SZANOWNY PAN – LITERATURA NA TRUDNE CZASY. PRL I FANTASTYKA

Polska Rzeczpospolita Ludowa była państwem, w którym dominowały wszelkie odcienie szarości i czerni. Barwy te doskonale odzwierciedlały istotę tego kraju – państwa nieżyczliwego, niechętnego obywatelowi, nieprzychylnego komukolwiek, po prostu złego. W państwie takim trudno było żyć. Pomimo to miliony Polek i Polaków próbowały tamten ustrój przetrwać, znajdując dla siebie jakąś spokojną przystań. Dla jednych była to rodzina, dla innych różne formy rozrywki. W PRL-u żyli tacy, którzy swoje szczęście odnajdywali w krainach opisanych m.in. przez Lema i Tolkiena, czyli miłośnicy fantastyki.

Fot. Janusz Zajdel

Warto przypomnieć, że w Polsce Ludowej niezależne myślenie było nikomu niepotrzebne, wręcz zakazane. Oczywiście w taki sposób rozumowały władze tego kraju, uwielbiający najpierw totalitarne, a następnie autorytarne „wartości”. Dla tych ludzi, nudnych jak „flaki z olejem”, ludzie samodzielnie rozumujący byli ekstremą, którą należało, co najmniej kontrolować. „A nuż” narodzi się wśród nich jakaś kontrrewolucjonista. I co wtedy?

Jak się jednak okazało „beton” z Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, podchodził do miłośników fantastyki tzw. fandomu bardzo indyferentnie. Nawet taki twardogłowy komuch, jakim był Stefan Olszowski, dał na początku lat 80., zielone światło dla wydawania „Fantastyki”, tj. profesjonalnego magazynu literackiego, poświęconego tejże literaturze. Olszowskiemu, który zupełnie nie rozumiał idei fandomu, wydawało się, że takie „pisanie” jest mniej szkodliwe niż protesty młodych ludzi na ulicach.

Fantastyka, oczywiście z różnych natężeniem była w Polsce obecna praktycznie od razu po zakończeniu II wojny światowej. Na przykład w 1946 r., nieznany jeszcze wówczas szerszej publice, niedoszły lekarz, niejaki Stanisław Lem opublikował swoją pierwszą powieść pt. „Człowiek z Marsa”.

Lem był i nadal jest oczywistą ikoną gatunku i środowiska fandomu. Dla znawców tematu nie jest jednak jedynym. Po nim zaczęli pojawiać się kolejni polscy autorzy, tacy jak m.in. Krzysztof Boruń, Tadeusz Zbigniew Dworak czy Konrad Fijałkowski, czy Janusz Andrzej Zajdel. Ludzie ci publikując najpierw w różnego rodzaju gazetkach tzw. fanzinach, a potem pisząc świetne książki, zauroczyli wielu, szczególnych młodych, którzy szukali lekarstwa na komunizm. Autorzy ci wprowadzili Polaków w światy, który tak daleko odbiegały od tej szarzyzny peerelu, aczkolwiek nie prorokowały przyszłości, gdyż nie na tym polega fantastyka!

Co ciekawe, bardzo wielu autorów fantastyki miało znakomite przygotowanie do pisania science fiction. Ludzi ci, w zdecydowanej większości pokończyli uczelnie techniczne. Tym samym mogli bez większych trudności opisywać, w formie beletrystycznej nowinki techniczne, o których uczyli się na uczelniach wyższych. Wielu z nich zrobiło zresztą kariery naukowe, albo pracowało w ośrodkach takich, jak choćby Centralne Laboratorium Ochrony Radiologicznej. Tam etat miał wybitny twórca fantastyki polskiej, czyli wspomniany Janusz Zajdel. Zatem ci, którzy mieli humanistyczne zacięcie, a jednocześnie nie mieli problemu z rozumieniem matematyki oraz zostali obdarzeni talentem pisarskim i bogatą wyobraźnią, potrafili stworzyć fantastyczne historie, jakże inne niż ten cały peerelowski syf, na którego czele stał Jaruzelski i Kiszczak.

Co ważne, z tamtejszego punktu widzenia, ale również z dzisiejszego, ludzie piszący fantastykę potrafili w swoich treściach przemycić wartości uniwersalne, podobnie jak mistrz i niekwestionowany autorytet gatunku, czyli Anglik John Ronald Reuel Tolkien. Wieloletni naczelny „Nowej Fantastyki” Maciej Parowski stwierdził w trakcie jednego ze spotkań: „Chciałbym uniknąć wrażenia, że twórcy fantastyki to byli tacy ludzie, którzy mówili »muszę przyłożyć komunie i układam fabułę, żeby tak wyszło«. Nie, pisało się fantastyczne fabuły w fantastycznych światach. My mieliśmy wtedy koło trzydziestki i nie zawsze byliśmy świadomi, na czym polega presja, jakiej nasz kraj poddano”. Jego słowa uzupełnił jeden z pisarzy – Marek Oramus stwierdzając, że to myślenie zmieniła fantastyka socjologiczna: „Jej specyfika polegała na tym, że się rozszerzało pole widzenia na całe społeczeństwo. Jednocześnie książki próbowały odnosić się do rzeczywistości, w której powstawały. […] Jeżeli chodzi o wkład w walkę z komuną, to byliśmy szeroko czytani, te aluzje się rozumiało, ale na podobnej zasadzie działał kabaret, te przełożenia były proste. I w mniej lub bardziej zawoalowanej formie pisało się to pod postacią jakiejś historii. Przy czym Zajdel, który był takim guru, zawsze mówił: »chłopcy za każdym razem ma być dobra fabuła, bo czasy miną, a dobra fabuła pozostanie«”.

Pomimo to cenzura, bo bez niej nie można było niczego w Polsce Ludowej wydrukować, przepuszczała te treści. Czy ich nie zauważyła, a może świadomie nie zauważała, czy też nie rozumiała, a może uważała za niezbyt szkodliwe… Trudno powiedzieć. Dziś część autorów, piszących w okresie PRL z uśmiechem wspomina, jakie treści i analogie potrafiły cenzorom umknąć.

Ostatecznie teksty fantastyczne drukowano w coraz większych ilościach. Tym samym w drugiej połowie lat 70. narodził się w PRL niemały ruch fandomowy. Oczywiście, jak w takim ruchu często bywa, rozkwitły w nim różnego rodzaju konflikty, spory i kłótnie. Co jednak istotne ruch ten zaczął być na tyle popularny, że w środowisku zrodził się pomysł organizacji konwentów, czyli zjazdów miłośników fantastyki. I tak w latach 80. takich imprez zaczęło być coraz więcej. W ich trakcie zaczytani w fantastyce młodzi zazwyczaj ludzie spotykali się w ośrodkach wczasowych czy też domach kultury, a nawet hotelach, porozrzucanych na terenie całej Polski. Dzięki temu środowisko znakomicie się integrowało. Tym bardziej, że zrzeszało ludzi inteligentnych, oczytanych i otwartych na świat. Osoby te pochłaniały opowieści i książki fantastyczne, dzięki czemu rozmawiano długo i namiętnie. Nie istotne były warunki lokalowe. Najważniejsze było żywe spotkanie i dyskusja, dyskusja i jeszcze raz dyskusja.

Dodatkową atrakcją konwentów byli autorzy fantastyki, którzy chętnie się na nich pojawiali. Tam prezentowali własny dorobek, ale również prowadzili różne wykłady czy odczyty. Ponadto często zabierali głos w dyskusjach. Co istotne ich obecności nie odnotowywano tylko i wyłącznie w salach wykładowych. Ludzi ci znakomicie potrafili skrócić dystans i wychodzili razem ze swoimi fanami do barów, gdzie kontynuowano rozpoczęte wcześniej rozmowy.

Oprócz powyższych kwitła giełda książek. Dodatkowo na konwentach wyświetlano filmy zagraniczne, w różnych językach, które były na żywo tłumaczone. Ależ tam musiała być atmosfera! Tym bardziej że niekiedy puszczano produkcje, które mogły się cenzurze nie spodobać. Z tej sytuacji obrotni młodzi ludzi również potrafili wyjść obronną ręką. Znana jest np. historia, kiedy to cenzorzy, w zamian za kasety z filmami pornograficznymi, przy kielichu, podpisali zgodę na wyświetlanie filmów fantasty.

Słowem warto podkreślić, że fandomy okazały się elementem rozjaśniającym szarą rzeczywistość Polski Ludowej. Szczególnie mocno było to widać w latach 80. Wówczas wspomniana na początku „Fantastyka”, była drukowana w zawrotnej, bo wynoszącej ponad 160 tysięcy egzemplarzy! Ludzie szukali w tym piśmie fabuły, które przenosiłyby ich do zupełnie innego, nierzeczywistego wtenczas świata, ale tak bardzo różniącego się od peerelowskiej codzienności.

Ale fandomy to nie tylko „Fantastyka”, o czym była już mowa. To wspaniały ruch, a w zasadzie subkultura, która pobudzała marzenia o wolności. Jej uczestnikami byli ludzie szukający swobody i oddechu w tym zatęchłym kraju. Ponadto fantastyka robiona w Polsce była również fenomenem, jeżeli chodzi o kraje Bloku Wschodniego. W innych demoludach mogli o takiej literaturze pomarzyć. Słowem: Polak potrafi!