtownością uderzeń. Na przykład watowane rękawice, gumowe osłony szczęki, kaski na głowę, suspensoria, czyli ochrona intymnych części ciała i pachwiny, wszystko to było wprowadzane stopniowo z biegiem lat.

Powszechnie uważa się, że po raz pierwszy rękawice zostały wprowadzone w 1747 roku, gdy Jack Broughton, były bokser, później przedsiębiorca i coach, zaproponował, aby w jego amfiteatrze w trakcie walki używać mufflers – chust obwiązujących pięści. Miały one służyć jako swego rodzaju tłumiki osłabiające potężne uderzenia gołej pięści. Dżentelmeni prowadzeni przez Jacka Broughtona występowali z pięściami okręconymi takimi chustami w Haymarket Amphitheatre w Londynie. Sala Broughton została zamknięta około 1750 roku po jego walce z niejakim Jackiem Slackiem. Stolica brytyjskiego imperium na długo straciła wówczas szansę budowy bokserskich aren. Jeśli dać wiarę „The Daily Advertiser” z 1747 roku, intencją pomysłodawcy, który zaproponował stosowanie mufflers, było to, aby jego pupile nie byli narażeni na „siniaki, złamanie szczęki, czy mogli sobie sami tamować krwawienia z nosa”. Dopiero reguły markiza Queensberry ustanowione w 1865 roku nakazywały, aby rękawice miały „odpowiedni rozmiar, były nowe i dobrej jakości”. Te rękawice rzadko ważyły więcej niż pięć uncji i nie używano ich jeszcze w walkach o tytuł.

Cywilizowanie boksu odbywało się także przez ustanawianie osób, których zadaniem było przestrzeganie reguł walki. Nie byli to jednak sędziowie ringowi w takim sensie, w jakim dziś rozumiemy ich rolę. Na początku byli to przedstawiciele publiczności, którzy w ringu, czy raczej na polu walki, reprezentowali interesy tych, którzy w zakładach obstawiali wynik walki. Takiemu „arbitrowi” powierzano nawet często pieniądze, które on wypłacał po zakończonym pojedynku. Nie byli to więc początkowo wcale znawcy sportowych reguł czy osoby neutralne. Ale czy było to konieczne w czasach, kiedy było wiadomo, że zwycięzcą jest ten, który przy końcowym gongu potrafił ustać o własnych nogach?

W XVIII i XIX wieku ani w Anglii, ani w żadnym innym kraju nie istniały w ringu żadne reguły sportowych zachowań. Za to już w 1828 zaczęły powstawać spontanicznie Fair Play Cluby oraz (od 1852 roku w Londynie) Pugilistic Benevolent Association. Zdaniem Eliasa to typowo angielskie wymysły, niemające podobnej tradycji np. w przedrewolucyjnej Francji. Natomiast na wyspach angielscy dżentelmeni byli niezwykle przywiązani do instytucji klubów. To tutaj dyskutowano reguły, jakie miały obowiązywać w trakcie takich rozrywek jak polowanie czy różne rodzaje gry w piłkę. Ustalone reguły mogły być przy tym różne w zależności od lokalnej tradycji. Pugilistic Benevolent Association wprowadziła aż 28 norm dotyczących boksu, ustalając na przykład rozmiary ringu i rodzaj podłogi, na której należało rozgrywać pojedynki. Organizacja określiła też linie demarkacyjne na ringu i wokół niego do których mają dostęp trener, sędzia, obserwator czy uprzywilejowana część publiczności. Wszystkie te ograniczenia nie oznaczały jednak wcale, że część walk nie odbywała się nadal według najdzikszych zasad, a zwycięzcą ogłaszano nadal tego, który był w stanie o własnych siłach opuścić arenę zmagań.

Istotnym wątkiem socjologicznych rozważań Eliasa jest próba udowodnienia tezy, iż wiek XVIII był w Anglii końcem epoki przemocy. Zdaniem autora ów trend był konsekwencją rozwoju klasowego angielskiego społeczeństwa. Elias sugeruje także, iż koniec epoki przemocy i gwałtu nastąpił w chwili, gdy polityczne konflikty mogły się rozstrzygać na drodze parlamentarnych sporów. Każda niezgoda czy każdy spór pomiędzy różnymi grupami interesów mogły być jego zdaniem rozstrzygnięte bez użycia przemocy, siłą woli politycznej. Elias ma jednak wątpliwości, czy przyjmując ten obowiązek tłumienia sporów, eliminując możliwość rozstrzygania racji w szlachetnych, choć często śmiertelnych pojedynkach szlachetnie urodzonych, państwo nie czyniło obywatela bezbronnym wobec zewnętrznej przemocy i gwałtu. Stąd paradoksalnie angielscy dżentelmeni, choć nie wszyscy, uczą się w tym czasie chętniej sztuki samoobrony i atakowania innych. Nazywają to nawet educated use of the fists, co w dowolnym przekładzie można rozumieć jako wyrafinowaną sztukę używania pięści.

Tymczasem wprowadzenie rękawic bokserskich uważa się za jeden z najważniejszych kroków w procesie cywilizowania boksu. Zalecały je dla amatorów zasady markiza Queensberry z 1865 roku, a później z niewielkimi modyfikacjami wprowadził Committe of the Bugilists Benevolent Association w 1866. Legendarny mistrz świata Amerykanin James L. Sullivan był zachwycony angielskimi nowinkami i pisał w 1880 roku:

Reguły markiza Queensberry są znakomite. W ramach tych nowych zasad można bez strachu o własne zdrowie i życie oraz bez zbędnej brutalności wykazać naszą przewagę nad przeciwnikiem. Londyńskie przepisy walk zawodowych zostawiają mniejsze pole manewru dla złośliwych łobuzów, którzy chcieliby folgować sobie, trzymając w zaciśniętej pięści kamień lub garść żywicy, aby zasypać nią oczy przeciwnika. Nie pozwalają one dźgać rywala palcem w oko, aby go oślepić, drapać pazurami, uderzać głową, kopać, aby powalić na ziemię. Pod regułami markiza zabronionych jest tysiące innych sposobów walki, które do dziś były czymś normalnym w trakcie płatnych walk bokserów.

Stan obecny

Redaktor naczelny jednego z najbardziej popularnych portali bokserskich w kraju zapytany o brutalność w boksie, wykrzyczał do słuchawki telefonu: To barbarzyństwo! Okładać się przez dwanaście rund non-stop. I te rękawice w dodatku… Wydłużają cały spektakl. Nie wiem, czy bardziej cywilizowane nie byłoby używanie gołych rąk, jak dawniej. Jeden cios i koniec… Byłem zdziwiony surową oceną człowieka, który na sali treningowej, na halach i galach spędza każdą wolną chwilę. Boks uprawia, śledzi i opisuje. Pięściarze to mistrzowie kamuflażu i niech to również świadczy o ucywilizowaniu dyscypliny. Rację ma Loïc Wacquant, przypominając, że w świat bokserski trudno wejść, a jeszcze trudniej z niego wyjść. Chęć dominacji, zmierzenia się z przeciwnikiem na równych zasadach, bez zapośredniczenia przynależą do tragiczności ludzkiej kondycji. Patrzę na nich i rozumiem w całej krasie słowo „predyspozycje”. Jedni rodzą się prawnikami, drudzy lekarzami. A niektórzy rodzą się do konfrontacji na ringu. Paradoksalnie boks jest mniej niebezpieczny niż wyczynowe narciarstwo. Śmiertelność wśród pięściarzy jest mniejsza niż w ekstremalnych sportach jak wspinaczka czy spadochroniarstwo. Skąd zatem kontrowersje? Odpowiedź jest kulturowa. Nazywam to odwróconą figurą św. Sebastiana. Na obrazach widzimy męczennika przebitego dziesiątkami strzał. Jego twarz zwrócona ku niebiosom jest nietknięta, uszlachetniona wiarą i cierpieniem. Natomiast 99 procent ciosów zadanych w boksie kierowanych jest na głowę. Rozcięte łuki brwiowe, spuchnięte wargi i policzki. Między rundami niezdarnie „naprawia” twarz pięściarza cutman… Można tylko ubolewać nad tym, że surową medyczną kontrolą i testami objęto walki bokserskie dopiero w XX wieku.

Boks pozostał archipelagiem rycerskości. Regulamin gwarantuje nie tylko równość między zawodnikami, lecz także kategorie wagowe, w czasach nam współczesnych wprowadzono uznaną przez sędziów i menedżerów regułę, że każda walka może być zatrzymana w przypadku wystąpienia pierwszych sygnałów, że człowiek w ringu stracił możliwość samoobrony. Nie wolno, w odróżnieniu od popularnego MMA, uderzać zawodnika leżącego…

Gdy publiczność buczy na lekarza, który nie dopuszcza do dalszej walki zawodnika, obserwuje André Rauch, to nie tylko domaga się sprawiedliwości silniejszego, mocniejszego; odrzuca również interwencję, którą uważa za arbitralną; odrzuca tak naprawdę głos moralności słabszego.

Oto kwintesencja boksu…

Marcin Darmas

Tekst pochodzi z 79 nr kwartalnika „Fronda Lux”. Zobacz SPIS TREŚCI. Numer pisma można kupić TUTAJ.

Dla studentów mamy specjalną ofertę: “Fronda Lux” tylko za 10 zł. Wystarczy przesłać skan legitymacji studenckiej. Więcej informacji na ten temat znajdziecie TUTAJ