Szymon Doliwa: SZERMIERKA AKADEMICKA – W POSZUKIWANIU SPORTOWEGO SACRUM

Rozmyślania o sporcie często wiodą do konkluzji, że sport jest bezkrwawym przedłużeniem wojny — okazją do skonsumowania się ludzkiego dążenia do konkurencji i dominacji nad przeciwnikiem. Co ciekawe ta tendencja często nie realizuje się tylko w osobach sportowców, ale przede wszystkim w kibicach danej dyscypliny sportowej, czego koronnym przykładem może być piłka nożna. Różne sposoby uśmiercania został w sporcie uwznioślone i podniesione do poziomu bezkrwawej sztuki.

Inne teksty z miesięcznika LUX 5/6: TEORIA I PRAKTYKA SPORTU

Spójrzmy na dyscypliny sportowe, w których mierzyli się Grecy w czasie swoich Olimpiad. Zapasy, boks, rzut oszczepem. Zademonstrowanie swoich fizycznych zdolności w potencjalnym uśmiercaniu przeciwnika świadczyło o posiadaniu odpowiednich kwalifikacji do uśmiercania właściwego – dyskiem, oszczepem lub gołymi rękami. Nie da się ukryć, że starożytne postrzeganie sportu miało bardzo silny wymiar duchowy, nie było ograniczone tylko do pustego pokazania większej siły, zręczności czy dzielności. Nie bez powodu na głowę zwycięzcy Olimpiady nakładano laurowy wieniec i czyniono wyłom w murach miasta na znak poczucia bezpieczeństwa z powodu posiadania tak silnego i sprawnego obywatela. Kulturotwórczość starożytnego sportu wyrażała się w czymś więcej niż w trzech paskach na dresie. Niestety przez konsumpcyjne skłonności naszej Atlantydy i postępującą globalizację takich sportów-rytuałów zostało już bardzo niewiele. Sport zdecydowanie zmienił swój wymiar. Z mistycznego ukoronowania tężyzny ciała, stał się komercyjnym widowiskiem pozbawionym swojej pierwotnej, metafizycznej wartości.


Przyglądając się ewolucji różnych dyscyplin sportowych, zauważymy tendencje do pustego brutalizowania się jednych i do rosnącej estetyzacji i kodyfikacji zasad innych gałęzi sportu. Musimy znaleźć rozgraniczenie między wielką galą KSW sponsorowaną przez 3000 marek a duchową walką, którą toczy się podczas zdobycia Mount Everestu lub któregoś z biegunów. Podział ten nie będzie dychotomiczny. Znajdziemy pewnie dyscypliny, które odarte ze swojego pierwotnego ładunku kulturowego zostały sprowadzone do widowiskowej, ale jednak zupełnie bezpiecznej zręczności. Są jak klejnoty, które straciły dawny blask – niby coś warte, ale już tak nie świecą. Ikonicznym dla kultury europejskiej będzie przykład szermierki, która powinna być nam tak bliska (a nie jest) ze względu na doniosłą rolę kulturową etosu oficerskiego, toposu rycerza, czy tak bliskiego nam szlachcica-obywatela z szablą przy boku. Niestety obraz szermierki sportowej, ma się do idei pojedynku jak jazda w Tour de Pologne do jazdy na rowerze z doczepianymi kółkami. Oparta tylko o zręczność, pozbawiona elementu ryzyka i istotnego przedmiotu starcia traci przymiot uszlachetniający jej uczestników. Staje się pustą formą, pewnym odczłowieczonym naśladownictwem.

Czy wobec tego możemy wskazać jakąś bardziej uwzniośloną i jednocześnie współczesną formę starcia na broń białą, która nie została zmielona przez zracjonalizowanie, które tak wielu dyscyplinom odbiera przymiot autentyczności? Piedestał sportowej metafizyki został mocno zachwiany przez głębokie zmiany społeczne, które zaszły na świecie w przeciągu ostatnich 200 lat, więc siłą rzeczy okrojona forma pojedynku przetrwać mogła tylko w środowiskach o wieloletniej i dobrze ugruntowanej tradycji. Na uniwersytecie (sic!).

Do dzisiaj tradycje szermiercze są pieczołowicie kultywowane przez korporacje akademickie funkcjonujące na terenie Polski, Niemiec i państw bałtyckich. Od razu nasuwają się dwa pytania – jaką funkcję pełni szermierka w korporacjach akademickich i dlaczego pojedynek przetrwał akurat w środowisku akademickim. Żeby odpowiedzieć na pierwsze z postawionych pytań, musimy najpierw poszukać odpowiedzi na drugie.

Przyjrzyjmy się zatem średniowiecznej ekumenie i przybliżmy sobie sylwetkę ówczesnego studenta. Świat średniowiecznych akademików nie był zbyt duży. Uczelnie wyższe tworzone z wydatnym udziałem kościoła katolickiego nie były tak masowym zjawiskiem, z jakim mamy do czynienia obecnie. Taki stan rzeczy powodował wzmożoną konieczność podróżowania studentów, którzy wybierali się w długą drogę ze swoich miejscowości, często oddalonych o wiele setek kilometrów od uniwersytetu, celem podjęcia kształcenia. Średniowieczne podróże trwały długie tygodnie, podczas których trzeba było być przygotowanym nie tylko na kaprysy pogody, ale przede wszystkim na napady bandytów i dzikich zwierząt.

To wszystko wpłynęło na powstanie studenckiego przywileju do noszenia broni białej, który ze względu na stanowy charakter społeczeństwa przysługiwał określonym jego grupom i wiązał się z pewnym prestiżem. Charakter studenta na przestrzeni wieków zanadto się nie zmienił. Skłonności do burd, pijatyk i hazardu prowadziły do wielu zwad, które rozstrzygano właśnie na gruncie starcia zbrojnego. Wszystko to funkcjonowało pomimo tego, że pojedynki były surowo zabronione przez kościół katolicki i świeckich książąt. Wyrównywanie często błahych zatargów w drodze zbrojnej nie tylko było naganne z punktu widzenia etyki, ale przede wszystkim było totalnie nieekonomiczne.

Wychowanie i wykształcenie młodego mężczyzny swoje kosztowało, w związku z tym szkoda byłoby, gdyby wszystko poszło na zmarnowanie przez karciane długi lub kolejną pijacką awanturę. Wykształceni lekarze, prawnicy i filozofowie byli potrzebni na dworach, w katedrach i kancelariach. Kolejny zakazy i surowe kary nie pomagały – poczucie honorowości było na tyle silne, że w środowisku patrzono na pojedynki z dużą pobłażliwością i w miarę możliwości nie wyciągano konsekwencji karnych wobec uczestniczących w nich osób. Prawo w działaniu zawodziło. Dużo wody w Wiśle musiało upłynąć, żeby filozofia pojedynku zaczęła być rozwijana i kodyfikowana. Dopiero pod koniec XVIII stulecia zaczęto układać reguły i kodeksy, które miały zmniejszyć śmiertelność pojedynkujących się studentów. Do przestrzegania wyznaczonych reguł dyscyplinowały swoich członków poszczególne korporacje akademickie. Stąd to właśnie rapier stał się jednym z symboli tradycyjnej kultury studenckiej.


Z biegiem czasu początkowo niezbędne głównie do samoobrony umiejętności szermiercze stały się rodzajem finezyjnej sztuki, której opanowanie pozwalało studentom nie tyle bronić swojego honoru, ile uczestniczyć w wysublimowanym rytuale, który wywodzi się właśnie z instytucji pojedynku – menzurze akademickiej. Mensura (z języka łacińskiego, odległość między kontrahentami starcia) jest ściśle skodyfikowaną formą pojedynku/rytuału, którego reguły określone są w różnych comment lub kodeksach honorowych, które obowiązują w różnych ośrodkach uniwersyteckich. Przygotowanie do starcia na broń ostrą, które stanowi istotny element życia członka korporacji akademickiej, było procesem długotrwałym, który wpływał nie tylko na rozwój tężyzny fizycznej, ale przede wszystkim silnej woli i opanowania strachu. Wspólne treningi szermiercze w oczywisty sposób pełnią funkcję spajającą członków organizacji. Z drugiej strony żmudne przygotowania są czasem, w którym kandydat do menzury hartuje charakter i oswaja się ze świadomością starcia. Jeżeli mielibyśmy mówić o menzurze akademickiej w charakterze sportowym, to należy powiedzieć, że jest to sport bardzo specyficzny. Klasyczny element rywalizacji nie wyraża się w dychotomicznym podziale wygrany – przegrany. Tak jak nie ma przegranych himalaistów, tak też nie ma przegranego uczestnika menzury. Brak kategorii wygranego odbiera więc sens liczenia celnych cięć, ran etc. Odbyta menzura jest przede wszystkim świadectwem dojrzałości ciała i duszy. Znakiem, że w obronie bliskich nam wartości jesteśmy w stanie utrzymać rapier w ręce i rysy twarzy nam niestraszne. Menzura jest przede wszystkim szkołą panowania nad własnym ciałem i umysłem.

Szczegółowe zasady szermierczego commentwymagają bowiem nie lada skupienia na tempie, kolejności i rodzajach wykonywanych cięć. Kontrahent powinien przede wszystkim wystać dzielnie na nogach przez przepisową ilość starć, nie wahać się, wytrzymać ewentualne rany i strach związany z ich powstaniem – tylko tyle i aż tyle. Forma współczesnej szermierki akademickiej jest w zasadzie całkowicie bezpieczna dla życia, co nie oznacza, że starcie jest bezkrwawe. To właśnie możliwość bycia zranionym daje uczestnikowi emocje, które wpływają na jego zachowanie w ten sposób, że do przetrwania starca potrzeba czegoś więcej niż samej koordynacji ruchów i siły fizycznej. Polem trafień jest głowa powyżej linii oczu oraz policzki. Stopień obrażeń może być porównywany do obrażeń po walce bokserskiej, choć często może ich po prostu nie być, jeżeli poziom umiejętności szermierzy jest porównywalny. Jednak obecność broni białej, krwi oraz niezwykłej atmosfery starcia powoduje, że poziom adrenaliny potrafi być o wiele wyższy niż w boksie. Warto zwrócić uwagę, że szermierka akademicka jest jedyną współcześnie akceptowalną formą fechtunku na ostrą broń białą, w związku z czym jest praktykowana w studenckim ruchu korporacyjnym.

Celem podsumowania należy odpowiedzieć sobie na fundamentalne pytanie – po co to wszystko? Czy wymachiwanie rapierami w XXI wieku nie powinno zostać uznane za niezbyt mądre wskrzeszanie spokojnie spoczywającego trupa? Może z drugiej strony jest nietrafioną próbą nadania estetycznych ran kolejnej formie prymitywnej brutalności? Chesterton mawiał, że „tradycja nie jest niczym innym jak demokracją umarłych, która nigdy nie podda się małej, choć aroganckiej oligarchii tych, którzy akurat teraz chodzą po tym świecie”. Podobnie jest chyba ze sportem, a na pewno podobnie jest z rytuałami. Przechodzą one konieczne akomodacje przystosowujące je do ich użytkowników – dzięki temu zyskują nową treść. Zdaje się, że honor i obowiązek jego obrony nie jest już nikomu dzisiaj potrzebny. W pracy, w życiu i na wojnie. A skoro sport to przedłużenie wojny? Tym bardziej istotne jest kultywowanie dyscyplin możliwie szeroko wpływających na ducha. Zwłaszcza w dyscyplinach, które dla nas Europejczyków są integralnymi częściami naszego kodu kulturowego.

Inne teksty z miesięcznika LUX 5/6: TEORIA I PRAKTYKA SPORTU