Tomasz Męcki: Kościół się trzęsie od blackmetalu

Powinniśmy się zastanowić, czy nie możemy wykorzystać metalu właśnie do szerzenia dobra. W tym wypadku dogmatyzm wymierzony przeciwko muzyce metalowej wiąże się bezpośrednio z ignorancją zarówno świeckich chrześcijan, jak i duchownych.

Black metal – krótkie ujęcie historyczne

Black is the night, metal we fight/ Power amps set to explode / Energy screams, magic and dreams/ Satan records the first note. To fragment utworu znanej brytyjskiej kapeli Venom, zatytułowany Black Metal. I chociaż to właśnie w tym kawałku niektórzy dopatrują się początku historii black metalu, muzycznie nie przypominał on ani trochę tego, czemu miał dać początek.

Przede wszystkim należy rozpocząć od tzw. pierwszej fali black metalu (BM). Można uznać, że miała ona miejsce w latach 80. XX wieku; to wtedy powoli wykreował się styl, który później przejęły wszystkie grupy muzyczne nazywane później blackmetalowymi. Obok kapeli Venom wskazuje się na duży wpływ duńskiego Mercyful Fate, szwedzkiego Bathory’ego oraz grupy Celtic Frost. Każdy z tych zespołów w jakiś sposób przyczynił się do powstania black metalu. Przykładowo to, co dziś nazywamy corpse paintem (malowanie twarzy na biało-czarno, przy użyciu różnych wzorów), zaczęło się od muzyków z Mercyful Fate.

Jednak „prawdziwy” BM zaczął się wraz z drugą falą black metalu, którą można umiejscowić w Norwegii. Kapele, takie jak Mayhem, Burzum, Darkthrone, Emperor czy Gorgoroth, należą do klasyki „blacku”. Uformował się nowy gatunek muzyczny, charakteryzujący się surowym brzmieniem gitar, wokalem przypominającym skrzek oraz szybką perkusją (tzw. blastami). Warstwy liryczne były przesiąknięte nienawiścią do religii jako takiej, głównie do chrześcijaństwa, często nawiązywały do wątków satanistycznych. Muzycy wprost przyznawali się do mizantropii czy niechęci do świata w ogóle. Wydawać by się mogło, że teksty idealnie pasowały do mrocznej, przesiąkniętej złem muzyki.

Niestety, na samej muzyce się nie skończyło. Początki lat 90. ubiegłego wieku wiążą się z wieloma przerażającymi opowieściami. Varg Vikernes, twórca jednoosobowego projektu Burzum, zabił „Euronymousa”, muzyka Mayhem, za co został skazany na 21 lat więzienia. Ciekawostką jest, że wyszedł po 16 latach, w 2009 roku. Oprócz tego Vikernes, wraz z innymi muzykami, dopuścił się spalenia kilkudziesięciu kościołów. Wiadomo również, że muzycy obmyślali plan zniszczenia katedry Nidaros, wybudowanej w XII w. To tylko namiastka ówczesnego klimatu panującego na norweskiej scenie blackmetalowej.

Jeden z kultowych utworów tego gatunku (przez niektórych uważany za hymn black metalu) nosi tytuł Black Metal ist Krieg (niem. black metal to wojna). W kontekście wydarzeń z Norwegii zdaje się, że pasuje jak ulał.

Black metal dziś

Obecnie BM (jak zresztą praktycznie każdy inny rodzaj muzyki metalowej) grany jest na całym świecie, na praktycznie wszystkich kontynentach. Nie ma aż tak dużej liczby fanów, jak heavy, thrash czy nawet death metal. Można powiedzieć, że – w myśl zresztą założenia prekursorów gatunku – „siedzi w podziemiu”, i tam siedzieć powinien. Poczucie odrębności czy mentalnej izolacji to typowa cecha blackmetalowców, oczywiście w obrębie muzyki i całej mrocznej otoczki, jaką muzycy wokół siebie wytwarzają. Zazwyczaj, poza koncertami i albumami, które wydają, nie różnią się specjalnie od zwykłych ludzi. Ewentualnie stopniem wrażliwości (w przypadku blackmetalowców poziom wrażliwości jest zdecydowanie niższy) czy kontrowersyjnymi poglądami. Zresztą, gdy przypomnimy sobie o wyczynach Norwegów, cieszyć powinien fakt, że mało kto poszedł ich śladami i nienawiść do ludzkości zostaje na poziomie tekstów piosenek.

Jeżeli chodzi o Polskę, możemy się „pochwalić” naprawdę sporą liczbą kapel, które nie odstają poziomem od gwiazd z innych krajów. Wymienić wystarczy Infernal War, Massemord, nieaktywny już Thunderbolt, Furię, Arkonę, Mgłę czy Kriegsmaschine. Zespoły te – bardzo popularne na rodzimym podwórku – często wychodzą poza ścisły krąg fanów black metalu, przyciągając również osoby, które na co dzień nie mają styczności z gatunkiem. Niemniej jednak koncerty nadal grywane są raczej w małych klubach muzycznych lub pubach, na co zresztą nikt się nie skarży. Przecież taki jest „klimat”.

Black metal – czy tylko satanistyczny?

Dyskusja na temat charakteru muzyki blackmetalowej nie należy do najprostszych. Czy BM to – oprócz warstwy muzycznej – pewien konkretny przekaz? Może połączenie obu? Większość prawdziwych fanów gatunku nigdy nie powie, że black metal to po prostu muzyka. Będą argumentować, że to coś więcej, wskazując na pewną nadbudowę, na którą składają się pewien styl i, przede wszystkim, teksty utworów. Ale czy faktycznie tak jest? Nikt nigdy nie zdefiniował, jaki dokładnie przekaz ma nieść BM. Co więcej, mało kto kontestuje „blackmetalowość” kapel, które wcale nie są satanistyczne. Istnieje niemało zespołów, których teksty wykraczają poza utarty schemat black metal – satanizm. Śpiewają o czasach pogańskich, o mitologiach i odwołują się do różnych systemów filozoficznych.

Innym argumentem, przemawiającym przeciwko zwolennikom utożsamiania black metalu z konkretnym przekazem, jest wskazanie na fakt, że, dla przykładu, zespołu disco polo, który pisałby satanistyczne teksty i przyjął mroczny image, nikt nie nazwałby black metalem. Ktoś mógłby zarzucić: „Okej, black metal to nie tylko teksty i image. Dopiero po połączeniu tego z odpowiednią muzyką możemy mówić o black metalu”. Jeżeli się na to zgodzić, wciąż pozostaje co najmniej kilkaset zespołów, które satanistyczne wcale nie są, a które powszechnie uważa się za blackmetalowe.

Zapytałem jednego z muzyków grających black metal (chciał pozostać anonimowy), co sądzi na temat dwuznaczności w definiowaniu tego gatunku.

Właśnie przez ową „dwuznaczność” istnieje wiele sporów na temat tego, czy dany zespół jest blackmetalowy, czy nie. Według jednych black metal jest gatunkiem muzycznym, charakteryzujący się określonymi cechami, dla drugich jest to dodatkowo nierozłączne z pewnym określonym przesłaniem, często kojarzonym właśnie z antychrześcijaństwem czy np. wartościami narodowymi. To drugie podejście jest o tyle absurdalne, że zespołów grających black metal jest masa i tematyka tekstów jest naprawdę różnoraka, od depresyjnych, przez satanistyczne, do takich nietzscheańsko-podnoszących na duchu. Te rzeczy wydają się ze sobą sprzeczne, a jednak występują pod jednym sztandarem black metalu. Dlaczego? Ponieważ ten jest właśnie gatunkiem muzycznym. Tak samo do tematu podchodzi Encyclopedia Metallum [największa na świecie internetowa encyklopedia muzyki metalowej – T.M.] – przy każdym zespole, który znajduje się w jej bazie danych, znajdują się osobne kategorie: „genre” [gatunek – T.M.], gdzie wpisuje się np. black metal, oraz „lyrical themes” [tematyka tekstów – T.M.], gdzie można wpisać dosłownie wszystko, łącznie z wartościami chrześcijańskimi. Zdaniem jednak tych, którzy są zwolennikami drugiej definicji black metalu, takie zespoły powinno się określać mianem „unblack metal”, jako że stoją w opozycji do reszty gatunku.

Chrześcijański black metal

Jeżeli zgodzimy się, że black metal nie ma narzuconej konkretnej tematyki, dlaczego nie mielibyśmy uznać chrześcijańskiego black metalu? Samo pojęcie chrześcijańskiego BM uważane jest za oksymoron zarówno przez wielu fanów tego gatunku, jak i wielu chrześcijan. Obie te grupy miałyby rację, gdyby definicja muzyki blackmetalowej faktycznie zawężała się do zespołów z wyraźnie antychrześcijańskim przekazem. Tak jednak nie jest.

Kilka lat temu powstał film dokumentalny zatytułowany Light in Darkness. Nemesis Divina, poświęcony właśnie chrześcijańskiemu black metalowi. „Anonymous”, muzyk Mortification (death metal) oraz Horde (black metal), uważany za jednego z prekursorów chrześcijańskiego black metalu, tak tłumaczy inicjatywę, którą podjął: Chciałem zaoferować społeczności blackmetalowej alternatywę, inny sposób patrzenia na świat. Sugeruje używanie nazwy unblack metal, która wskazuje na pewne przeciwstawienie się temu, co – przynajmniej teoretycznie – niesie ze sobą black metal, odwołujący się do okultyzmu, zła i Szatana. Unblack metal nie różni się od black metalu pod względem muzycznym, dlatego w praktyce brzmią zupełnie tak samo (i de facto są tym samym gatunkiem muzycznym; nieraz jednak zdarza się tak, że poszczególne podgatunki black metalu definiuje się na podstawie warstwy lirycznej). Zrozumienie śpiewanego tekstu w dużej części przypadków jest niemożliwe, dlatego też, by stwierdzić, z czym mamy do czynienia, powinno się odnaleźć tekst w internecie lub w książeczce z płytą.

Niektóre tytuły utworów mówią same za siebie: Invert the Inverted Cross, Drink from the Chalice of Blood czy Weak, Feeble and Dying Antichrist. Przykładowo Alone in Silence, kawałek Crimson Moonlight, szwedzkiego zespołu grającego chrześcijański black metal, to specyfyczna modlitwa, w której autor wyraża swoją nadzieję i zaufanie do Boga. Wokalista Crimson Moonlight, „Pilgrim”, widzi black metal jako muzykę, która nie ma z góry narzuconego przekazu. Wyraża ona to, co poszczególne zespoły chcą, by wyrażała: Black metal jest narzędziem, które można wykorzystać do szerzenia dobra lub zła.

Tę pierwszą możliwość wybrał również szwedzki zespół Pantokrator, którego nazwa odnosi się do Jezusa, Pana Wszech- świata. Innym przykładem chrześcijańskiego black metalu, tym razem rodem z Norwegii, jest Antestor. Grupa została utworzona w 1990 roku, zatem dokładnie wtedy, gdy w Norwegii zaczynał się okres wspomnianej wyżej drugiej fali black metalu. Ciekawe, że pierwotna nazwa zespołu brzmiała Crush Evil (ang. zmiażdż zło).

W kontekście niebezpiecznej sytuacji, jaka panowała wtedy w Norwegii, a zwłaszcza w stolicy kraju, trzeba przyznać, że muzycy dzisiejszego Antestora wykazali się niemałą odwagą. W początkach swojej kariery zespół otrzymywał wiele pogróżek od przeciwników chrześcijańskiego black metalu.

Również w Stanach Zjednoczonych nie brakuje zespołów grających chrześcijański BM. Bardzo popularny Frost Like Ashes obrał tematykę antypogańską i antysatanistyczną; muzycy w swoich tekstach przeciwstawiają się również aborcji. A wszystko to w formie ekstremalnego black metalu.

Pewnym paradoksem wydaje się to, iż w Europie największym ośrodkiem chrześcijańskiego black metalu jest właśnie Skandynawia. Miejsce, w którym swój początek miała najmroczniejsza i najbardziej przesiąknięta złem muzyka na świecie, stało się polem swoistej bitwy pomiędzy – traktując to z przymrużeniem oka – siłami ciemności i siłami światła.

Jak widzimy, chrześcijański black metal istnieje i ma się całkiem dobrze. Zamiast krytykować muzykę metalową a priori, jak to czyni wielu chrześcijan, powinniśmy się zastanowić, czy nie możemy wykorzystać metalu właśnie do szerzenia dobra. W tym wypadku dogmatyzm wymierzony przeciwko muzyce metalowej wiąże się bezpośrednio z ignorancją zarówno świeckich chrześcijan, jak i duchownych. Wystarczy otworzyć oczy. Być może to jedyna droga dotarcia do fanów black metalu, którzy w swojej ukochanej muzyce znajdują jedynie zło i zaprzeczenie wszelkich wartości. A że forma wydaje się nieodpowiednia? Jak powiedział św. Jan: Duch tchnie, kędy chce. Choćby i przez black metal. Ω

Tekst pochodzi z kwartalnika “Fronda Lux”, nr 69.