Z hukiem minęła setna rocznica odzyskania niepodległości przez Polskę. Tłumy z biało-czerwonymi flagami, które przemierzały Krakowskie Przedmieście wzdłuż i wszerz, stały się wspaniałą manifestacją uczuć patriotycznych, jakie opanowały serca Polaków.
Tegoroczny Marsz Niepodległości składał się z fenomenalnej liczby 250 000 osób. Obraz oceanu ludzi, który w jednym momencie zaczyna śpiewać Hymn Narodowy i jednocześnie stopniowo roziskrza się na czerwono światłami rac, zapisze się na długo w powszechnej świadomości. Podczas uroczystości centralnych na placu Józefa Piłsudskiego Prezydent Andrzej Duda wygłosił przemówienie, w którym zawarł istotne przesłanie, zrozumiałe dla każdego znającego choć podstawy historii Polski: ojcowie naszej niepodległości, mimo że pochodzili z różnych zaborów, mieli różne poglądy polityczne i różne koncepcje niepodległości, potrafili w momencie kryzysowym spotkać się w jednym wspólnym punkcie. Było nim marzenie o suwerennej Ojczyźnie.
Półtora wieku walk, krwawych nieraz i ofiarnych, znalazło swój tryumf w dniu dzisiejszym. Półtora wieku marzeń o wolnej Polsce czekało swego ziszczenia w obecnej chwili. Dzisiaj mamy wielkie święto narodu, święto radości po długiej, ciężkiej nocy cierpień – tak Józef Piłsudski przemawiał podczas otwarcia pierwszej sesji Sejmu Ustawodawczego w 1919 roku. Idea niepodległości została wcielona w życie dzięki pracy jednego pokolenia. Pokolenia, które kierowało się przede wszystkim odpowiedzialnością.
Przez 123 lata cztery generacje Polaków chwytały za broń i podejmowały działania dyplomatyczne, lecz udało się dopiero piątemu. Marzenie to tak jak szybko się ziściło, tak szybko zostało zaprzepaszczone. Potem przyszliśmy do rządów my – nasze pokolenie. Zniszczyliśmy kraj gospodarczo, mając gębę pełną frazesów społecznych, sprawiliśmy, że w kraju wyrosła olbrzymia, wszechwładna, egoistyczna klasa urzędnicza, która bezprzytomnie ssała inne klasy społeczne, tak ziemianina, kupca czy przemysłowca, jak chłopa i robotnika, stosowaliśmy dziką i bezsensowną politykę narodowościową, prowadziliśmy politykę zagraniczną na wyrost, nieodpowiedzialną, agresywną, chełpliwą i zaczepną, aż wreszcie pchnęliśmy kraj do wojny samobójczej – podsumował fasadowość II Rzeczypospolitej Stanisław Cat-Mackiewicz, król polskiej publicystyki. W tym świetle dobitnie widzimy różnicę, nieznaczną chronologicznie, w sferze mentalności stanowiącą jednak ogromną przepaść. Nieodpowiedzialność polityczna, wyrażająca się traktowaniem państwa na podobieństwo wędrownego obozu, w którym o władzę spierają się dwaj wodzowie, doprowadziły do kolejnej, prawie półwiecznej niewoli narodu polskiego. Dlatego Prezydent mówił o pamięci historycznej. O tym, że nasza troska o państwo powinna być właśnie na miarę troski pokolenia Józefa Piłsudskiego i Romana Dmowskiego. Mówił, że chciałby, aby historia zapamiętała nas jako odpowiedzialnych synów swojej Ojczyzny. Wiadomym jest jednak, że w tym konkursie ocenie podlegać będą przede wszystkim działania rządzących, a dopiero w drugiej kolejności – rządzonych.
Zarządzanie państwem nie może być organizowane wycinkowo, w perspektywie kadencyjnej. Stabilne państwo i stabilna polityka są jak okręt, w którym zmieniają się kapitanowie, a on cały czas płynie do tego samego portu. Może wybierać różne trasy, omijać rozmaite przeszkody, ale cel zawsze pozostanie ten sam. Niezależnie od opcji politycznej państwo zawsze ma tych samych naturalnych wrogów i sprzymierzeńców. Polska polityka zagraniczna zawsze będzie polegała na dostosowaniu dystansu między Niemcami i Rosją, niezależnie od tego, czy rządzić będzie prawica, czy lewica. Polskie społeczeństwo będzie potrzebowało konkretnych, określonych przez aktualną sytuację ekonomiczną rozwiązań, niezależnie od tego, czy będziemy mieli za premiera Jarosława Kaczyńskiego, Donalda Tuska czy Mateusza Morawieckiego. To jest właśnie odpowiedzialność, którą rozumieli Dmowski, Paderewski i Piłsudski. Mimo różnych koncepcji odrodzenia państwa polskiego wiedzieli, że kluczowe dla Polski są górnośląski przemysł, wolny dostęp do morza i odpowiednia przestrzeń buforowa na wschodzie, która stanowiłaby zaporę niezbędną do walki z bolszewicką Rosją. Ojcowie niepodległości rozumowali w kategoriach realizmu politycznego. Czy nie będzie nadużyciem kategoryczne zakwalifikowanie kolejnych pokoleń jako tych, które zmarnotrawiły osiągnięcie swoich ojców?
Węższe ujęcie sprawy pozwala określić ją bardziej precyzyjnie. Polsce nigdy nie brakowało ludzi odważnych. Tabuny młodych Polaków, tych urodzonych tuż po odzyskaniu niepodległości i ich starszych kolegów, ofiarnie oddały życie podczas II wojny światowej. Z pewnością nie byli ludźmi, którzy oczekują fanfar czy luksusów i zdolni są przejeść odziedziczony spadek. Wśród nich objawiło się wielu wspaniałych naukowców, pisarzy czy żołnierzy obdarzonych szczególną fantazją, graniczącą nieraz z zuchwalstwem wobec wroga. Czym różniło się zatem pokolenie, z którego pochodzili Mackiewiczowie, Bocheńscy i Andersowie? Przecież przedsięwzięty wysiłek i ofiara złożona przez naród polski podczas II wojny światowej kilkukrotnie przewyższały ten, który daliśmy z siebie w 1918 roku. Dlaczego jedna, umiejętnie wystrzelona w 1918 roku strzała okazała się groźniejsza niż te setki tysięcy kamieni rozpaczliwie rzuconych na szaniec podczas II wojny światowej? W tym zawiera się diagnoza – umiejętnie prowadzona polityka pozwala odpowiednio i racjonalnie wykorzystać twórcze siły narodu, nieumiejętna kończy się zaś dziejową katastrofą. Odpowiedzialność nie jest tożsama z wrodzonym wizjonerstwem przywódcy, jest przede wszystkim umiejętnością wykorzystania okazji darowanej przez Opatrzność i zniesienia porażki, kiedy Bóg odwróci wzrok. O Filipie Pétainie, marszałku Francji i bohaterskim obrońcy Verdun, Mackiewicz napisał: poświęcił honor własny, by ratować honor narodu. Jego poczucie powinności ściągnęło na niego hańbę i karę śmierci przez rozstrzelanie (ze względu na podeszły wiek zamienioną na dożywotnie więzienie). Stanowisko Marszałka Pétaina wyraża przede wszystkim gotowość do obrony swojej ojczyzny w każdej sytuacji. Bronił jej pod Verdun, bronił jej interesów jako minister wojny, bronił jej jako współpomysłodawca linii Maginota, bronił jej, kiedy Zgromadzenie Narodowe oddało mu władzę w 1940 roku, bronił jej w 1944, kiedy po ofensywie aliantów dobrowolnie chciał oddać władzę de Gaulle’owi, bronił Francji, kiedy odmówił wykonywania obowiązków głowy państwa Vichy, będąc internowany przez Niemców. Francuzi uznali go za zdrajcę, Polacy zrobiliby to samo. Nie lubimy ludzi odpowiedzialnych. Nie lubiliśmy Poniatowskiego, kochaliśmy Augustów, okrzyknęliśmy zdrajcą Wielopolskiego, wspominaliśmy Mierosławskiego, w Berezie zamknęliśmy Mackiewicza, a przyklasnęliśmy Beckowi.
Przywołane przeze mnie przykłady nie mogą być traktowane jako odległa ciekawostka. Te same schematy zachowań powtarzają się w historii, choć niekiedy są ubrane w różne płaszcze. Zmieniły się nazwy państw, ustroje i granice, jednak pryncypia polityki pozostają mimo wszystko te same. Kiedy zapragnęliśmy niepodległości, najpierw musieliśmy nauczyć się odpowiedzialności. Chcąc utrzymać niepodległość, musimy nieustannie przypominać sobie, czym jest odpowiedzialność. III Rzeczpospolita istnieje już prawie 30 lat i trochę zdążyła zobaczyć przez ten czas. W komentarzach bardzo często pojawia się frazes „państwa teoretycznego”. Jest i pozostanie on frazesem, dopóki jego autorzy będą mieli do zaoferowania dokładnie to samo, tylko w nieco innych barwach. Będziemy państwem teoretycznym, dopóki nie nauczymy się, że obchodów setnej rocznicy odzyskania niepodległości nie organizuje się na tydzień przed terminem, dopóki nie zrozumiemy, że nie możemy podniecać się naszym świetnie uzbrojonym pospolitym ruszeniem (WOT), kiedy nasza regularna armia ma starszy sprzęt niż ono. Wreszcie – nie przestaniemy być państwem teoretycznym, jeżeli nie zrozumiemy, że przejmowanie władzy nie polega na wyżynaniu rodziny poprzedniego wodza i obsadzaniu wszystkich urzędów swoimi miernymi, ale wiernymi krewnymi. Często popadamy w błąd Fukuyamy, myśląc o „naszych czasach” jako innych niż wszystkie. Wydaje nam się, że dzisiaj już nie ma wojen, na wszystko są szczepionki, a głód spotkać można tylko w książkach historycznych. Belle epoque też czasem dobiega końca. Przegrywa ten, kto zbyt szybko rzuca wszystkie karty na stół.