Gdy Władysław Gomułka przejmował władzę w Polsce w 1956 r. miał ogromne społeczne poparcie. Zapewne żaden z komunistycznych kacyków nie cieszył się takim zaufaniem Polaków jak tow. „Wiesław”. Jak się jednak okazało człowiek ten roztrwonił całe narodowe zaufanie. Dopuścił bowiem do popełnienia przynajmniej kilku zbrodni. Jedną z najsłynniejszych była tzw. afera mięsna
Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 3/39/0/-/785-3
POLSKA LUDOWA = POLSKA KOMBINATORÓW?
Historia afery mięsnej to przede wszystkim dzieje wszelkiej maści kombinatorów, którzy funkcjonowali w Polsce Ludowej niemal przez cały okres jej istnienia. Jak zauważyli znawcy tematu Dariusz Jarosz i Maria Pasztor gospodarcze nadużycia były w PRL zjawiskiem częstym, pomimo bardzo surowych kar, które kodeks karny przewidywał za ich popełnienie. Mimo to wielu Polaków starało się dorobić na boku. Co istotne niezwykle często gospodarcze przepisy łamali urzędnicy państwowi, a jednocześnie działacze PZPR, których wyżej postawieni koledzy chronili przed nieprzyjemnościami. Była to jednak tylko jedna strona medalu… Drugą był ustrój polityczno-gospodarczy, w jakim Polacy funkcjonowali od drugiej połowy lat 40. Komunizm, bo o nim oczywiście mowa, pomimo że miał być ideologią doskonałą, to nie ułatwiał życia polskim obywatelom. Przecież ani przez moment nie było w Polsce Ludowej zakładanej przez teoretyków równości i sprawiedliwości społecznej. System gospodarczy – centralnie planowany i sterowany był całkowicie niewydolny i nieskuteczny. Brakowało w nim wszystkiego, począwszy od mieszkań, a skończywszy na produktach pierwszej potrzeby (zresztą symbolem tamtych czasów były święcące pustką półki sklepowe, przed którymi ustawiały się tłumy ludzi, liczących, że uda się cokolwiek kupić). Komunistyczna władza – ekonomiczni dyletanci i zacietrzewieni ideologicznie politykierzy nie potrafili rozwiązać zaistniałego problemu i zaspokoić potrzeb Polaków. Rozwiązaniami, które de facto co chwile proponowano były: reglamentacja albo podwyżki. Innych pomysłów, sensownych i reformatorskich władze PPR/PZPR przez wiele lat nie miały. Tym samym poprzez takie działanie komuniści przyłożyli się, zapewne nieświadomie, do powstania czarnego rynku.
ZAKUPY NICZYM W „DOMU”
Dobrym obrazem tamtych dni są fragmenty słynnego polskiego serialu „Dom”. W jednym z odcinków, do kamienicy przy ul. Złotej w Warszawie przybywa kobieta, która sprzedaje mięso z własnej hodowli. Jako że mieszkający tam Warszawiacy nie mogli nabyć takich rarytasów w stołecznych sklepach, postanowili zakupić je właśnie u tej kobiety. Co jednak istotne! Proceder ten został wykryty przez funkcjonariuszy MO i jakichś urzędników. Tych udało się mimo wszystko „spacyfikować”. Gospodarz domu, gdzie odbywał się nielegalny handel, podarował milicjantom i urzędnikom mięso oraz ugościł ich alkoholem. Dzięki temu aferka nie wyszła na jaw, a milicjanci, opuszczając budynek, całowali po rękach handlującą kobietę…
MIĘSO SYMBOLEM POLSKI LUDOWEJ
Mięso, według Kazimierza Brandysa stało się symbolem Polski Ludowej. Ponadto jak zauważył Przemysław Słowiński mięso, a w zasadzie jego ceny doprowadziły m.in. do upadku Gomułki i poważnie nadszarpnęły reputacją Edwarda Gierka. Mięso, tak jak napisałem wcześniej, było i nadal pozostaje bardzo ważnym elementem polskiego domowego jadłospisu. Tak jest dziś, i tak było sześćdziesiąt lat temu. W PRL brak mięsa był jednak dotkliwy. Znakomicie obrazuje to anegdota z tamtych czasów, w których porównywano sklep mięsny przedwojenny i powojenny. Według autora dowcipu: „Przed wojną na sklepie było napisane: rzeźnik, a w środku było mięso. Teraz [w okresie PRL – P.S.] nad sklepem wisi szyld: mięso, a w środku jest tylko rzeźnik”… Anegdota ta znakomicie obrazowała, jak wyglądał faktyczny problem z mięsem w Polsce rządzonej przez komunistów. Jak się okazało elementem, który wpływał na taki stan rzeczy byłe m.in. zwykłe złodziejstwo…
AFERA MIĘSNA
Początek afery datuje się na kwiecień 1964 r. kiedy ważni w ówczesnej Polsce ludzie zapoznali się z pewnym donosem. Anonim opisał, jak wyglądały przekręty w warszawskiej branży mięsnej, w które zamieszani byli m.in. kierownicy przedsiębiorstw – Miejskiego Handlu Mięsem (MHD) czy też kierownicy sklepów mięsnych, funkcjonujących w polskiej stolicy. W wielkim skrócie proceder polegał na handlowaniu kradzionym mięsem, które było już poza ewidencją. Znalazło się tam, ponieważ w dokumentach odnotowano, że było np. zepsute. Przez takie czarnorynkowe działanie dorabiali się kierownicy sklepów, którzy zyskami, tj. łapówkami dzielili się z dyrektorami warszawskich MHD. Ci ostatni natomiast, oczywiście za wspomniane przed chwilą profity wysyłali do swoich „ulubionych” kierowników sklepów mięsnych największe przydziały mięsa, dzięki czemu ci ostatnio mogli legalnie osiągnąć jak największe zyski. I w taki oto sposób proceder kwitł przez kilka lat. Najważniejszymi postaciami tamtej afery byli szefowie trzech MHD w Warszawie: Henryk Gradowski, Stanisław Wawrzecki i Kazimierz Witkowski. Ostatecznie na ławie oskarżonych usiadło dziesięciu mężczyzn.
Zanim jednak rozpoczął się proces Wawrzecki i jego koledzy zostali zatrzymani wiosną 1964 r. i przez kilka miesięcy musieli składać zeznania. Początkowo Wawrzecki ten nie chciał przyznać się do winy. W pewnym momencie zmienił jednak zdanie i powiedział, jak z jego perspektywy wyglądało przestępstwo, w którym brał udział i na którym zarobił sporą sumę pieniędzy. Oprócz Wawrzeckiego do winy przyznali się także inni. Co więcej, część świadków, w trakcie składania zeznań była bita i maltretowana. Wszystko po to, aby wymusić na nich korzystne dla prokuratury i władzy informacje obciążające Wawrzeckiego i innych.
Proces rozpoczął się w listopadzie 1964 r. i był filmowany przez Polską Kronikę Filmową. Władza chciała pokazać „wrogów ludu”, którym groziło maksymalnie do pięciu lat pozbawienia wolności. Prokuratura, oczywiście pod naciskiem kierownictwa PZPR, skierowała jednak akt oskarżenia w tzw. trybie doraźnym. Był to tryb zaostrzony, wprowadzony dekretem PKWN z 1945 r. Tryb ten przewidywał bardzo szybkie postępowanie. Nie to było jednak najważniejsze. Istotą trybu doraźnego były zmiany wysokości wyroków, jakie można było zasądzić oskarżonym. W postępowaniu doraźnym komunistyczny sąd mógł skazać Wawrzeckiego i pozostałych nawet na karę śmierci…
Oprócz zmiany trybu władza komunistyczna ustaliła, że przewodniczącym składu sędziowskiego będzie osławiony sędzia Roman Kryże. Był on „specem” od wyroków śmierci, jakie ogłaszał wobec żołnierzy AK w okresie stalinowskim. Kryże wiedział, czego żąda władza i spełniał jej oczekiwania bez większego dylematu. W procederze tym pomógł mu prokurator Eugeniusz Wojnar, który potem był ważnym urzędnikiem peerelowskiego Ministerstwa Sprawiedliwości.
„SĄDZI KRYŻE…”
W lutym 1964 r. Kryże skazał na śmierć Wawrzeckiego, a Gradowskiego, Witkowskiego oraz Mieczysława Fabisiaka na dożywocie. Pozostali otrzymali zdecydowanie mniejsze kary. Adwokaci oskarżonych próbowali oczywiście podważać tryb doraźny. Później próbowali również ratować Wawrzeckiego. Złożyli prośbę o łaskę do Rady Państwa. Niestety wszelkie ich próby, a także nadzieje Wawrzeckiego na ułaskawienie okazały się płonne. Najwyższe gremia sędziowskie i polityczne podtrzymały wyrok na tym człowieku. Wyrok wykonano dokładnie 19 marca 1965 r. Podobno, gdy klawisze więzienni przyszli po Wawrzeckiego, aby go doprowadzić pod szubienicę, ten osiwiał w ciągu kilku sekund…
„Afera mięsna”, pomimo że ujawniła poważne nadużycia, miała tak naprawdę przykryć ogromne niedociągnięcia, jakie wytworzył patologiczny system gospodarzy PRL. Chodziło bowiem o to, aby niedobory mięsa na półkach sklepowych zrzucić na przestępców gospodarczych, a nie na rozwiązania systemowe Polski Ludowej. Ponadto w przypadku Wawrzeckiego i jego kompanów PRL kolejny raz pokazała swoje oblicze – państwa bezprawia, w którym szeroko rozumiany, tzw. aparat sprawiedliwości wykorzystano przeciwko własnym obywatelom. Co prawda obywatele ci popełnili przestępstwo. Tego zanegować nie można. Niemniej czyn, którego się dopuścili, na pewno nie zasługiwał na najwyższy wymiar kary… Zresztą jak wiele innych wykonanych w Polsce Ludowej.